one nauczą ciebie, abyś po twojemu robił to, czego chcą one.
Powiedzenie ludu Kes
Nowy dzień zaczęłam od wyprawy do kuchni po herbatę i zadania pewnego istotnego pytania:
- Dlaczego ona wskoczyła na krzesło?
- Pokopało ją - wzruszył ramionami Clayd, a psioniczka prychnęła cała najeżona. Rzeczywiście stała na krześle jakby zobaczyła na podłodze mysz.
- Aha - podeszłam do okna i otworzyłam je szeroko; było nawet dość ciepło. - Sądząc po zapachu spalenizny rozumiem, że masz na myśli zwarcie, a nie utratę rozumu.
- Jedno drugiego nie wyklucza...
- Samiście pokopani!! - wrzasnęła lawendowowłosa, a krzesło niebezpiecznie się zachwiało. - Kto to widział, żeby próbować rozbroić coś, o czym nie ma się zielonego pojęcia!!
- Kto się tak drze w taki piękny ranek? - do kuchni weszła Vanny, zaspana, ale zdecydowanie bardziej odprężona niż wczoraj. - O, odezwała się.
- Niespodzianka, co? - uśmiechnął się Clayd. - Chociaż tyle dobrego wynikło z mojej wielkiej improwizacji.
Psioniczka umilkła zdziwiona, na chwilę się zamyślając i jakby w coś wsłuchując.
- ...Nie słyszy mnie - stwierdziła w końcu.
- Kto taki? - wyrwało mi się, ale nie zwróciła na to uwagi.
- Och, och, nie słyszy mnie! Łączność przerwana! - pisnęła podekscytowana, po czym zreflektowała się i odchrząknęła.
- W takim wypadku nie ma rady - powiedziała dostojnym tonem, przeskakując z gracją na stół. - Winna wam jestem wyrazy wdzięczności - złożyła zamaszysty ukłon w stronę nikogo konkretnego.
Krzesło zdążyło w tym czasie upaść na podłogę.
- Zawsze patrzysz z góry na swoich rozmówców? - zapytałam z zaciekawieniem.
- Jeśli chcę aby poświęcili mi uwagę, jest to niezbędne - zwróciła się znów do wszystkich i nikogo zarazem, wyraźnie upajając się własnym głosem i słowami. - Dowiedzcie się więc z tego miejsca, że ja, Hifryn, nie spocznę dopóki nie spłacę długu wdzięczności!
Urwała na chwilę w oczekiwaniu, a gdy żadne z nas tego nie skomentowało, przycupnęła na brzeżku stołu i spojrzała na nas ze zniecierpliwieniem.
- No to co mam zrobić?
- Możesz odpowiedzieć na pytania - zlitowałam się, widząc, że chce spłacić ten dług jak najszybciej. - Może na początek... Herbaty?
- Nie, dziękuję - odmówiła kategorycznie. - Wolałabym białe wino, herbata wzburza moje myśli.
Vanny, która właśnie zabrała się do parzenia, omal nie upuściła filiżanek ze śmiechu. Ja dla bezpieczeństwa wolałam usiąść.
- Ketris nie zamierza jeszcze wstać? - zainteresował się Clayd.
- Nie... Co to za porządki żeby ktoś spał dłużej niż ja? - mruknęła. - A z druiej strony, może nie chce przebywać w nieodpowiednim towarzystwie?
- Nieodpowiednim! Też coś! - prychnęła psioniczka. - To raczej ja nie wiem, po co był tym przeklętym urządzeniom!
- Nie wiesz? - Clayd również usiadł, przez co odsunęła się przezornie na drugi koniec stołu. - Przecież byłaś jedną z tych, którzy je uruchomili.
- Uruchomili, jasne - burknęła. - Gdybyśmy wiedzieli, że po uruchomieniu zaczną się nam wdzierać do umysłów, za żadne skarby byśmy się tam nie włamywali!
- Wdzierać do umysłów - powtórzyłam w zadumie, huśtając się na krześle. - O ile wiem, znasz się na umysłach. Dlaczego się nie obroniłaś?
- A widziałaś kiedyś maszynę z umysłem?! Jak niby miałam się bronić przed czymś takim?!
- Innymi słowy, przegrałaś ze sztuczną inteligencją.
- Jak bardzo to jest inteligentne, nie mam pojęcia - westchnęła Hifryn. - W każdym razie zaserwowało nam to - dotknęła metalu na swojej szyi - co okazało się całkiem skuteczne.
- Ale skoro już przerwałem kontakt, to chyba można ci to zdjąć...
- Nie dotykaj, tam jest dezintegrator!!! - wrzasnęła histerycznie psioniczka, mimo że Clayd nawet nie ruszył się z miejsca. Dziwne, że szyby nie powypadały z okien.
- O czymś jeszcze powinniśmy wiedzieć? - zapytała delikatnie Vanny.
- To paskudztwo podsłuchało nas, kiedy chcieliśmy uciec i zastosowało środki ostrożności - wyjaśniła Hifryn z ulgą, że trzymamy ręce z dala od obroży. - Gdybyśmy spróbowali użyć portalu... Albo znaleźli się w zbyt wielkiej odległości od domu w górach, unicestwiłoby wszystko w promieniu 5 metrów.
- To niewiele. I czym się tak martwić? - skomentował Clayd, a ona spojrzała na niego jak na szaleńca - Mogliście spróbować jakoś te komputery wyłączyć. Czy na to też by zareagowały?
- A jak myślisz?
- Myślę, że chętnie bym się tam wybrał jeszcze raz. Jakbyś zechciała pokazać, gdzie znajduje się główne urządzenie kontrolne.
- NIE MA MOWY!!! - wrzasnęła jeszcze raz. - Myślisz, że to jakaś wycieczka? A ja jestem przewodnikiem?! Wejdziecie tam i już nie wrócicie!
- Raz już wróciliśmy. W dodatku nie sami - dobiegło nas od drzwi. A ja najzwyczajniej, najgłupiej spadłam z krzesła.
- Niekonwencjonalna metoda wyrażania radości - zachichotała Vanny.
Miałam trzy wyjścia: zaczerwienić się jak burak, zalać się łzami złości z powodu tej kompromitacji albo wybuchnąć śmiechem. Próbując się podnieść, zdecydowałam się na to ostatnie. A kiedy Aeiran podszedł i pomógł mi wstać, wtuliłam się w jego płaszcz i śmiałam się dalej. Z ulgą. Zrozumiał to i przeczekał.
- Gdzieś ty był tak długo? - zapytałam, gdy już złapałam oddech.
- W świecie i ponad światem - odpowiedział zagadkowo. - W swoim umyśle i w istocie tego wymiaru. Twoja siostra się zbliża - dodał, a ja zdziwiłam się, skąd to wie. - Powinna gdzieś tu wylądować lada chwila.
- Serio? - ucieszyła się Vanny. - To ja może pojadę jej naprzeciw. Żeby się znowu nie zgubiła!
Wybiegła, przewracając kolejne krzesło. To już jakieś fatum.
- Jak to byłeś w istocie tego wymiaru? Jak się tam dostałeś? - nie mogłam zrozumieć. - Czy wybranie się na tę całą Krawędź Świata wystarczy by tego dokonać? Co tam, u licha, jest?!
- Miejsce dzikiej energii, dawna boska strażnica - odezwała się cicho Hifryn.
Spojrzeliśmy na nią zaskoczeni. Siedziała poważna i jakby trochę przestraszona.
- Nie przerywaj - powiedziałam powoli.
- Wieki temu, w czasach odkryć geograficznych, stało tam coś w rodzaju świątyni - wyjaśniła. - Wszyscy, którzy udawali się w podróż, zawsze najpierw tam szli i składali obietnice w zamian za bezpieczny rejs... Niekiedy dziwne obietnice. Nawet do końca nie wiedzieli, czemu tak właściwie oddają cześć.
Przerwała opowiadanie, gdy dobiegło nas trzaśnięcie drzwi i szczebiotanie z prędkością karabinu maszynowego. Najwyraźniej Vanny relacjonowała Satsuki wszystko, co nam się do tej pory przydarzyło.
Moja siostra wpadła do kuchni z radosnym piskiem i nie darowała sobie uściskania wszystkich po kolei.
- Słyszałam, że dzieje się tu jakaś filmowa akcja - zagaiła. - Tymczasem wszędzie wokół cisza, spokój i żadne mechaniczne byty na mnie nie napadły.
- Udało mi się je odwołać, przynajmniej na razie - oznajmiła cierpko Hifryn. - Ale dzięki utracie łączności ze mną pewnie szybko ciekawość je pchnie do ponownego zbadania terenu.
Satsuki przyjrzała się jej, kontemplując kto zacz i cała się rozpromieniła na widok nieszczęsnej obróżki.
- Niezły mechanizm - oceniła, oglądając ją z bliska. - A ty jesteś czarnym charakterem? I to ci pomaga w porozumiewaniu się z bazą, zmianie postaci i kontrolowaniu umysłów?
- Nie. To mnie kontroluje - psioniczka odsunęła ją z rozdrażnieniem. - Nie dotykaj.
- Przepraszam za sostrę - starałam się nie parsknąć śmiechem. - Po prostu lubi grzebać we wszystkim, co techniczne.
- Niech uważa, żeby to nie zaczęło grzebać w niej - syknęła Hifryn. - Niedługo pewnie ci, którzy przeżyli i uciekli do innych miast, będą musieli w ogóle opuścić krainę żeby przeżyć. I co wtedy zrobicie?
- Nie będzie nas już tutaj - odpowiedział sucho Aeiran. - Opowiadaj dalej, chcę wiedzieć, w co dałem się wrobić.
- Dobrze - podjęła, krzywiąc się. - Później była wojna gdzieś tam w niebiosach i sytuacja trochę się zmieniła. Tamto miejsce na Krawędzi Świata opustoszało, ale wciąż było "dzikie" i nikt tam nie chodził. Aż w końcu jacyś szaleńcy zbudowali tam dom. Uciekli z niego z krzykiem. Nikt nie zdążył spytać dlaczego, bo natychmiast opuści-i-i... - zająknęła się nagle, sztywniejąc ze strachu. I dopiero teraz zwróciliśmy uwagę, że Satsuki siedzi obok i majstruje jej przy obroży.
- Wiesz co, może idź z tym do jakiegoś pustego pokoju - zaproponował Clayd, uśmiechając się szeroko. - Tam jest podobno dezintegrator.
- I co z tego? - prychnęła moja siostra. - I tak byście za nami poszli z ciekawości.
Grzebała w tej obroży przez parę minut, podczas których Hifryn prawie nie oddychała.
Aż w końcu coś brzęknęło, błysnęło i kliknęło.
I obroża została odpięta.
- Jeśli cały ten Matrix jest tak samo łatwy do wyłączenia, to jestem gotowa go wyłączyć - mruknęła Satsuki nie bez dumy w głosie.
Hifryn z pewnym trudem uprzytomniła sobie, co się właściwie stało i zerwała się z krzesła, najwyraźniej chcąc wykonać jakiś radosny podskok. W porę jednak odzyskała zimną krew. Uśmiechnęła się triumfalnie i jednym susem skoczyła na parapet okna.
- Przebywanie tu z wami było niezapomnianym przeżyciem - powiedziała, znakomicie modulując głos. - Jednak nadszedł czas aby nasze drogi się rozeszły. Być może spotkamy się kiedyś ponownie, jeśli będzie nam to dane!
Przemówiła, rzuciła coś na podłogę i kuchnia zatonęła w obłoku dymu. Pachniał spalonymi liśćmi.
- No to bye-bye, baby - odezwała się Vanny cicho, a w jej głosie czaił się uśmiech. Ale sekundę później się rozkaszlała.
- No nie, dopiero co wywietrzyłam! - zaczęłam wymachiwać rękami. Satsuki podbiegła do okna.
- Nigdzie jej nie widzę - rzekła. - Jak myślicie, pójdzie na nas nakablować?
- Raczej zwieje - wzruszyłam ramionami. - Choć powinno ich być dwoje, może ten drugi nakabluje...
Ketris już nie spał, siedział w pokoju na górze i śpiewał coś dla Ivy, która leżała z zamkniętymi oczami.
- No, pokaż się nam wreszcie - wkroczyłam tam na czele całej procesji. - Moja siostra i Clayd chcą iść do domu maszyn i czekają na twoje błogosławieństwo.
Satsuki pomachała wesoło zanim uświadomiłam jej, że chłopak i tak tego nie zobaczy.
- Po co tam wracać?! - zaniepokoił się.
- Żeby sprawdzić jak i dlaczego to wszystko działa.
- Powiedziałbym, że was złapią, ale... Was chyba nie da się złapać, prawda?
- Prawda, prawda - Satsuki kiwnęła głową. - Zresztą nawet gdyby, za bardzo jestem ciekawa tych komputerów, które chcą podbić świat.
- Zastanawiałem się - rzekł Ketris cicho - czy one rzeczywiście chcą podbić świat.
- Co masz na myśli?
- Wyciągały ze mnie muzykę, prawda? - przypomniał. - Czy robiłyby coś takiego, gdyby chodziło im tylko o walkę?
- I badały Ivy - zadumał się Clayd. - Chyba wiem, do czego zmierzasz. Sugerujesz, że bardziej chodzi im o zrozumienie ludzi? Życia w ogóle?
- Kto wie? Tylko nie mają pojęcia jak się do tego prawidłowo zabrać.
- No to my w nich pogrzebiemy - ucieszyła się Satsuki. - I naprowadzimy na właściwą drogę. Chyba że je przypadkiem wyłączymy.
- Mówicie jakby te urządzenia miały własną wolę - westchnęłam ciężko. - A przecież one nie mogą funkcjonować w ten sposób! Robią tylko to, na co ktoś je kiedyś zaprogramował! - podniosłam głos i w tej samej chwili przypomniałam sobie Ami Hôdemei. Czy ona przez cały czas była tylko zaprogramowana na bycie kochającą siostrą?
- Uważajcie tylko, żeby was coś nie zdezintegrowało - mogłam tylko powiedzieć.
- Wrócimy cali i zdrowi, nie martw się - Clayd pogłaskał mnie po głowie.
- A ta śpiąca królewna nadal bez zmian? - Vanny zerknęła w stronę leżącej Ivy. O dziwo, Aeiran także się nią zainteresował. To znaczy, podszedł i obejrzał jak jakiś ciekawy eksponat.
- Czy ona zamierza tak spędzić całe życie? - zapytał.
- Jak dotąd to życie jej się nie podoba, więc co jej szkodzi - odpowiedziała moja kuzynka.
- Mówiliście, że dałaby radę zgrać się z tym ciałem, gdyby było jeszcze nierozwinięte - przypomniał sobie.
- No więc?
- Mógłbym spróbować ją cofnąć w czasie...
Na chwilę zapadła cisza.
- Jak zamierzasz to zrobić? - przerwałam ją w końcu. - To nie jest roślina ani nawet zwyczajna żywa istota. Dałbyś radę cofnąć naraz duszę i ciało?!
- ...Nie wiem. Nie będę pewien dopóki nie spróbuję.
- Czyś ty całkiem ocipiał?! - Clayd przypadł do niego wzburzony. - Przecież to ciało powinno w zasadzie być martwe! Jak ty sobie to wyobrażasz?!
- Jeśli się nie uda, może przynajmniej opuści to ciało - odparł Aeiran spokojnie. - A jeśli tak, będzie mogła się rozwijać i uczyć bycia człowiekiem. Jedno i drugie wyjście jest dobre.
- Masz rację - powiedziała Ivy, nie otwierając oczu.
- Nie spałaś? - Clayd podszedł do niej z troską.
- Przecież nie można cały dzień spać... Trzeba też czasem próbować żyć...
- Chyba nie chcesz ryzykować czegoś takiego?
- Dlaczego nie? - uśmiechnęła się słabo. - Może zaczęłam ci zazdrościć? Że nie musiałeś z niczego rezygnować? Ja też chciałabym dostać coś od życia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz