- Szare Światy to mit – powiedziała z przekonaniem Ka’Shet. – Taki sam mit jak zamek Nadzieja czy tajemnica Tysiąca Szmaragdów.
Krążyła po kryształowej komnacie, władcza dama o srebrnych włosach, bez
patrzenia omijając stojące tu i ówdzie skrzynie ze skarbami. Lilly i ja
usiadłyśmy na jednej z nich, choć próbowała kłapać wiekiem. Połowę
komnaty zajmowała Kess’Sah, rozłożywszy wygodnie skrzydła. Miejsca było
niewiele, ale nie zdecydowała się zmienić postaci – można by wysnuć
daleko idące wnioski, ale jakoś trudno mi myśleć, że matka Lilly może
być tak dziecinną istotą.
- Co to w takim razie jest? – ruchem głowy wskazała na trzymane przeze
mnie pudełeczko. – Miniatura tej shael’leth wyraźnie dowodzi, że
istnieją. To, że nigdy do nich nie trafiliśmy, to tylko szczęśliwe
zrządzenie losu.
No dobrze, spierają się, wszystkie równie skonfundowane zmianami w
rzeczywistości, ale czy ta smoczyca nie mogłaby przestać odnosić się do
mnie z wrogością? Całe szczęście, że nie powiedziałam im o tym miłym
stadku shael’lethów, które spotkałam podczas moich podróży. Chociaż
ciekawe, która pierwsza przypomniałaby, że srebrne smoki Chaosu wyginęły
dawno temu. Wtedy druga musiałaby się z nią pokłócić…
- Wszyscy wiemy, że istnieją – obruszyła się Ka’Shet. – Rzecz w tym, że
nikt nie wie, jakie są naprawdę. Wszystko, co o nich powiedziano do tej
pory, to tylko domysły. Albo opowieści trubadurów ze skłonnością do
dramatyzmu. Nikt stamtąd nie wrócił, bo jeszcze nigdy nikt tam nie
trafił.
- Przecież nie przyszłyśmy tu po to, by dyskutować o Szarych Światach! –
Kess’Sah zaczynała tracić cierpliwość. – Miałyśmy porozmawiać o tym, czy
pozwolić mojej córce na wędrówkę poza ten świat!
- Bez konsultacji ze mną – przypomniała zimno przewodniczka gromady –
pozwoliłaś swojej młodszej córce na wędrówkę z trupą T'Torena po tym
szalonym świecie. Tymczasem Mezz’Lil jest już dorosła, a Miya jeszcze
nigdy nie zawiodła mojego zaufania.
- Przyznała, że jestem dorosła – szepnęła do mnie Lilly. – Sytuacja jest naprawdę poważna…
Nie mogłam się z tym nie zgodzić. Ka’Shet była surowa, ale z pewnością
nie nadopiekuńcza, za to Kess’Sah ciągle próbowała nadrobić lata, które
spędziła jako Śpiąca Strażniczka. W każdym razie w stosunku do starszej
córki… Chciałam zapytać, czym, u licha, jest ta trupa T'Torena, ale
Lilly uciszyła mnie jednym syknięciem, kiedy tylko otworzyłam usta. Nie
wiem, do kogo jest bardziej podobna – do matki czy do babki…
- Sama wiesz, co mogłybyśmy teraz zrobić – westchnęłam, gdy już
siedziałyśmy spokojnie w panieńskim pokoiku, tak przytulnym, jak to
tylko możliwe w przypadku górskiej jaskini. – Wybrać się do Pai Pai, a
potem na Andromedę, do San. W głowie mi się nie mieści, że do tej pory
tam nie byłaś.
- Sama wiesz, jak mam teraz w domu – odparowała Lilly. – Poza tym nie marudź teraz. Obiecałaś coś tej dwójce wariatów, nie?
- Nie ma sensu szukać tego miasta na siłę – pokręciłam głową. – Jeśli
nadejdzie stosowna pora, samo się znajdzie. Ja nie jestem im potrzebna
do szukania.
- Czy ja wiem? Myślę, że…
Niestety, nie dowiedziałam się, co w tej chwili myślała Lilly, bowiem do
pokoju wpadli Djellia i Tenari. Oboje roztrzęsieni, choć demoniątko
wyglądało raczej jak po obejrzeniu dobrego thrillera (nie, żebym karmiła
dziecko dreszczowcami), podczas gdy Djellia robiła wrażenie grzesznicy,
którą dopadło sumienie.
- No, co jest? – zapytałam konkretnie, biorąc małego na ręce.
- Pozwoliłam mu… Zajrzeć do mojej głowy – załkała Djellia. – Nie wiedziałam… Nie sądziłam…
Westchnęła ciężko, a potem usiadła na podłodze i schowała twarz w
dłoniach. Nie płakała – jak ją znam, chyba nie potrafiła płakać – ale
wyraźnie ciężko jej było na duszy. Dlatego, że mi dziecko
rozemocjonowała, czy po prostu wypłynęło jej na wierzch świadomości coś,
o czym nie chciała pamiętać?
- Co zobaczyłeś, Ten-chan? – szepnęłam do demoniątka, podczas gdy Lilly podeszła do Djellii i objęła ją uspokajająco.
- Strach. Ciemność – napłynęły do mnie do mnie pełne przejęcia myśli. – To tam byłaś? Czy to tak wygląda?
Przez chwilę widziałam jego wizje, postrzępione i szczątkowe, ale potrafiłam je rozpoznać.
- Pokażę ci m o j ą Ciemność, chcesz? – uścisnęłam go mocno. – Zobaczysz, jak powinna wyglądać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz