Mezz'Lil na widok Ketrisa
nie omdlała z wrażenia tylko dlatego, że nie był to dla niej pierwszy
zaskakujący powrót tego dnia... To znaczy, może odwiedziny Shet'Lara nie
były może aż tak zaskakujące, ale na przykład Ka'Shet była w lekkim
szoku. Pewnie dlatego, że nie zawiadomiła go o przenosinach do DeNaNi
(półtora roku temu, bagatela), a tymczasem sam trafił do swojej gromady.
I od razu został zasypany dość niekonsekwentnymi wymówkami, dlaczego
dopiero teraz. Co jak co, ale miłość matczyna w wykonaniu Ka'Shet
mogłaby być niezłym materiałem do badań psychologicznych.
Zabraliśmy ze sobą Tenariego, bo byłam ciekawa jak smoki zareagują na
kolejną istotę z Chaosu i nawzajem. Mały był wniebowzięty i fruwał po
całym kompleksie jaskiń, ścigany wytrwale przez dwa lotofenki. Tak, dwa -
bo Pokrzywa dostała ataku dziwnego poczucia humoru i prawie nie można
jej było odróżnić od Strel. Chyba że się zapomniała i odezwała ludzkim
głosem.
- SPREAD YOUR LOVE! - wykrzyknęłam, wpadając do Sali Światłości. Siedząca tam Ka'Shet spojrzała na mnie wilkiem.
- Popieram, popieram! - odkrzyknęła Lilly i rzuciłyśmy się sobie z
piskiem w objęcia. W tym roku zamiast wysyłać sobie kartki, po prostu
się spotkałyśmy i też było dobrze.
- W każdym świecie musicie sobie znaleźć dzień do świętowania miłości -
dobiegł nas ironiczny głos Ka'Shet. - Jakby nie było poważniejszych
spraw.
- Ale proszę pani - wtrącił Ketris, nieświadom, że zwraca się do dwunastometrowego smoka, od którego może zaraz dostać ogonem. - Chyba w
jeden dzień w roku można dać się ponieść uczuciom i zatańczyć na ulicy?
- W taki mróz? - prychnęła.
- Oj, babcia też mogłaby przestać być taka zimnokrwista - mruknęła Lilly.
- Sama jesteś zimnokrwista, niemądra dziewczyno - odpaliła Ka'Shet i wymaszerowała z godnością.
- W świetnym humorze dzisiaj jest - zauważyłam.
- Prawda? Bo wreszcie może pokłócić się z tatą - uśmiechnęła się Lilly. -
Bardzo go jej brakowało... Mi zresztą też. A tyle obiecał mi
opowiedzieć! Mówił, że ma pracę z przygodami.
- A ja tam u niego kiedyś byłam - przypomniałam sobie. - Ale się nie
spotkaliśmy. Chyba nie będzie miał nic przeciwko, jeśli też posłucham?
- Jasne, że nie, tylko na razie odsypia. W ludzkiej postaci, hihihi! Babcia mówi, że go zaraziłam człowieczeństwem.
- Deprawatorka - dałam jej kuksańca. - No to może w międzyczasie zrobisz coś z klątwą Ketrisa?
- Spróbuję - dobrze, że bard nie widział jej niepewnej miny. Ale chyba usłyszał niepewność w głosie.
- A co jeszcze zamierzacie dzisiaj robić?
- Wpaść się do Solen, a konkretnie do Cantioli... Nie wybrałabyś się z nami?
Trafiliśmy w sam środek zabawy - bo jeśli jest w Solen miejsce, w którym
pierwszy z trzech dni w roku poświęconych "tej bogini o głupim imieniu"
(jak ją bluźnierczo określa Clayd) świętowany jest huczniej niż gdzie
indziej, jest to właśnie Cantiola. Ketris nabył sobie nowy flet, a ja
zastanawiałam się, dlaczego właściwie jestem tu sama.
- Ze mną jesteś, cicho mi tu - ucięła Lilly.
W rezultacie nasza wyprawa skończyła się wieczorem... Choć właściwie się
nie skończyła, bo następny przystanek był nie w Blue Haven, a w
Marzeniu. Vaneshka bardzo się ucieszyła, że Ketris ma wreszcie otwarte
oczy i, co dziwniejsze, również zadeklarowała chęć wyjazdu do D'athúil.
- Mnie nie proś, to nie ja tam jadę - westchnęłam, a bard stwierdził, że jeśli o niego chodzi, nie ma nic przeciwko.
- Więc może mogłabym cię tu od razu zostawić - powiedziałam mu. - I pożyczyć wam Pokrzywę.
Zainteresowana odwróciła łebek w moją stronę i fuknęła.
- Zostawić go tu? Czyżbyś się jeszcze gdzieś dzisiaj wybierała? - zapytała Vaneshka.
- Być może - skinęłam głową.
- W takim razie zostaw mi również Tenariego - zaproponowała. - Będziesz wtedy mogła spokojnie wrócić o poranku.
- Ciekawe, skąd ten pomysł - mruknęłam. - A wy nie zamierzacie się dzisiaj albo jutro dobrze bawić?
- Leo i Milanee jak zwykle okazują sobie najcieplejsze uczucia -
roześmiała się. - Carnetia wyszła gdzieś z Blue i zapowiedziała, że wróci
najwcześniej jutro, a Egila znowu nie ma. Więc najwyżej poćwiczymy z
Ketrisem tę sławetną miłosną balladę.
Czy bard się zaczerwienił, czy tylko mi się wydawało? W każdym razie
pożegnałam ich z nadzieją, że Aeiran zechce zabrać oboje. Może ułożą
pieśń dla D'athúil, kto wie?
Przy okazji - w Marzeniu nadal wisi ta gwiazdkowa jemioła. O bogowie...
Leżał bez ruchu, ale nie był pogrążony we śnie. Wpatrywał się w sufit...
A raczej w przestrzeń, bo wymiar już prawie nie przypominał siedziby
mieszkalnej. Spojrzałam na niego i westchnęłam, zastanawiając się, co
też robi, kiedy nie jest przy mnie.
- Czy to zemsta za wczoraj? - zapytał cicho.
- Być może... Tutaj na pewno nikt się nie wepchnie znienacka - rozejrzałam się. - Prawie nic sobie tu nie zostawiłeś.
- Mógłbym w zasadzie już wyjechać - Aeiran podniósł się i dał znak, bym
usiadła obok, ale jakoś wolałam stać. - Tylko, że coś mnie
powstrzymywało. Teraz już wiem, co.
- I dobrze, bo Vaneshka też chce z wami jechać.
- Skoro tak, nie będę jej zabraniał. Przyszłaś, żeby mnie o tym zawiadomić?
- Nie, i tak by się wydało - uśmiechnęłam się. - Przyszłam, bo dziś
ludzie tańczą na ulicach i nikt nie powinien siedzieć w domu sam.
- A ty pewnie masz ochotę też wybrać się gdzieś, gdzie nas porwie muzyka? - podniósł się szybko i wreszcie się trochę ożywił.
- Do tańca niepotrzebna jest słyszalna muzyka, nie pamiętasz? -
zawirowałam na palcach. - Zresztą wystarczy mi, że mogę sobie na ciebie
popatrzeć.
- To takie ciekawe zajęcie? - spytał z przekąsem.
- Jesteś ciekawszym widokiem niż sufit - odparowałam. - Skąd mogę
wiedzieć ile czasu tutaj upłynie zanim się znów zobaczymy? Chcę cię
pamiętać jak najdokładniej.
- Mówisz jakbyśmy mieli się nie widzieć przez lata.
- Raz na jakiś czas mogę sobie pozwolić na odrobinę egzaltacji -
chciałam utrzymać uśmiech, ale ściskało mnie w gardle. - Poza tym...
Będziesz daleko.
W odpowiedzi zbliżył się najbardziej jak to tylko było możliwe. I
zaczęliśmy szukać własnego tempa, własnego rytmu. Rozkołysał mnie sobą.
- I będziesz miał za jasno w domu - nie ustawałam jednak. - Słońce ci będzie wpadało przez te wielkie okna.
- W takim razie kiedy przyjedziesz - zaczął hipnotyzującym głosem - będziesz mogła patrzeć jak zachodzi... A gdy przyjdzie noc, zapalisz
świece.
Mówił, a ja z każdym słowem coraz bardziej miękłam. Nie wiem czy to ta
perspektywa tak do mnie przemawiała, czy od naszego tańca zakręciło mi
się w głowie, czy może atmosfera nagle zgęstniała? A może wszystko
jednocześnie?
- Przyjadę i zapalę świece - zgodziłam się. - Ale to nie zmienia faktu,
że będę tęsknić. Już tęsknię. Bez przerwy tęsknię. Coś ty ze mną zrobił?
Aeiran przystanął, ale nie ściągnęło mnie to na ziemię. Nadal byłam melodią.
- A co powinienem zrobić?
- A czego byś chciał?
Milczał jakby się namyślał, aż w końcu mnie pocałował - mocno i długo, i pragnęłam tak zostać już na zawsze - jednak w końcu usiedliśmy i ukrył twarz na moim ramieniu.
Jego oddech łaskotał mnie w szyję.
- Chcę żebyś mnie pamiętała jak najdokładniej.
Czy gdy za kilka lat to przeczytam, popukam się w czoło z rozbawieniem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz