Crisp and cleansing the winter air
I dream
Of a world in a peaceful sleep
Snow falling gracefully down
Rejoice in winter's deep charm
I can't wait, I can't wait
Freeze
People gather around the fire
I feel
All the warmth that the cold inspires
Frost covered tree tops are bright
Shimmering silver tonight
I can't wait, I can't wait
I hope snow will fall upon us soon
Everywhere
The whole world veiled in white
I'd be reset to face the seasons
Once again
Yes, on and on falls the snow
Like diamonds from the sky
Our broken hearts - paint them white
Lead us into a wonderland
Pure as the snow - virgin white
A new beginning...
Hyde
Cała Krawędź była pokryta śniegiem, którego ciągle przybywało. Strel o mało w nim nie zatonęła, wolała więc wskoczyć mi na ręce. Tenari rozglądał się z ciekawością po miejscu, przeciw przyjazdowi do którego zawsze do tej pory protestował. Ale chyba wywarło na nim pozytywne wrażenie.
- Nie spodziewaliśmy się, że tak szybko przyjedziecie - powitał nas Ketris. - Aeirana nie ma, jeszcze nie zdążył objechać D'athúil.
- C a ł e g o D'athúil? - zmroziło mnie. - Po co?!
- Mnie nie pytaj, ja tu jestem tylko heroldem - prychnął.
Wzniosłam oczy do nieba z rezygnacją, ale właściwie już postanowiłam.
- No dobrze, w takim razie zabierz mój przychówek do domu - wepchnęłam bardowi w ręce torbę - a ja jadę go dogonić.
- Co przywiozłaś, mrożonki? - zaśmiał się, zaglądając do środka. - Och, już widzę. Światełka. Tylko na co one będą działać, kiedy już je porozwieszasz?
- Na baterie - burknęłam, wsiadając z powrotem na konia.
Nie przypuszczałam tylko, że Tenari nie da się zabrać do domu, tylko zacznie się domagać jazdy razem ze mną... A może jednak powinnam się była tego spodziewać. Coś on za bardzo uparty ostatnio.
Pędziliśmy szaleńczo, nie czując zimna. Pozwoliłam Nindë biec tak szybko, jak tylko potrafiła, i pewnie wyrzucałabym to sobie, gdybym tylko miała czas. A ona niosła mnie gdzieś ponad czasem, ponad przestrzenią. Poza wszystkim.
Prawie już słyszałam tę melodię, która rozbrzmiewa między światami. Prawie. Dlatego jej nie pamiętam.
Właściwie krótko trwała nasza jazda, bo Aeiran wyjechał nam na spotkanie - już wracał z tego swojego objazdu. Oboje równocześnie zeskoczyliśmy z koni i przywitaliśmy się jakby... No właśnie, mogłabym napisać, że jakbyśmy nie widzieli się wieki, ale przecież zawsze w takich chwilach mam wrażenie, że nigdy się nie rozstawaliśmy. Więc jak to inaczej określić?
- Samotny jeździec przemierzający krainę? - zapytałam, wtulając się w niego. - Wpisujesz się w legendę?
- Nie widzą mnie - pokręcił głową. - Jedyną osobą, która ponosi ryzyko, jesteś w tym momencie ty.
- Nieprawda - roześmiałam się. - Tenari też... I jestem pewna, że wzbudziłby większą sensację.
- Może już wzbudza - dobiegł mnie dziwnie wystraszony głos Nindë. - Może go złapali i wsadzili do klatki?
Skrzywiłam się, nie rozumiejąc, co też ona wygaduje. Ale po rozejrzeniu się uświadomiłam sobie, że Tenariego ani śladu.
- Co jest?! - wrzasnęłam. - Nie zauważyłaś, kiedy się odłączył?!
- A ty?! - odparowała. - Przecież cały czas siedział przy tobie! Trzeba było nie odpływać myślami!!
Wzięłam głęboki wdech, próbując opanować drżenie rąk.
- Spokojnie, spokojnie - zaczęłam. - Musimy po prostu wrócić tą samą drogą, na pewno gdzieś tam go znajdziemy.
- Genialny plan - parsknęła Pokrzywa, ale musiała przyznać, że nie miała lepszego.
Tenari wisiał w powietrzu nad jakimś wysokim ratuszo-kościoło-podobnym budynkiem. Wołałam do niego co sił, ale w ogóle nie reagował... Natomiast na samym czubku wieżyczki, bez problemów z utrzymaniem równowagi, stała jeszcze jedna postać o długich włosach, wpatrując się w demoniątko. I nawzajem.
- TEN-CHAN!! - wrzasnęłam jeszcze raz, ale nie dostałam odpowiedzi. Bez namysłu więc zrzuciłam płaszcz i i rozwinęłam skrzydała... Już zapomniałam jakie to potrafi być bolesne, zwłaszcza, że dawno tego nie robiłam. Nie mówiąc już o tym, że mi się sweter podarł.
Nieco chwiejnie, ale jednak doleciałam do Tenariego. Miał zamglony wzrok, wbity w stojącą naprzeciwko kobietę. Nosiła krótkie futerko i wielkie nauszniki, a jej włosy były lawendowe. Spotkałam ją już kiedyś i, choć nie wiedziałam jak się spotkali (kto kogo przywołał telepatycznie), poniekąd rozumiałam Tenariego. Nie miałam jednak zamiaru się przyglądać temu pojedynkowi umysłów - bo że był to pojedynek, nie miałam wątpliwości - i mocno chwyciłam demoniątko w objęcia, sprawiając, że wreszcie się ocknęło.
- Czemu? Mogłem z nią wygrać!
- Ten-chan, wiem, że to nie jest miłe, jak ci ktoś siłą wtłacza wizje do głowy, ale ona jest wyszkoloną psioniczką, a ty...
- To nie jest miłe, kiedy się tym martwisz - przerwał mi. - Chciałem, żebyś mogła przestać.
Zamurowało mnie. To prawda, że się wtedy zdenerwowałam... Ale on się martwił, że ja się martwię?!
- Nie wiem, coś ty za jedna, ale jakim prawem przerywasz nam epicki pojedynek z prawdziwego zdarzenia?! - lawendowowłosa też już doszła do siebie. Kontruluje cudze umysły, a o własny zadbać nie umie... Co to za skleroza?
- Obróżka z dezintegratorem - podpowiedziałam, próbując się mimowolnie nie roześmiać.
- A, możliwe - podumała nad tym chwilę, po czym dramatycznym gestem skierowała na nas palec i przemówiła: - Jednakże... Zaraz oboje doświadczycie, co potrafią zdziałać moje myśli! Żaden dzieciak nie będzie ode mnie lepszy!
Nie zdążyła jednak tego udowodnić, bo nagle popłynęła głośna, lecz kojąca melodia. Dźwięk fletu. Ja i Tenari tylko się zasłuchaliśmy, za to Hifryn zamrugała, przewróciła oczami i najzwyczajniej w świecie spadła z wieżyczki. Na szczęście Ketris przygalopował w powietrzu na No Leaf Cloverze i złapał ją w porę.
- Nie można was na chwilę zostawić samych! - skomentował, kiedy wszyscy znaleźliśmy się już na dole.
- Ty za to zostawiłeś dom bez opieki, dźwiękmistrzu - Aeiran spojrzał na niego spode łba.
- Nieprawda - Ketris uśmiechnął się szeroko. - Została tam jeszcze trójka gości!
Wspomniana trójka gości siedziała na kanapie w salonie. A raczej Noelle i Kaede siedzieli, Sei'Hyô zaś chodził nerwowym krokiem z kąta w kąt. Aeiran zmierzył ich twardym spojrzeniem, po czym przeniósł wzrok na Ketrisa, ale nie skomentował.
- Znalazła się wasza zguba - zwrócił się bard do ducha lodu.
- Nie, tak naprawdę nie nasza - Hyô pokręcił głową, lecz odebrał od niego nieprzytomną Hifryn. - Są bardziej niebezpieczne zguby, które od dawna próbujemy zlokalizować. Ale lepsze to niż nic.
- Czy chcecie uczynić zgarnianie zagubionych dusz waszą tradycją, czy to tylko taki świąteczny odruch? - uśmiechnęła się Noelle. Wydawała się bardziej odprężona niż przy naszym ostatnim spotkaniu, ale nic dziwnego, miała trochę czasu, by dojść do siebie po wydarzeniach, w których centrum się znalazła. Kaede siedział jak najbliżej; co chwilę rzucał w jej stronę szybkie spojrzenia, jakby chcąc się upewnić, że nie zamierza zniknąć mu nagle z oczu.
- Cóż, po prostu im nas tam więcej, tym lepiej - powiedział enigmatycznie Hyô. - Szkoda, że i wy nie chcecie zostać.
- I tak uważam, że jedziemy na Rozdroże za późno - ucięła Noelle. - Ominęły nas wszystkie świąteczne przygotowania, a to taka fajna faza, taka gorączkowa... - przerwała i parsknęła śmiechem, ubawiona czymś tylko dla niej zrozumiałym.
Koniec końców pojechali na Pokrzywie, zachwyconej perspektywą bycia rozpieszczaną na Rozdrożu. Ketris na Cloverze miał ich przeprowadzić przez muzykę, a następnie udać się do Marzenia... Bardzo słusznie.
- A może zostaniesz na kolacji, Hyô-kun? - zapytałam, gdy już straciłam ich z oczu.
- Chcesz ryzykować, że ona się obudzi? - wskazał na psioniczkę. - Nie, dziękuję. Muszę szybko wracać do Tomine, zanim Enrith poda tę świąteczną kolację.
- Was ostatnich mógłbym podejrzewać o świętowanie dzisiaj - wtrącił Aeiran, uśmiechając się krzywo.
- Tomine protestowała, to fakt, ale na koniec nie potrafiła mi odmówić - wytłumaczył mu Hyô. - A kiedy Enrith zabrała się za gotowanie, nie było już odwrotu. Zresztą w taki dzień jak dziś nikt nie powinien być sam...
- Dlaczego nie?
- Bo dziś noc zwycięża dzień i ciemne moce wychodzą na świat...
- ...Szukając serc, do których mogłyby się wśliznąć - weszłam mu w słowo. - Dlatego każdy powinien przebywać w towarzystwie bliskich osób.
- By dzielić się z nimi ciepłymi i jasnymi myślami - przytaknął. - By chronić się nawzajem.
- Ale to ma sens tylko w faktyczny dzień przesilenia - wytknęłam.
- Tutaj następuje ono zawsze w ten sam dzień - wyjaśnił Hyô.
A zatem nie ma lat przestępnych. I krążą takie same podania o "kryzysie zimowym", jak to nazywa Tenari. Kolejne, poza językiem ten'pei, podobieństwa do Starego Świata, kolejne cienie przeszłości.
- Każde święta spędzam inaczej - uśmiechnęłam się, wyglądając przez okno. Pierwsza gwiazdka już dawno świeciła na niebie, a razem z nią mnóstwo innych.
- Ale nigdy nie dajesz się ciemnym mocom - zauważył Aeiran.
- Sama jestem ciemną mocą - prychnęłam. - Pod tym względem myślę raczej o tobie.
- Ja się o siebie nie martwię.
- Tego się domyślam - roześmiałam się. - Ale rok temu...? Nie umiem sobie wyobrazić Przesilenia spędzonego samotnie w podróży do nikąd - przeszedł mnie dreszcz. Dwa lata temu moje święta mogły właśnie tak wyglądać, ale przynajmniej po części zostałam od tego uchroniona. Przez Lexa, o ironio...
- Nie samotnie. Przysłałaś mi to - wyciągnął spod swetra wisiorek z Yin'gian, mieniący się odcieniami niebieskiego. - I wiedziałem, że nie jestem sam.
...Natomiast rok temu spędziłam beztroski wieczór u Vanny, nie przejmując się niczym oprócz rozmiarów mego prezentu gwiazdkowego. A następnego ranka... Następnego ranka...
- Tak dobrego zdania o mnie byłeś? - ścisnęło mnie w gardle.
Uśmiechnął się tylko, przytulając mnie do siebie.
Zapaliliśmy świece gdzie tylko się dało, a Tenari rozwiesił światełka. Dziwne zestawienie, ale nawet ciekawie wygląda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz