Zadziwiające, jak proste
mogą się okazać pewne rzeczy. Ot, tak od razu dowiedzieć się od Kaede i
Vanny, że bóstwa w innej domenie walczą między sobą - gdybym umieściła
taką rozmowę w heroicznej opowieści, czytelnicy by mnie śmiechem zabili.
O, albo dzisiejszy dzień - nawet nie miałam sposobności zobaczyć, jakie
są efekty wspomnianej walki (choć podróż przez Melodię była trudniejsza
niż pamiętałam), bo Ha'O'Hana stanowi oazę, której spokoju nic nie może
zakłócić. Co prawda jej mieszkańcy wciąż do końca nie nawykli, że
organizacja już ich nie trzyma żelazną ręką, a obecna głowa państwa
nadal ogląda się na Tomine niczym wzorcowy maminsynek, ale mimo to czuję
się tu inaczej niż kiedy towarzyszyłam Kaede w jego ostatecznej walce.
Bardziej mnie zadziwia ten spokój niż to, że zawędrowałam z Kaede
właśnie do Hany. On w końcu ma własne priorytety, ja tylko zabrałam się z
nim na siłę. I nie zamierzam tego żałować, póki nie będę miała powodu.
Jeden z tych priorytetów został usadowiiony na moich kolanach, gdzie
wiercił się niemiłosiernie i gaworzył, a ja wciąż się bałam, że go -
albo ją - upuszczę. Kaede udawał, że wcale nie ma tego samego problemu, a
Noelle przyglądała się temu z rozczuleniem.
- Słowo daję - śmiała się potem, układając bliźniaki spać. - Patrząc na
was można by pomyśleć, że trzymanie niemowlaków to nie jest najprostsza
rzecz na świecie!
- Nie bardzo miałam tę przyjemność, bo Tenari niemal od początku fruwał - westchnęłam. - Które z nich to Yuki, a które Rei?
- Rei to to bledsze - rzucił Kaede, krążąc po pokoju w rozdrażnieniu.
Nie podobało mu się, że przyłapano go na chwili słabości, czy że ktoś mu
się wtrąca w sielankę?
- Nie wygaduj takich rzeczy na głos - prychnęła Noelle. - Bo zaraz przybiegnie Tomine z zarzutami, że wpędzamy dziecko w anemię.
Umilkł natychmiast, ale nie przestał rzucać chmurnych spojrzeń, a ja
prędko poczułam, że muszę ruszać dalej. Nawet nie dlatego, że nie czułam
się tam mile widziana - mimo wszystko ten chłopak chyba żywi do mnie
jakiś szacunek - a do tego jestem z niego dumna, ale w tamtej chwili
dominującym uczuciem była jednak zazdrość. Podobie czułam się patrząc
swego czasu na Muirenn i Laderica, ale wtedy byłam daleko, a teraz...
Zazdrościłam tej pewności i czułości, tego rzadkiego spokoju, który
pojawiał się na twarzy Kaede, gdy ten przytulał do siebie Noelle.
- Nie żałujesz? - spytałam go przekornie, przyglądając się śpiącym
postaćkom w kolorowych śpiochach i próbując dostrzec, które z nich jest
bledsze. Ja bym na jego miejscu nie potrafiła ich rozróżnić.
- Niby czego?
- No, że postawiłeś ustatkowanie się przed wrażeniami i pogonią za
ostateczną walką - wyszczerzyłam zęby, tylko go jeszcze bardziej
drażniąc.
- Już mówiłem, że nie nadaję się do głębokich rozmów - burknął i postarał się szybko zejść mi z oczu.
- Czyżbyś była z tych, którzy uważają, że dążenie do celu jest
ważniejsze niż sam cel? - zapytała aksamitnym głosem Noelle, unosząc
brwi.
Usiłowałam wyglądać na wcielenie niewinności, ale ona tylko pokręciła głową i westchnęła.
- Daj spokój, on tu ma na głowie Tomine, Hyô, Hifryn i przede wszystkim
Enrith - przypomniała. - Naprawdę uważasz, że narzeka na brak wrażeń?
Trudno nie sądzić, że Tomine ma wszędzie porozwieszane oczy i uszy, bo
faktycznie przybiegła - ale dopiero wtedy, kiedy okazało się, że nie
zostanę na dłużej. Przybiegła z wyrzutami.
- Czy jesteś pewna, że to, do czego zmierzasz, to twoja walka,
Jasnooka? - zapytała ostro. Po jej obu stronach stanęli Sei'Hyô i
Hifryn, niczym obstawa, której tak naprawdę niespecjalnie potrzebowała.
On błękitno-fioletowy, ona fioletowo-seledynowa. - Przecież nigdy nie
chciałaś się mieszać w sprawy bogów tych światów. Mogłabyś spokojnie
przeczekać tutaj.
- Nie jestem pewna, czy powinnam jeszcze reagować na to miano -
mruknęłam. - Ale przeczekać nie mogę. Może właśnie dlatego, że to nie
moja walka.
- Znowu mówisz niezrozumiale - poskarżył się Hyô.
- Chyba po prostu lubię czuć, że mam wybór. Albo chociaż złudzenie wyboru - wzruszyłam ramionami.
- Powinnaś była zabrać ze sobą miecz - stwierdziła Tomine, przyglądając
się broni, którą trzymałam w ręce. Po dość długiej rozterce
zdecydowałam się na Przekorę Erlindrei, przemyślawszy wszystkie "za" i
"przeciw", ale ona z pewnością wybrałaby broń białą, choćby miała do
dyspozycji sto innych, lepszych.
- Miecz można by łatwo obrócić przeciwko temu, kto nim włada - pokręciłam głową. - Ale nie łuk. W każdym razie nie ten łuk.
Skrzywiła się, chcąc chyba jeszcze coś dodać, ale sama byłam jeszcze
bardziej skrzywiona, a to z pewnością nie zachęcało do rozmowy. Skinęła
mi więc tylko głową i odeszła dostojnym krokiem, dając tym do
zrozumienia, że ona wie lepiej. Cokolwiek.
- Może ty mi powiesz - zwróciła się do mnie Hifryn wyzywającym tonem - dlaczego nasze życie zaczęło się obracać głównie wokół dwóch śliniących
się i robiących w pieluchy istot, które nawet nie potrafią porządnie
myśleć? Byliśmy potężną organizacją i moglibyśmy znowu być, a tymczasem
zostaliśmy zdegradowani do roli nianiek!!
Odczekałam chwilę, by móc zdusić śmiech i głęboko odetchnąć.
- Pewnie dlatego - powiedziałam po namyśle - że stanowią połączenie
dwóch potężnych mocy i będzie z nich świetna tajna broń, kiedy podrosną.
- Tak? - zadumała się psioniczka. - Hmm. No tak. Na to wygląda. Tylko kiedy to będzie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz