Przemierzałam drugą warstwę, rozgarniając cienie jak puch dmuchawców.
Czarnych.
No tak, czarnych dmuchawców.
Cóż za brak konsekwencji. We wszystkich porównaniach wypatruję braku
sensu, a potem się martwię, że moja twórczość jest tak uboga w środki
stylistyczne. Jakie to do mnie podobne.
Tak czy inaczej, zabrali się ze mną Ellil i Taranis w niematerialnej
formie. Jakoś tym razem dałam się porwać fali ich entuzjazmu odnośnie
poznania szanownych Wytrwałych i ruszyliśmy wspólnie ku trzeciej
warstwie. Przynajmniej w założeniu, bo nie miałam specjalnej nadziei na
dotarcie gdzieś, gdzie siły nadprzyrodzone odmówiłyby nam dostępu. Nawet
mimo... Jak to było? Ujarzmionych żywiołów.
A jednak w pewnym momencie udało mi się wypatrzyć szczelinę. W tym czarnym puchu.
Prześliznęłam się przez nią bez większych problemów, ciągnąc za sobą
chłopaków. Znaleźliśmy się w niewielkiej - ale i nie ciasnej - kamiennej
sali, pełnej ludzi. Nie miałam wątpliwości, że byli prawdziwi, żadne
tam iluzje czy realistyczne posągi - rzecz w tym, że się nie ruszali.
Uchwyceni jak na fotografiach, miotani bólem, próbując rzucić się do
ucieczki. Z paniką w oczach, z krzykiem, który zamarł na ich twarzach.
Zatrzymani w czasie.
- Daggny? - usłyszałam znajomy głos, ale dopiero po chwili zareagowałam
na imię, które przecież sama przyjęłam. Niby nigdy takiego nie nosiłam,
ale w tym języku oznaczało kroplę rosy, więc mogłam się do niego
przyznać.
- Trafiłam tu przez przypadek - zaczęłam, przybierając ton
usprawiedliwienia. Ner'lind nie zwrócił jednak na niego uwagi. Podszedł
do mnie i przemówił z niepokojem w głosie:
- Jak ci się podoba ta galeria?
- Spodziewałam się raczej, że zapytasz o to z dumą - wypaliłam bez
namysłu, chyba trafiając w jego czuły punkt. - Nie chwalisz dzieł bogów
swoich?
Skrzywił się, a kiedy odezwał się ponownie, zniżył głos.
- Nie ufają mi - szepnął. - Wolą trzymać mnie przy sobie, zamiast dać mi
pod opiekę jakieś miejsce w światach, czym zaszczycili Hedin. Wiedzą, że
czasem...
Urwał, chyba dochodząc do wniosku, że powiedział za dużo.
- No? - zachęciłam go tak przyjaźnie jak tylko potrafiłam.
- Czy naprawdę jesteś moją sojuszniczką? Nie prowokatorką?
- Słowo daję, że Siostra Hedin nie nasłała mnie, bym cię pogrążyła - westchnęłam. To mogłam powiedzieć spokojnie.
- A zatem... Czasem się ich boję.
- To chyba zrozumiałe - zdumiałam się nieco. - Dziwniejsze byłoby, gdybyś ich lekceważył.
- Nie w tym rzecz - Ner'lind pokręcił głową. - Oni sądzą, że boję się na tyle, by ich kiedyś opuścić...
- Ale to właśnie ten lęk cię przy nich trzyma, tak? Więc nie ma powodów do czarnowidztwa.
- Dobrze mnie rozumiesz - ucieszył się, a ja poczułam ochotę, by
trzepnąć go w ciemię. - Czyli nie muszę się obawiać, że skończę w jednej z
takich galerii?
- A jest ich więcej? - spytałam. - Tak Ach'renn karzą delikwentów,
którzy im podpadają? Ktoś mógłby pomyśleć, że mają własne metody,
zamiast bawić się w Denetharich...
- Władcy Czasoprzestrzeni nigdy by nie wpadli na coś takiego - przerwał
ostro boski rzecznik. - Dlatego też Wytrwali nie mieli z nimi żadnych
problemów. Wyssali ich do ostatniego cienia.
Tym razem chwilę mi zabrało powtarzanie sobie w myślach, że to
alternatywna rzeczywistość i sprawy tak czy siak biegłyby tu inaczej. Co
wcale nie poprawiło mi humoru. W powietrzu poczułam dziwne wibracje,
które bez wątpienia wynikały z reakcji chłopaków, a przynajmniej jednego
z nich. A może się bezgłośnie pokłócili, kto ich wie...
- Czy Deuce Gershom też tak skończy? - zmieniłam temat, starając się wypłynąć na bardziej bezpieczny teren.
- Z pewnością - potwierdził Ner'lind. - Jak i te trzy kobiety, które schwytaliśmy wcześniej. Kiedy tylko już z nimi skończymy.
- W jakim sensie? - zaniepokoiłam się.
- Jedna z nich była naszym gościem kilka lat temu, ale uciekła z czymś,
co do nas należało. Najwyraźniej jednak potrzebny jest Deuce Gershom, by
to odebrać, on zaś uparcie odmawia współpracy.
Po raz pierwszy zaczęłam się martwić o złodziejaszka równie mocno, co o
dziewczyny. I nie, nie miałam pojęcia, co takiego mogła mieć Djellia.
Ani ona, ani nikt z załogi nigdy o tym nie wspominał.
- Odprowadzę cię z powrotem - zadecydował Ner'lind. - Chyba że... Chciałabyś zjeść ze mną kolację.
- A skąd wiesz, że już pora kolacji?
- Żyję własnym rytmem - uśmiechnął się słabo. - W Sercu Chaosu czas nie ma zbyt wielkiego znaczenia.
- Tak czy inaczej, nie jadam kolacji - odwzajemniłam uśmiech jak tylko
najsłodziej mogłam. - Ale moja wojowniczka świetnie przyrządza grzyby.
Mógłbyś kiedyś wpaść na obiad.
Przysięgłabym, że usłyszałam w powietrzu cichy chichot. Ale później nawet Ellil nie chciał się do niego przyznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz