To justify all the hurt inside
Guess she knows from the smile and the look in their eyes
Everyone’s got a theory about the bitter one
They’re saying mama never loved her much
And daddy never keeps in touch
That’s why she shies away from human affection
But somewhere in a private place
She packs her bags for outer space
And now she’s waiting for the right kind of pilot to come
And she’ll say to him, she’s saying:
I would fly to the moon and back
If you’ll be, if you’ll be my baby
Got a ticket for a world where we belong
So would you be my baby
She can’t remember a time when she felt needed
If love was red then she was colour blind
All her friends they’ve been tried for treason
And crimes that were never defined
She’s saying love is like a barren place
And reaching out for human faith is
Is like a journey I just don’t have a map for
So baby’s gonna take a dive
And push the shift to overdrive
Send a signal that she’s hanging all her hopes on the stars
What a pleasant dream...
Savage Garden
- A gdyby ją wypełnić śpiewem? - odezwała się ni stąd, ni z owąd Vaneshka.
Ketris odwrócił ku niej twarz bez zrozumienia. Dopiero co rozmawiali ogólnie o muzyce, ale te słowa były wyrwane z kontekstu.
- Choć może niekoniecznie śpiewem. Grą.
- Ale co wypełnić?!
- Pustkę. Tej krainy, o której opowiadaliście - wyjaśniła pieśniarka przepraszającym tonem. - Niemądra jestem, że wypowiadam takie oderwane od wszystkiego myśli.
- Nie, skąd! - zaprotestował Ketris. - Tylko... Dlaczego uważasz, że to by podziałało?
- Jesteś dźwiękmistrzem, prawda? Wiesz więc, ile potrafi zdziałać muzyka, jeśli się jej na to pozwoli.
- Widać jestem wolno myślącym dźwiękmistrzem - roześmiał się. - I różne rzeczy robię bez zastanowienia. Może i mógłbym tam zagrać, zanim wyjechaliśmy, ale moje instrumenty nie przetrwały tej dziwnej wojny z maszynami...
Nastąpiła chwila milczenia; wyjrzałam z zaciekawieniem z kuchni i zobaczyłam, że Vaneshka kręci nad bardem głową jak belferka nad zapominalskim uczniem.
- Mówiłeś, że te urządzenia karmiły się twoją muzyką - powiedziała w końcu. - A czy brały ją z twoich instrumentów? Chyba nie... Tylko z ciebie.
- A widzisz! I oto masz przykład jaki ze mnie dureń.
Uznałam, że wystarczy już tego krycia się i podsłuchiwania.
- Herbata podana! - zawołałam, niosąc tackę z filiżankami. - W dodatku specjalna na poprawę koncentracji, w sam raz dla bujających w obłokach artystów.
- Uprzejme dzięki - Vaneshka złożyła mi lekki ukłon. - Również w imieniu Ketrisa, bo sam chyba nie może.
- Taka... Mocna herbata z pewnością... Uczyni mnie geniuszem - wykrztusił bard.
- Zapamiętam wasze słowa - parsknęłam śmiechem. - Jak już będziecie gwiazdami estrady, zadedykujcie mi waszą pierwszą płytę, to będzie najstosowniejsze podziękowanie.
- To chyba Ketris zadedykuje - zaczerwieniła się pieśniarka. - Ja się nie nadaję do śpiewania przed tłumami.
- No to nie śpiewaj - wzruszyłam ramionami. - Możesz przyciągać te tłumy samą swoją urodą, a już Ketris zajmie się śpiewaniem.
- Nie, nie, ja mogę śpiewać, ale schowana za kurtyną.
- A Miya, skoro jest taka pomysłowa, zajęłaby się organizacją - dodał Ketris. - Koncertów i powstawania owej płyty.
- Nawet nie próbuj mnie wrabiać w coś takiego dopóki nie usłyszę was w duecie! - pociągnęłam go za kosmyk włosów.
- To się da zrobić - uśmiechnął się diabelsko. - Jutro w DeNaNi będzie święto Annicenty Kochającej, więc moglibyśmy zaśpiewać jakąś miłosną balladę.
- Miłosne ballady to chyba nie dla mnie - Vaneshka potrząsnęła swoją burzą loków, a bard złapał się za głowę.
- Nadajesz się na gwiazdę lepiej niż przypuszczasz - westchnął teatralnie. - Już kaprysisz jak primadonna. Co jest, nie dałabyś rady piosence o miłości? Chyba byłaś kiedyś zakochana?
- Byłam - odpowiedziała cicho, posyłając mu lekki uśmiech. - Ale nie był to stan, któremu mogłam podołać. A wolałabym jednak móc zaśpiewać o miłości z odrobiną nadziei.
Złożyła dłonie i spuściła na nie wzrok, jakby trzymała w nich coś pięknego i cennego.
- Miya mi się przygląda, przewiercając mnie na wylot - powiedziała lekko, wręcz wesoło. - A to współczucie w jej oczach jest niemal... Dziwne.
- Miałabym patrzeć z nienawiścią? I to nie jest współczucie - pokręciłam głową. - To tylko tęsknota. I już się nie przyglądam.
- Być może - szepnęła. - Nie znam się na takiej tesknocie jak twoja, więc jej nie rozpoznaję. I nadal się przyglądasz.
- Bo przyszło mi do głowy, że powinnaś teraz nosić kimono i siedzieć pod kwitnącym drzewem wiśni - odparłam szczerze. Rzeczywiście była skupiona i opanowana, a jednocześnie odprężona. Chyba nigdy dotąd jej takiej nie widziałam. Cóż, każda kobieta ma wiele twarzy...
- Wyjaśnij mi coś - zaczęłam przyciskać Ketrisa pod wieczór. - Dlaczego tak uparcie wzbraniasz się przed zdjęciem klątwy?
- Może lepiej by mi było nie patrzeć na świat? - roześmiał się.
- W to nie uwierzę. A już na pewno wolałabym widzieć z kim rozmawiam całymi dniami. Ty nie?
- Ja wiem, wiem, że chciałabyś, bym na ciebie spoglądał z zachwytem - uśmiechnął się szelmowsko.
- Tym razem o Vaneshce mówię.
- A więc tym bardziej - spoważniał na chwilę. - Sama mówiłaś, że jest piękna, prawda?
- Nie zaprzeczam - przyznałam. - Czekaj, mam rozumieć, że nie chcesz na nią patrzeć?
- Nie wpadajmy w takie skrajności - zamachał rękami. - Raczej chcę nie musieć na nią patrzeć.
Nie jestem pewna czy zrozumiałam o co mu chodziło.
Przeszłam z łazienki do pokoju, bezskutecznie próbując zebrać i wytrzeć mokre włosy.
Dlaczego mnie to spotyka? Powinnam była podnieść drżącą dłoń do ust i westchnąć, a nie szamotać się z tym przeklętym ręcznikiem. Powinnam była mieć na sobie coś zwiewnego i delikatnego, zamiast granatowej piżamki w gwiazdki. Nawiasem mówiąc, Tenari ma podobną.
Powinnam była wreszcie rzucić się memu wybrankowi w ramiona, a tymczasem zaczęłam od wymówek. A niech to.
- Mówiłeś, że nas dogonisz - zdjęłam ręcznik z głowy tak gwałtownie, że chlapnęło. - Ale rozumiem, że nawet ty nie jesteś zdolny przewidzieć czasu tamtych światów?
- Być może się tego nauczę - Aeiran podjął rozmowę jakbyśmy się nigdy nie rozstawali. - Bo wygląda na to, że tam pozostanę. Wróciłem na jeden, dwa dni żeby się spakować.
- Jak to, wracasz na Krawędź Świata? - z wrażenia aż klapnęłam na łóżko. - Znaczy, na stałe?
- Powiedzmy, że złożyłem obietnicę - wyjaśnił, a twarz miał przy tym bez wyrazu.
- W takim razie dziękuję, że się pofatygowałeś by mnie o tym zawiadomić.
Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie tak jakoś uważniej. Mniej nieobecnym wzrokiem. A potem syknął cicho i usiadł przy mnie.
- Tak... Pofatygowałem się - westchnął. - Głupi jestem, prawda?
- Pragnienie dotrzymywania obietnic to jeszcze nie głupota - powiedziałam już łagodniej, uświadamiając sobie nagle to wszystko, co wymieniłam powyżej.
Nie odrywał ode mnie oczu, gdy pozwoliłam mu się przytulić. Sporo w tych oczach zobaczyłam. Ale to tylko dla mnie, nie umiem o tym pisać.
- Mówiłeś, że już nie chcesz być bogiem - przypomniałam.
- Jeszcze sam nie jestem pewien, czym miałbym się tam stać.
- Bylebyś nie przestał być sobą - wtuliłam się w niego mocniej. - Czy tak właśnie z nami będzie, że ciągle się będziemy rozbijać po światach i mijać w przelocie?
- Być może będę bliżej niż nam obojgu się wydaje - usłyszałam w odpowiedzi. - A w razie czego... Tę obietnicę zwyczajnie złamię.
- Teraz cię nie poznaję - roześmiałam się. - Ale nie waż się wyjechać bez porządnego pożegnania, jasne? Chcę sobie zrekompensować obecną sytuację.
- A co jest złego w tej sytuacji? - Aeiran również się uśmiechnął. No cóż. Skoro nie dostrzegł pewnych rzeczy, nie miałam zamiaru mu ich wyjaśniać.
I dobrze, że tego nie zrobiłam, bo nagle do pokoju wleciał Tenari, a za nim wszedł Ketris. Nie, nie chcę twierdzić, że nie mogłam znieść ich widoku i że cała ta scenka stała się koszmarna, ale... No właśnie, ale.
- Pójdę już - stwierdził Aeiran, podnosząc się niechętnie. - Chociaż chyba przyspieszam w ten sposób swój wyjazd.
- Dokąd? - zapytał Ketris z dość błędną miną. Chyba czuł się jak podczas zabawy w ciuciubabkę - ani nie wiedząc gdzie jest, ani w którą stronę ma się zwrócić żeby wiedzieć kogo szuka.
- Z powrotem do D'athúil - wyjaśniłam i nagle zaczęło mi się zbierać na śmiech.
- Ja też chcę pojechać - tych słów się po bardzie nie spodziewałam.
- Dobrze - Aeiran skinął głową. - Ale sam nie jestem jeszcze pewien kiedy tam wrócę. Bądź więc gotowy o każdej porze...
- Postaram się - Ketris uśmiechnął się niepewnie. Czekał na dalszy ciąg.
- Powinienem ci podziękować.
- A pewnie - mruknął bard w odpowiedzi. - Rzecz w tym, że po czymś takim dochodziłbym do siebie przez następne cztery lata.
- Wiem. Dlatego dotąd tego nie zrobiłem.
Powiedziwaszy to Aeiran uśmiechnął się do mnie lekko i zniknął.
- Ketris - zaczęłam tonem, który chyba wydał mu się złowieszczy.
- Ja nic nie widziałem! - zawołał w swojej obronie.
- Zdaję sobie z tego sprawę - próbowałam nie wybuchnąć śmiechem. - Chciałam tylko spytać, jak tu trafiłeś.
- Chyba za Tenarim - zmieszał się. - Nie wiedziałem dokąd idę... Właśnie, gdzie właściwie jestem?
- U mnie w mieszkaniu - odpowiedziałam powoli. - Słuchaj, tu się wchodzi przez ścianę łazienki. Z herbaciarni wejścia nie widać... Ale tobie to nie przeszkadza, racja - sama sobie odpowiedziałam i wreszcie przewróciłam się ze śmiechu. Ten-chan wykorzystał sytuację i zaczął mnie podduszać poduszką. Ledwo umknęłam.
- Chyba nie będziesz miała mi za złe, jeśli tak szybko się wyniosę?
- Chyba nie będę - złapałam w końcu oddech. - Ale przypomniałeś mi, że jutro dzień miłości w DeNaNi, dlatego wybieram się do Lilly żeby go uczcić. A ty jedziesz ze mną, pokazać się i dać sobie zdjąć kątwę.
- Chyba nie będę miał wyboru - uznał Ketris z pokorą. - A teraz... Mogłabyś mnie odprowadzić z powrotem? Położyłbym się...
Ciągle chichocząc, pociągnęłam go do herbaciarni, gdzie czekała kanapa z pościelą w chmurki. Ale zanim wróciłam by sama udać się spać, wiedziona impulsem zarzuciłam Ketrisowi ręce na szyję i mocno go uścisnęłam.
- No, no - uśmiechnął się szeroko. - Czy to jest podziękowanie od ciebie?
- A jak myślisz? - odpowiedziałam pytaniem.
- Myślę, że kiedyś wydawałaś mi się rozsądna. Ale chyba pora zmie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz