Gardło mi zaczęło wysiadać...
Pół dnia uskuteczniałam akcję "poczytaj mi mamo" z Egilem w roli
dziecka. Co prawda jest nieco mniej uciążliwym przypadkiem niż Tenari,
bo wie, kiedy zachować umiar, ale z drugiej strony przez ponad miesiąc
bez demonka zaczęłam się powoli od tego odzwyczajać... Aby
wygospodarować sobie chwilę odpoczynku zadzwoniłam do Marzenia i
zawiadomiłam lokatorów, że skoro tak polubili mojego gościa, mogę im go
wypożyczyć, a odbiorę kiedy mi się zechce. Cóż, mam nadzieję, że Egil
wróci cały i zdrowy psychicznie - Leo postanowił zabrać go do Anty...
Natomiast ja usiadłam przed otwartą na oścież Szafą, aby zrobić przegląd zamieszkujących ją
dziwnych rzeczy. Tak, nie od dziś myślę o tym
nieodłącznym składniku Blue Haven jako o czymś jeśli nie żywym, to w
każdym razie do takiego zbliżonym i niekoniecznie ode mnie zależy, co w
danej chwili znajdę w jej wnętrzu.
Po pół godziny w herbaciarni panował twórczy bałagan, ja zaś stałam
przed lustrem, przyodziana w fantazyjny strój, który charakteryzował
wysoki kołnierz, szerokie rękawy oraz mnóstwo siateczki i koronek.
Niemal jak ubrania Vaneshki, z tym, że to pasowałoby raczej do twardej
kobiety z charakterem... A już na pewno z innym charakterem niż mój. W
każdym razie taką scenkę zobaczył Aeiran, gdy się pojawił. Jakżeby
inaczej, nie mógł przybyć w jakimś n o r m a l n y m momencie? Gorzej już być nie mogło... Chociaż nie, mogło. Mógł być Lex, oczywiście.
Omiótł wzrokiem całe pomieszczenie i jago nieszczęsną właścicielkę,
stojącą z założonymi rękami i czekającą aż coś powie, ale nie. Tylko
patrzył, kompletnie bez wyrazu.
- Skoro nigdy nie widziałeś, w jaki sposób robię porządki, to lepiej uciekaj - to ja musiałam odezwać się pierwsza.
- A to jest pewnie...podomka? - spojrzał jeszcze raz na mój strój, na
co zaczęłam się gorączkowo rozglądać za czymś stosowniejszym.
- Nie, to jest prezent urodzinowy - burknęłam. - Dostałam go w zeszłym
roku od Geddwyna, gdy jeszcze kontaktowaliśmy się tylko listownie.
Pierwsz raz mam to dziś na sobie.
- Czy mam się domyślać, że weszłaś w ten... strój portalem?
- Niby dlaczego? - zbaraniałam.
- Nie ma żadnych zapięć, a jest dość... dopasowany - w jego głosie
rozbrzmiewało rozbawienie. - Zakładam, że jakoś trzeba w to wejść.
- Nie jest ważne zakładanie tego stroju, lecz zdejmowanie - ogarnął
mnie wisielczy humor, gdy przypomniałam sobie instrukcję, jaką Geddwyn
dołączył do tego ubrania. - Polegające mianowicie na rozerwaniu przez
kogoś ogarniętego szałem namiętności - ciągnęłam sucho, zapominając na
chwilę, że jednak nie rozmawiam z Lexem.
- Powodzenia - usłyszałam w odpowiedzi.
Wyprowadzona, nie wiedzieć dalczego, z równowagi, zaczęłam zbierać
porozrzucaną zawartość Szafy. Kiedy się obejrzałam, Aeiran siedział na
kanapie, plecami do mnie. Westchnęłam i wypuściłam wszystko z rąk.
- Herbaty?
Skinął głową, poszłam więc do kuchni zaparzyć co było pod ręką. Gdy
wróciłam i usiadłam na kanapie z dwiema filiżankami, mój gość nadal na
mnie nie patrzył.
- Czyżby któreś z nas miało zły dzień? - zaryzykowałam.
- Ty takiego nie miałaś zanim się nie pojawiłem - odpowiedź nadeszła
niespodziewanie szybko. Podałam Aeiranowi herbatę. Odstawił ją na
stolik, nietkniętą.
- Jakoś mi się głupio zrobiło, że wpadłeś akurat gdy natchnęło mnie na odstawianie cosplayu - burknęłam. - Zwykle tylko ja i najbliższe przyjaciółki widzą jak zachowuję się... - zadumałam się. - Jak dziecko?
- I tylko tyle? - usłyszałam. - Jeśli
dziecięcość jest nieodłączną częścią twojej natury, niech tak pozostanie.
- Nie przeszkadza? - uśmiechnęłam się krzywo.
- Wcale.
- No to chodź - ja również odstawiłam filiżankę i pociągnęłam Aeirana w
kierunku Szafy. - Skoro się już pokazałeś, możesz mi pomóc w sprzątaniu.
- Wydawało mi się, że ma kto ci pomagać - rozejrzał się. - Ale chyba się przeliczyłem.
- Wygoniłam - odpowiedziałam krótko i zwięźle.
- Jak się czuje?
O, to było coś nowego...
- Dobrze - wyjąkałam. - Dlaczego pytasz?
- Bo cofanie mocy Świętego Słońca nie było łatwym zadaniem - wyjaśnił. -
Kto wie, jakie jeszcze mogą być tego efekty. Może przestanie się
starzeć. A może się cofnie do granic możliwości. Wszystko jest możliwe.
- A ty się tak o niego troszczysz?
- Oczywiście. Moja duma ucierpi, jeśli się okaże, że zawaliłem sprawę.
Prychnęłam cicho, ale moją uwagę przyciągnęło coś błyszczącego na
podłodze - pewnie wypadło z Szafy. Pochyliłam się, mając nadzieję, że to
nie Kryształ Niebios.
- Co to takiego? - zainteresował się Aeiran.
- Wspomnienie - odpowiedziałam cicho. - Naszyjnik od Artena. Tak długo nie mogłam go znaleźć...
Nie pytał już więcej. Zamiast tego podniósł coś innego, a ja wyjęłam mu
to z rąk. Dobrze pamiętałam, co znajduje się w tym czarnym pudełku.
- Pokazać ci moje przeznaczenie? - zapytałam z lekką drwiną i uchyliłam
wieczko. - Marzy o nim większość małych dziewczynek, tak mi się wydaje.
- Ale nie ty - Aeiran spojrzał na srebrzystą koronę, wyglądającą na
utkaną z kropli rosy. - Inaczej nie chowałabyś tego przed światami.
- Nie mam pojęcia dlaczego Cirnelle mi ją podarowała - zamknęłam
pudełko i odłożyłam na dno Szafy. - Ty też pewnie ciągle nie wiesz,
dlaczego dostałeś miecz? - a gdy pokręcił głową, mruknęłam: - Bo ja
przecież nie nadaję się do rządzenia czymkolwiek.
- A może jednak, tylko jeszcze o tym nie wiesz?
- Władza ogranicza wolność - westchnęłam. - Nie tylko poddanych, ale i władcy.
- A jeśli jest tylko symboliczna?
- Co masz na myśli?
- W tej chwili nic - odpowiedział. - Ale kto wie...
Już bez szemrania poskładaliśmy wszystko na miejsce, a potem wypiliśmy zimną herbatę.
- A jednak mam niezłe wyczucie, kiedy tutaj przyjść - stwierdził Aeiran
na pożegnanie. Minął się z depeszą - srebrzystą, metalową płytką o
intrygującej treści.
Wpadaj, kiedy zapragniesz. Małego możemy Ci oddać. C.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz