16 XII

No dobrze, postać w czarnej opończy to jedno, ale Nindë była również obwieszona naszymi rzeczami, które musieliśmy szybko z niej zdjąć. Inaczej bez końca przechwalałaby się, jak to uciekła przed strażą i pędziła przez międzysferę nie gubiąc niczego. Zanim przyszliśmy, zdążyła o tym opowiedzieć wszystkim zebranym pensjonarkom. Dwa razy.
- Ale skąd wiedziałaś, co robić, skoro rozdzieliłaś się z Violet i Cloverem? - nie mogłam wyjść z zaskoczenia. - I tak łatwo znalazłaś to, co należało?
- Ot, jakoś tak po drodze spotkałam złodzieja - Nindë potrząsnęła grzywą; widać było, że jest zadowolona z siebie. - Chował się w kącie z tymi wszystkimi bagażami i mieczem, więc go kopnęłam.
- Ale to był nasz złodziej! Po naszej stronie! - podłamałam się lekko. Ciekawe, którego z nich tak urządziła.
- Teraz to sama o tym wiem. Ale chyba nie żywił urazy, skoro dołożył mi jeszcze ten prezent - machnęła głową w kierunku leżącego już na ziemi "prezentu", nad którym pochylali się profesor Nentris i doktor Evesta. Najwyraźniej zastanawiali się, co mu wlać do gardła, żeby odzyskał przytomność. I może żeby po odzyskaniu przytomności nie zrobił od razu czegoś głupiego. Niby nie miał przy sobie broni, ale najprawdopodobniej miał magię...
- Zdecydowanie musimy się gdzieś razem wybrać - stwierdziła Vylette. - Nie żebym tutaj narzekała na nudę, ale przygody z tobą zawsze są najbardziej absurdalne.

Przywrócony do przytomności Nemmilar rozsiadł się w fotelu w gabinecie dyrektora. Podobny do siostry, wysoki i o ostrych rysach, całkiem nieźle odgrywał pana sytuacji, choć przecież było nas pięcioro i mieliśmy broń. Tymczasem przyjrzał się moim przymusowym towarzyszom jak interesującym zwierzątkom, zupełnie zignorował Vylette, a na mój widok uśmiechnął się krzywo.
- Kto by pomyślał, że Thanderil może mieć rację? - przemówił wreszcie. - Po co władcom zamku Nadzieja tarcza naszej księżnej? Jeśli chcieliście wywołać wojnę, istnieją łatwiejsze sposoby...
Przez chwilę stałam osłupiała, próbując zrozumieć, o czym on mówi. Niestety, kiedy już to rozgryzłam, wcale nie było mi z tym lepiej.
- ...A jeśli chodziło tylko o tarczę, nie musiałaś zjawiać się osobiście. Wystarczyliby twoi złodzieje.
- Czy ja źle słyszę? - wykrztusiłam. - Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, twoja siostra nałożyła na mnie geas i tylko dlatego zjawiłam się w waszym zamku. A złodzieje działali na własną rękę - dokończyłam, starając się brzmieć przekonująco. Bo kto jeszcze niedawno mówił do Pokrzywy coś tam o "naszym" złodzieju?
- Oczywiście - Nemmilar powoli pokiwał pokrytą wzorami głową. - To wszystko wielkie nieporozumienie, zgadza się? I porwaliście mnie... po to tylko, żeby to wyjaśnić?
- Nie, po to, żebyś to ty nam wszystko wyjaśnił - odparowała Disandriel. - I przy okazji zdjął z nas ten idiotyczny czar.
- I tak chcecie mnie przekonać? Groźbami?
- Jeszcze nikt w tym towarzystwie nie zaczął ci grozić - zniecierpliwiła się Vylette. - Może przemiana w dżdżownicę dobrze ci zrobi.
Uniosła swoje magiczne berło zwieńczone gwiazdką w taki sposób, jakby zamierzała wyrżnąć kapłana przez łeb, a nie rzucić zaklęcie. Nemmilar chyba dopiero teraz zauważył jej obecność i podniósł się z fotela, unosząc dłonie, jakby do rzucenia zaklęcia. Na ten widok Disa prędko otoczyła go barierą, mającą chronić... Vylette przed nim? Czy odwrotnie?
- Za pozwoleniem - zwrócił się do niej Edge. - Proszę się nie wtrącać. To nie pani problem.
- Póki okupujecie moją szkołę, to jest mój problem - obruszyła się. - Najlepiej przestańcie się z nim tak cackać. Może po prostu poproszę Andante, żeby uwarzył jakiś eliksir posłu... kooperatywności?
- Lepiej nie - mitygował ją Cuan. - Przecież dopiero go docuciliśmy.
Ja tymczasem przycupnęłam na dywanie naprzeciwko Nemmilara i postukałam palcem w barierę ochronną.
- Wyjaśnijmy coś sobie: nie mam żadnych zatargów z twoim księciem - powiedziałam tak spokojnie, jak tylko potrafiłam. - Ale dopóki nie zdejmiesz z nas geas, nie będę w stanie odstawić cię do domu.
Mówiłam absolutną prawdę, bowiem Pokrzywę odesłałam prewencyjnie na Rozdroże, a Vylette nie znała drogi do zamku Przeciwność. Niestety blady jegomość nie dawał sobie przemówić do rozsądku:
- Ależ to żaden problem, wystarczy, że wrócimy wszyscy razem. W końcu jeszcze nie wywiązaliście się z umowy.
- Za pozwoleniem, z nikim się nie umawiałam. Nemhathir nałożyła mi tę smycz bez mojej zgody.
- A także bez mojej - dodał Edge, patrząc na niego nieżyczliwie. - Gdybym o tym wiedział, zażądałbym pisemnego potwierdzenia. Zresztą nie mam po co wracać do Szarych Światów, skoro Theai już tam nie ma.
O? Już prawie byłam gotowa machnąć ręką na Nemmilara i podrążyć trochę temat, gdy nagle Disandriel jednym gestem usunęła barierę. Przybrała wygląd bogini wojny - lub zemsty - i groźną minę.
- A ja nie zamierzam pchać się po życzenie, które i tak miałoby powędrować do twojego księcia! Za kogo on się ma, żeby przychodzić na gotowe?
- Nie mówiąc już o tym, że tylko jedno z nas miało przeżyć - Cuan puścił już Vylette i znów wyglądał na oazę spokoju.
- To akurat zwykły przesąd - Nemmilar pokręcił głową ze śmiechem, ale kiedy spojrzał na mnie, natychmiast spoważniał. - Niech będzie, królowo. Wiem, kiedy należy się poddać. Ale w zamian odeślesz mnie do świata mojej siostry i mojego. Zbyt długo mnie tam nie było.
- Jestem pewna, że będziecie mieli sobie sporo do powiedzenia - podniosłam się z dywanu i wzruszyłam ramionami. - Tylko więcej nie nazywaj mnie tak, jak przed chwilą.
- Więc jak? Demonie? - zapytał ironicznie. - Powinnaś się cieszyć. Gdyby nie chronił cię tytuł, rozmówiłbym się z tobą jak z każdym innym demonem, którego...
- Milcz - przerwało mu nagle jedno krótkie słowo, za którym już po chwili popłynął cały potok kolejnych. - Mamy już serdecznie dość tych waszych spisków, więc jeśli nie chcesz dodatkowo oberwać, będziesz się do niej zwracał tak, jak sobie tego zażyczy. To jest Madelyn Igneid Yumeni Al'Wedd, autorka kronik Czterech Mórz i upadku Dis, i wielu innych. Może sobie być demonem, ale widziała więcej niż ty kiedykolwiek zobaczysz i będziesz ją traktował z należnym jej szacunkiem, ROZUMIEMY SIĘ?!
Stałam jak wryta słuchając tej przemowy. Jeszcze po Vylette mogłabym się spodziewać takiej przemowy, ale po Disandriel?
- No co? - zauważyła moje osłupienie i wyszczerzyła ząbki. - Mam oczy i uszy. Słuchałam twoich opowieści i czytałam kiedyś o tych Czterech Morzach w liczbie trzech. Choć nie bardzo w nie wierzę.
Ze wszystkich reakcji, jakie przyszły mi do głowy, wybrałam parsknięcie śmiechem jako najmniej idiotyczne.
Nemmilar przez chwilę wyglądał na przytłoczonego gradem słów Disy, ale szybko odzyskał panowanie nad sobą.
- Potrzebuję czasu i miejsca na odprawienie rytuału - powiedział spokojnie. - Tyle chyba mam prawo wymagać?

Miejsce się znalazło - naprędce posprzątana stołówka, którą otoczono zaklęciami ochronnymi, a stoły odsunięto pod ściany. Nemmilar krążył po niej, rysując na podłodze rytualne symbole i szepcząc coś do siebie.
- I jak, niczego nie zgubiłeś? - szepnęłam do Edge'a, widząc, że uważnie bada zawartość swojej torby.
- Tym razem nie - stwierdził enigmatycznie, ale nie wyglądał jakby go to pocieszyło. - Niestety wciąż nie mam okazji oddać tych rzeczy ich prawowitym właścicielkom.
- A ile ich jest?
- Jak widzisz, całkiem sporo. Nie licząc destabilizatora, samych przyborów do makijażu jest...
- Nie drocz się. Wiesz, o co pytam.
- Wiem - uśmiechnął się kwaśno i zapiął torbę. - Dwie.
- I co? Chciałeś pójść na Wyzwanie, żeby życzyć sobie nie musieć już zajmować się cudzym bagażem? - w tym momencie mówiłam głupoty, ale coraz bardziej irytowało mnie, że Edge wciąż unika rozmowy na ten temat. Może i nie był w tym o wiele gorszy od Disy, że o Cuanie już nie wspomnę, ale akurat miałam go pod ręką i nie zamierzałam tak łatwo puścić.
- Nie chciałem. Mówiłem już przecież, że nie mam życzenia... Ale Theaia nie mogła tam pójść beze mnie.
- Theaia?
- Moja asystentka. To było jej życzenie. I zanim spytasz: nie, ja też go nie znam, choć chyba mogę się domyślić
- To o nią ci chodziło, a nie o wyzwanie? To niespodziewanie... rycerskie.
- To takie dziwne? - zirytował się. - Wiesz, ile czasu i nerwów zajęłoby szukanie kogoś na jej miejsce? Poza tym była przy mnie odkąd skończyłem trzynaście lat, więc zdążyliśmy się do siebie przyzwyczaić.
Słuchałam go z niedowierzaniem, ale i z zainteresowaniem. Nemmilar mógłby w tym momencie nasłać na nas coś z tego swojego pentagramu albo zwalić nam dach na głowę, a ja być może nie zwróciłabym uwagi. Na szczęście Vylette i Disa pilnowały.
- Przynajmniej wiem, że nadal żyje - Edge mówił dalej, a w jego głosie brzmiała większa troska niż być może chciał przyznać. - Ci spirytyści ze świątyni to potwierdzili. Choć poza tym mówili same niedorzeczności.
- Tego, że nie ma jej już w Szarych Światach, też się od nich dowiedziałeś?
- Nie... - zawahał się. - Tak - poprawił już pewniej.
- Co? To jak w końcu?
- Możecie być przez chwilę cicho? - dobiegło nas od strony Disandriel, siedzącej razem z Cuanem przy innym stole. - Psujecie nastrój.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że salę wypełnia mgła, a kapłan kiwa na mnie dłonią, szepcząc przy tym jakieś niezrozumiałe słowa. Nie bez wahania wyszłam na środek i stanęłam w pentagramie, a wtedy Nemmilar położył mi dłoń na czole i powiedział coś w dziwnym, sykliwym języku. Rytuał wykonany przez jego siostrę wyglądał nieco inaczej, ale cóż, zdejmowanie geas mogło się różnić od jego nakładania. I rzeczywiście, po chwili poczułam, że coś ze mnie opada - jakbym do tej pory była owinięta w chustę i dopiero teraz się z niej wyplątała. Koronkową chustę, żeby móc oddychać, ale mimo wszystko niewygodną...
Przymknęłam oczy, ciesząc się tym doznaniem.
I nagle w drugiej dłoni kapłana pojawiło się kryształowe ostrze, które z pewnością wbiłby mi w szyję, gdybym nie zrobiła uniku. Całe szczęście, że instynkt jeszcze mi się do cna nie stępił. Ostrze wyparowało, a ja złapałam się za lewe ramię, w którym była teraz malownicza wystrzępiona dziura. Szczypało.
Edge wyciągnął pistolet, Disa zaczęła inkantować zaklęcie, ale to Vylette zadziałała najszybciej. Bez przygotowania, bez słów, cisnęła w stronę Nemmilara coś, co wyglądało jak strzała kwasu i wylądowało na jego twarzy. Z sykiem.
- Warto było spróbować - powiedział, ledwo zwracając uwagę, że został zaatakowany. - Przynajmniej trochę mnie to zrehabilituje.
- Skoro tak twierdzisz - mruknęłam, otwierając pod nim portal. - Przekaż siostrze, że jej pieśń nie zadziałała.
Kiedy kapłan efektownie zapadł się pod ziemię, wszyscy inni podbiegli, żeby okazać mi swoją troskę. Albo popatrzeć, jak się fajnie strzępię.
- Zostaw, to na mnie nie zadziała - odsunęłam dłoń Disy, gotowej rzucić uzdrawiający czar. - Wystarczy trochę czasu, a załata się samo.
- A jeśli w tym świństwie była trucizna? Albo, nie wiem, zaklęcie rozpraszające astral?!
- A, wtedy się nie załata - uśmiechnęłam się, mniej świadoma swojej rany, a bardziej tego, że udało mi się otworzyć portal tam, gdzie zechciałam, bez żadnego przymusu. Pozwoliłam jeszcze podprowadzić się do najbliższego krzesła i już, już sięgałam do międzysfery, po prostu dlatego, że wreszcie mogłam. Nic już nie tłumiło moich zdolności, a w mojej głowie nie siedzą już intruzi (bez obrazy).
A po chwili na moje kolana spadło kilka listów. Ciekawe, od jak dawna krążyły...
- O nie!! - wrzasnęła mi w ucho Vylette, próbując porwać dwa z nich. Złapałam je w ostatniej chwili.
- Czemu panikujesz, niewiasto? Przecież widzę twój charakter pisma.
- I na tym poprzestańmy! Sama ci wszystko opowiem!
- To mi zalatuje autocenzurą - puściłam jej listy, aż się zatoczyła, i podniosłam inny. - O, a ten jest od Egberta.
- Ten też rekwiruję!
- Wynocha. Nie czyta się cudzej korespondencji. Zresztą tam jest tylko pytanie, czy w końcu raczę podesłać mu jakiś nowy tekst. Wiem, bo mi powiedział.
- Na pewno? - spytała takim tonem, jakby to była zła wiadomość. - Spotkałaś go w Solen?
- No, przecież mówiłam, że to on mi ciebie polecił.
- A widział się już z tą... konkurentką?
- Kiedy z nim rozmawiałam, jeszcze nie. Zresztą poetka liryczna to nie konkurentka, to inna kategoria.
- No, nie wiem - nadal wyglądała na nieprzekonaną, ale nic na to nie odpowiedziałam, bo najzwyczajniej, najgłupiej zemdlałam.

3 komentarze:

  1. Ojej, ile sie działo! I tylko więcej zagadek :3 chce jeszcze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz je rozwiążę zupełnie bez stylu, zobaczysz ;3

      Usuń