Gdyby spojrzeć na całą tę sytuację chłodnym okiem, wydaje się dość
absurdalna. Zdecydowanie bardziej absurdalna niż moje zniknięcie na rok.
Oto trafiłam do Szarych Światów, gdzie omal nie umarłam – bo gdybym
umarła, odrodziłabym się w nowym życiu, chociaż może Szare Światy rządzą
się własnymi prawami? – i wróciłam stamtąd, jak orzekły dziewczyny,
nieposkładana. Tymczasem wcale tego nie odczułam, oprócz tego, że jestem
jeszcze trochę słaba i Lilly każe mi siedzieć w łóżku. No dobrze, nic
nie odczułam, bo przez parę dni poniekąd nie istniałam. Tak to
przynajmniej wygląda z mojego punktu widzenia, bo gdybym nie istniała,
Aeiran by mnie nie wydostał (i doprawdy, chętnie bym go wzięła w
krzyżowy ogień pytań, gdyby tylko pokazał mi się na oczy). Ta banda
tymczasowych lokatorów, którzy wypełniają mi herbaciarnię, też nie
wydaje się jakoś specjalnie tym przejmować. Obiektywny obserwator mógłby
założyć, że odreagowali już swoje, kiedy mnie naprawiali, więc teraz
nie mają siły nawet się cieszyć; ja z drugiej strony nie przejmuję się
tym, że oni się nie przejmują. Bądź co bądź, może i moje zniknięcie z
rzeczywistości było mniej absurdalne, ale i dłuższe, i bardziej chyba
dotkliwe, przyzwyczaili się…
– Łap – Vanny rzuciła mi na kołdrę kilka listów i kolejny zestaw
kartek świątecznych. – Lilly uznała, że czytać ci nie może zabronić,
skoro wczoraj nawet pisałaś.
– Co za łaskawość – roześmiałam się, przeglądając kartki zapisane
meriganą, runami, ziemskim pismem i czym się jeszcze da. – Ale te listy?
Chyba nie mogły przyjść dawno temu.
– Może kiedy byłaś w podróży? – podsunął Clayd. – W ogóle ciekawa
sprawa, bo znaleźliśmy je w kuchni, lekko wilgotne. Może twoja Chmurka
się nimi zaopiekowała.
– No, oprócz jednego – dodała Vanny ze śmiechem. – Dotarł dzisiaj rano i spadł mi na głowę. Ja to zawsze mam takie szczęście.
Zaintrygowana, wzięłam do ręki kopertę z wierzchu. Nie miała adresu, a
jedynie narysowany piórem uśmieszek. A kiedy wyjęłam wiadomość…
Kochana Kropelko Rosy!
Wybacz, że Cię nie powitałem, ale jestem na szlachetnej misji ratowania
Sztuki i ratowania jeszcze innych przyjaźni, bo Twojej jestem
egoistycznie pewien. Nie miałabyś ochoty się przyłączyć? Między nami,
artystami… Ale nie przejmuj się, nie ma pośpiechu – może ja nie mam
czasu, ale Ty go masz aż nadto. Do Siego Roku i Tak Dalej – T. N. I.
Geddwyn.
P.S. Nie daj się zwieść pozorom, popełniłem tylko 7 rysunków.
P.P.S. Przekaż C., że nie ma sensu się wykręcać, a V., że będę miał dla niej rysunek i że jest jedyną, którą uprzedzam.
P.P.P.S. Wybacz ten gotyk, ale skąd mogę wiedzieć, może się odzwyczaiłaś.
Doprawdy… Chwilę mi zajęło odcyfrowanie tego wymyślnego pisma,
którym mój przyjaciel zwykł straszyć tylko tych, do których pisał po raz
pierwszy. Czym sobie zasłużyłam? No nic, w każdym razie wiem, że gdzieś
jest i że go obchodzę. I że najwyraźniej ma dla mnie jakiś wątek, jakby
jeszcze mi brakowało. Nie rozumiałam za to owej wzmianki o rysunkach…
Podałam list Claydowi – od razu zobaczył drugie post scriptum i
zacisnął zęby w rozdrażnieniu – i sięgnęłam po drugi. Nie znajdował się w
żadnej kopercie, po prostu śnieżnobiała kartka obramowana bluszczowym
wzorem i zapisana czerwonym atramentem. Zwiastująca coś, przed czym
powinnam uciekać.
Madelyn,
czy jest sens znikać w poszukiwaniu ułudy, gdy można ją mieć na
wyciągnięcie ręki? Jednak niektóre opowieści są prawdziwsze i bardziej
wiążące niż inne. Zapytaj pannę Ranonkel. Zapytaj pannę Loire. Zapytaj
Haéda. Zapytaj Diss Gyse’a.
Wtedy my zapytamy Ciebie.
Kto: „my”, do licha? Zmarszczyłam brwi i od razu spojrzałam pytająco
na Vanny. Ta spłoniła się jak nieśmiała panienka i potrząsnęła głową.
– Nie mam pojęcia, o co mu może chodzić! – zarzekła się.
– Ale zastanawiałaś się – mruknęłam. – Co przyciągnęło twoją uwagę? Twoje nazwisko, czy Lexa?
– Ten list sam w sobie jest jednym wielkim przyciągaczem uwagi – prychnęła. – Bez koperty, bez pieczęci, a w dodatku zagadkowy.
– Cóż, i tak nie zamierzam nikogo o nic pytać – wzruszyłam ramionami. – Z
listu wynika, że nie będę miała spokoju, jeśli to zrobię.
– A jeśli nie? Może zwali ci się na głowę cały END i będzie poganiać?
– Nie wymawiaj takich pomysłów na głos – wzdrygnęłam się, postanawiając schować list głęboko do Szafy, jak tylko wstanę.
Trzeci był dla odmiany zabezpieczony srebrną pieczęcią z dziwnym motywem – jakby wydrapanym, nie odciśniętym. Adres brzmiał: Niedoszła królowa – jakim cudem takie coś do mnie trafiło?! – a wiadomość została zapisana zamaszyście i niewprawnie.
Na wszystkie demony, zabierzże stąd tego smoka!! Jeśli dalej będzie nam naruszał strukturę istnienia, marny nasz los!
Ess’Calene.
Smoka?! Ametystowego smoka uśpionego w krysztale? I dlaczego
apelowała o to Calene, a nie Caranilla, jeśli faktycznie coś im grozi?
Takie myśli jako pierwszy wpadły mi do głowy, a dopiero dużo później
uzmysłowiłam sobie, co to właściwie znaczy. Że oni gdzieś tu są – shael’lethy,
zapewne z dworem królewskim z Sativoli na dokładkę – a w dodatku
wiedzą, jak mnie znaleźć. Co nie znaczy, że ja wiem, jak odnaleźć ich…
Został jeszcze tylko jeden list do przeczytania, zwinięty w rulon i
przewiązany błękitną wstążką. Zamiast jednak go otworzyć, przez chwilę
podrzucałam go w dłoniach, zastanawiając się, sama nie wiem, nad czym. A
w każdym razie nie wiem, dlaczego.
– Czy tych listów nie było więcej? – zapytałam, choć miałam zamiar powiedzieć coś innego.
– Znaleźliśmy tylko cztery – zaprzeczył Clayd, próbując uśmiechem
przysłonić zatroskanie w oczach – Spodziewałaś się jeszcze czegoś?
– Sama nie wiem – westchnęłam. – Mam wrażenie, że przegapiłam coś
ważnego i że powinno to do mnie trafić. Ale skoro nie, to trudno, może
jeszcze mnie dopędzi.
– Jeśli jest ważne, to na pewno cię dopędzi – skrzywił się. – Pytanie tylko, czy nie za późno.
– To właśnie jest ten dzisiejszy – wtrąciła Vanny, nie mogąc ukryć
zaintrygowanego spojrzenia. Wobec całego tego blasku w jej oczach mogłam
się tylko poddać i rozwiązać wstążkę. I – niespodzianka – ta wiadomość
okazała się najnormalniejsza.
Do Madelyn Igneid Yumeni Al’Wedd:
Obiecałam Ci przewodnika dla tych dwojga dzieciaków i w razie czego,
wszystkie tego konsekwencje niech spadną na nich – ja zdążę swoje
odcierpieć. Mój brat odwiedzi Cię jutro rano, więc ufam, że to jeszcze
aktualne. Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku życzy Kilmeny
Delaware.
O, jak widać, ten wątek jest najbardziej aktualny… Nie wiem, czy coś
z tego wyniknie, skoro Ketris i Vaneshka już wyruszyli na poszukiwanie,
ale co tam, mogę podjąć jeszcze jednego gościa. Przynajmniej
„dzieciaki” się ucieszą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz