*

Od czego się zaczęło? Chyba od trzęsienia ziemi. Przestrzeni. Wszystkiego. Trzęsienie, falowanie, wirowanie. Miałam wrażenie, że wszystko wkoło się zmienia - poza mną.
Wybiegłam z budynku, który od biedy można nazwać mieszkalnym, pospiesznie rozglądając się wkoło. Tak samo robili inni mieszkańcy Wędrującej Ciemności, a na ich twarzach malował się paniczny lęk. Ewentualnie oszołomienie.
A potem mrok przecięła błyskawica, na chwilę zabarwiając wszystko na biało. I znów zapanował spokój.
- Co to było? - Laderic podbiegł do mnie z ciekawością, w takich sytuacjach właściwą tylko desperatom i kronikarzom. - Koniec świata?
- Nie liczyłabym na to - wyburczała Drusilla, człapiąca za nim z dziwnymi, fioletowymi roślinami w garściach. - Ale właściwie już nic gorszego nas nie może czekać. Jeśli los bywa litościwy, to wręcz nie powinno.
- Może na chwilę przestaniesz desperować? - zasugerował Laderic, wyciągając w jej stronę płócienną torbę. Zauważyłam, że znajdowały się w niej już jakieś lekko świecące grzyby. Łowczyni nagród wrzuciła tam rośliny i nie bez satysfakcji otrzepała ręce.
- Co właściwie zamierzasz z tym robić? - zwróciłam się do niej, starając się pohamować nieufność.
- Jedna babka z okolicy mówiła mi, co tutaj ma największą wartość odżywczą - wyjaśniła gderliwie. - Prędzej czy później będziemy musieli coś zjeść!
- Dziwne - kronikarz zapatrzył się w przestrzeń. - Nagle przestałem czuć głód.
- Bez wykrętów mi tu!!
- Nie, poważnie! - zapewnił. - Minęła mi również senność, ból głowy i ochota na napisanie krwawego romansu.
- Szkoda... Znaczy, co ma jedno do drugiego?!
- Dobre pytanie - mruknęłam. - Przecież nie powinniśmy się raczej spodziewać cudownych uzdrowień w wykonaniu tutejszych bogów...
- Ktoś coś mówił o bogach? - nagle w powietrzu zaiskrzyło, zatrzeszczało i stanął przed nami jegomość o dość długiej blond czuprynie i ciemnoniebieskich oczach. Nosił jasne kolory, co doskonale odcinało go od otoczenia.
- Taranis!! - ryknęła Drusilla, chwytając go za kołnierz tak prędko, że nie zdążył się uchylić. - Co to za popisywanie się błyskawicami?!
- Nie wiem, o czym mówisz, śmiertelniczko - powiedział z doskonale obojętnym wyrazem twarzy. - Mam lepsze zajęcia niż popisywanie się przed pospólstwem, które i tak tego nie doceni.
- Jak widać - roześmiał się Laderic. - Może więc się pochwalisz, jakie masz ambicje?
- Ja go mogę pochwalić - poczuliśmy podmuch powietrza, które zmaterializowało się w kolejną znajomą postać. - Gdyby Miya mu pozwoliła, najchętniej wybrałby się do trzeciej warstwy, pogadać z tamtą trójką jak równy z równymi.
- Nie muszę się jej słuchać - rzekł wyniośle Taranis. - Jestem wszak bogiem.
- A myślałem, że tylko zlepkiem impulsów elektrycznych - nie darował sobie Ellil, wywołując tym szereg zmian na obliczu odwiecznego rywala. Zaskoczenie, zagubienie, złość i tak dalej w ten deseń. Bóg wiatru opowiadał mi, że podczas mojej nieobecności poświęcił sporo czasu i nerwów, żeby przywrócić Taranisa do stanu wyjściowego, czyli sprzed zanikania magii. Jeśli to był właśnie ów stan... Cóż, wyłączając ludzką formę, niewiele się zmienił.
- Jesteś zbyt ważny, żeby ryzykować spotkanie z nimi - powiedziałam mu pojednawczo. Po chwili namysłu przyznał mi rację i pozwolił sobie na pełen dumy uśmiech; stojący za nim Ellil zaczął robić makabryczne grymasy.
- Idę coś zrobić z tym prowiantem - westchnęła ciężko Drusilla, biorąc od Laderica torbę. - A wy sami się tu możecie wykłócać.
Chyba nie ja jedna miałam ochotę odpowiedzieć: "i kto to mówi", ale jakoś udało nam się zachować milczenie.

- Nie mogę tego pojąć - łowczyni nagród powróciła rozdrażniona, ale bardziej skonsternowana. - Nałaziłam się jak głupia, a nie spotkałam nikogo z tych ludzi, których zdążyłam tu poznać.
To rzeczywiście było dziwne. Od kiedy zainstalowaliśmy się w pierwszej warstwie, Drusilla podpadła już chyba większości mieszkańców, a reszta z pewnością znała ją choćby z widzenia.
- Widziałam tylko jakieś zupełnie obce osoby - ciągnęła z przejęciem - które biegały i biadoliły albo złorzeczyły.
Laderic ujął ją troskliwie pod ramię i usadził na sienniku, obok mnie i Ellila.
- A najgorsze - zakończyła, zaglądając do swojej torby - że wszystko, co dziś uzbierałam, zdążyło przez ten czas zwiędnąć.
- Grzyby mogą być suszone - rzuciłam od niechcenia. - O ile, oczywiście, są jadalne.
- Nawet nie próbuj mnie pocieszać. Trafiłam w sam środek szaleństwa, z którego może nigdy się nie wydostanę, zlecenie diabli wzięli i o przewidywanym posagu mogę sobie tylko pomarzyć...
- Jak to o posagu? - nie zrozumiałam.
- Jak to, jak to - burknęła. - Wiesz jaką sumę obiecał mi Daevel za schwytanie Deuce'a? Nie wiesz. Gdybyś wiedziała, nie oddałabyś go temu Ner'lindowi.
- Myślałem, że posag dostaje się od rodziców - wtrącił kronikarz, który usiadł naprzeciwko i przyglądał się nam z rozbawieniem. Tak samo zresztą jak Ellil.
- Jak się jest córką, to się dostaje - wzruszyła ramionami Drusilla. Spojrzałam na nią pytająco, ale tylko prychnęła i odwróciła oczy. Panowie porozumieli się wzrokiem i chyba przyszła im do głowy ta sama myśl, bo nagle skrzywili się i pokręcili głowami.
- Ale wiecie, coś w tym jest - bóg wiatru postanowił wrócić do bezpieczniejszego tematu. - Chyba polatam sobie trochę po okolicy i obejrzę dokładnie ludzi.
- Masz jakieś podejrzenia? - zapytał Laderic.
- Nie wiem... Kiedy trzasnęła ta błyskawica, wydawało mi się, że znikali, a na ich miejscu stawali inni, obcy - niepewnie pokręcił głową. - Myślałem, że coś mi się mąci w umyśle od tego światła, ale...
- Nie rozumiem - przyznała. - Zastępują zużytych wyznawców nowymi modelami?
Nie musiała mówić, kogo ma na myśli.
- Dlaczego w takim razie my nie zniknęliśmy? - zmarszczył brwi kronikarz.
- Pewnie dlatego, że zostaliśmy tu zaproszeni - zamyśliłam się. - Zdaje się, że oni w jakiś sposób próbują zmienić rzeczywistość, ale to się przecież nie zgadza! Jeśli mamy do czynienia z Wytrwałymi, to nie powinni mieć żadnego wpływu na czasoprzestrzeń!
- Gdyby faktycznie mieli konszachty z naszym księciem, mogliby być do tego zdolni - zasugerował Laderic.
- A nie mają? - zareagowałam od razu. - Muirenn też coś takiego mówiła... O ich powiązaniach z jakimś Dzieckiem Chaosu, a przecież jedno towarzyszy księciu, prawda?
- No, tak - pokiwał głową. - Próbowałem podążać ich śladem w miarę możliwości, ale w pewnym momencie zgubiłem trop. Niby prowadził do Chinedu, ale okazał się mylny, jak zauważyłaś.
- No dobra - westchnęłam. - Myślę, że poszukam Ner'linda i go porządnie wypytam.
- Ufasz temu typowi? - zacietrzewił się Ellil.
- Nic a nic - prychnęłam. - Ale on uważa, że ma moje poparcie przeciw swojej rywalce w Chinedu, więc może jeśli go trochę pogłaszczę po główce, rozwiąże mu się język.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz