Przywędrowałam do Teevine w
towarzystwie Vaneshki. Mówiła, że Geddwyn się domagał jej obecności...
Cóż, w praktyce wyglądało to raczej odwrotnie. Tyle, że musiała trochę
zaczekać, toteż przeznaczyła ten czas na pomoc Maeve przy obiedzie (Leo
jej do garnków nie dopuszcza, egoista). Geddwyn tylko przemknął obok
niej, puścił oko... I zaciągnął mnie do Komnaty Iskier.
- Musisz zobaczyć jak wytreso... Wytrenowaliśmy tego małego, zanim go
zabierzesz z powrotem - argumentował. Jakby moim największym pragnieniem
było zabieranie Kaede gdziekolwiek.
- A kiedy poskładaliśmy Tileya - kontynuował niezrażony moją miną - od
razu zażądał rewanżu. I miał swój rewanż... Zupełnie bez użycia mocy.
- Znaczy, była normalna bijatyka? - upewniłam się. - I kto tym razem wygrał?
- Remis był - duch wody uśmiechnął się szeroko - Maeve ich rozdzieliła i
puknęła w łebki zanim zdążyli zrobić sobie krzywdę. A tak już ładnie
zaczęli, niech to...
Pierwsze, co dało się zauważyć u Kaede, to że stwarzał jakieś pozory
spokoju. Wyglądał na bardziej skoncentrowanego niż wtedy, gdy go
ostatnio widziałam... I w pełni kontrolował swoją moc. Ognistą, w każdym
razie, bo lodu w ogóle nie używał. Jakoś to w sobie stłumił? Widać
treningi z duchami żywiołów nauczyły go więcej niż miałam nadzieję.
Właściwie jego zmagania z Brangien mało przypominały regularną walkę. W
każdej innej sytuacji przypiekłaby którąś z wrażliwszych części ciała
takiemu damskiemu bokserowi, teraz jednak nie o to chodziło. Na każdy
cios reagowała błyskawicznym unikiem i czekała... Czekała...
Aż nagle ogarnęła go płomieniem, uwięziła w kręgu ognia, stanęła przed nim niepokonana.
- Jak długo jeszcze pozwolisz mi się blokować? - odezwała się donośnym głosem, w którym jednak czaił się uśmiech.
Nie widziałam jak na to zareagował, ale głowę bym dała, że uśmiechnął się drapieżnie, jak to on.
- A co mogę zdziałać przeciw komuś, kto kontroluje ogień? Nawet mój?
- Źle się do tego zabierasz - pokręciła głową.
- Mówicie mi to po kilka razy dziennie. Co jeszcze przegapiłem?
- Nie rozumiesz? - roześmiała się dźwięcznie. - Przecież to ja jestem ogniem! Nie potrafisz mnie ujarzmić?
A potem był tylko trzask płomieni. I cichy pojedynek... Bez ruchu, na wole.
Aż w końcu ogień wystrzelił w górę i zgasł. I wreszcie mogliśmy dokładnie zobaczyć, co się dzieje...
Stali tuż przy sobie, oboje nieludzko zmęczeni. I chyba równie zdziwieni - że jego usta na jej...
- Uuu - Geddwyn zmarszczył brwi. - Powiemy Artenowi?
Chyba jednak Kaede był bardziej zdziwiony tym, co zrobił, ale nie
przerywał pocałunku. Dopóki nie zaczęły wyrastać przy nim słupy ognia i
teraz on musiał robić uniki.
- Ha, widzisz - powiedziała Brangien z mściwą satysfakcją. - W ten sposób jednak ognia nie ujarzmisz.
- Czyli nie musimy mówić Artenowi - podsumował Geddwyn. - Mały już i tak ma przechlapane.
Brangien podeszła do nas, nie przestając traktować Kaede płomieniami.
- Słuchaj, Miya - zaczęła. - Widzisz jak on lubi swój żywioł? Jak już go zabierzesz...
- Tak, tak - weszłam jej w słowo. - Rozpalę w kominku żeby miał co całować.
- Rozpal na kuchence - uśmiechnęła się słodko.
- Jak to się wyprowadził?! - zdumiałam się.
- Zwyczajnie - westchnęła Vaneshka. - Spakował się, wyjaśnił nam, że w
Marzeniu zawadza, choć nie zdradził komu... I dodał, że w końcu musi się
porządnie usamodzielnić.
- I ma nadzieję to zrobić w siedzibie Agencji? - prychnęłam. - Przecież tam go non-stop będą kamery śledzić!
- Więc może ty z nim porozmawiasz?
- Niby jak mam to zrobić, skoro widuję go rzadziej niż wy...
Po obiedzie rozsiedliśmy się wszyscy w leśnym. Brangien zagoniła
Geddwyna do pianina, choć się wykręcał, że nie grał od wieków i wyszedł z
wprawy. Koniec końców, dał się przekonać, ale nie mogliśmy go nakłonić
do zagrania czegoś żywszego niż Live alone czy Watermark.
Później Vaneshka zaczęła śpiewać, a Geddwyn zaimprowizował podkład
muzyczny - całkiem ładny i pasujący, czyli aż tak z wprawy nie wyszedł!
Zauważyłam, że Kaede przygląda się pieśniarce twardym wzrokiem, więc
może to dla niego była ta pieśń? Gdy się nad tym zastanawiałam, przyszła
mi do głowy pewna myśl. Poprosiłam Geddwyna żeby zagrał Lords of the new Church
i zaśpiewałam, dziękując siłom wyższym, że ta piosenka jest na miarę
mojej skromnej skali głosu. Także tym razem najbardziej zasłuchaną osobą
był Kaede, ale nie wbijał we mnie wzroku, tylko odpłynął w zadumę.
- Dobra, koniec tego grania - Geddwyn odszedł od instrumentu. - Bo zaczynam czuć się wykorzystywany.
- No to ja już chyba pójdę - także się podniosłam. - Skoro tak się nie możecie doczekać bym zabrała stąd Kaede...
- Nie, no wcale nie twierdzimy, że jest już dostatecznie wytrenowany -
Brangien wzruszyła ramionami. - Chyba jednak stać nas na więcej.
- Myślałem, że to mnie stać na więcej... Sensei - wycedził rudowłosy.
- Ciebie jak ciebie, ale to my cię musimy wychowywać - mruknął duch wody. - A, zapomniałbym. Pokaż ręce.
Kaede zdjął rękawice na zaledwie parę sekund, ale zdążyliśmy zobaczyć, że jego dłonie wyglądają normalnie. Odetchnęłam z ulgą.
- No, teraz to ty powstrzymujesz swoją moc, a nie te tak zwane
ograniczniki - powiedział Geddwyn z zadowoleniem. - Choć przydałyby ci
się jednak jakieś lepsze. A na razie pamiętaj...
- Że masz być zawsze skupiony i myśleć o mocy lodu świadomie i
podświadomie - dokończył jego uczeń znudzonym tonem. - Tak tak, to też
powtarzacie mi kilka razy dziennie. To teraz, skoro już coś tam te
trenigni przyniosły, mam wracać do Ha'O'Hany?
- A ten znowu swoje - przewróciłam oczami. - Tego ci z głowy nie wybili, co?
- A niby po co mi to zaśpiewałaś? - jego oczy się zwęziły.
- Żeby sprawdzić jak zareagujesz. I wygląda na to, że coś ci się jednak
skojarzyło - odpowiedziałam. - Jeśli zechcesz, opowiem ci o człowieku,
który pragnął zostać bogiem i o pewnym buntowniku, próbującym położyć
kres tym planom. Wtedy zdecydujesz czy chodzi o ciebie.
- Nie jestem pewien czy u nas tak jest - burknął. - Ale rozumiem, że ktoś to już kiedyś wymyślił.
- Wielu było w światach niedoszłych bogów. Ci z największym przerostem ambicji nie przetrwali.
- A jeśli zdecyduję, że nie chcę tam wracać?
- Myślałem, że już zdecydowałeś - wtrącił się nie bez złośliwości
Geddwyn. - Ale jeśli nie będziesz miał się gdzie podziać, to wiesz...
Zawsze możesz się powłóczyć po światach.
W międzyczasie Vaneshka znów zaczęła coś śpiewać, zagłuszając jego
słowa, zagłuszając wątpliwości Kaede, porywając nas wszystkich nie
pierwszy i nie ostatni raz. Ale tym razem szybko się ocknęłam.
- Geddwyn - odezwałam się łagodnie. - Czyś ty oszalał?
- Ależ ja nie mówię, że ma się włóczyć sam - uśmiechnął się niewinnie. -
Możesz mi go pożyczyć jeszcze na trochę. Sprawdzi się chłopak w
terenie...
- Teraz to jesteś okrutny - odciągnęłam go na bok, ściszając głos. - I
co to za historie z tym myśleniem non-stop o kontroli nad mocą? Nie
znalazłby się łatwiejszy sposób?
- Daj spokój - parsknął śmiechem. - Myślisz, że gdybym mu powiedział, że
wystarczy, by tę moc lodu zwyczajnie polubił i zaakceptował jako część
siebie, posłuchałby?
A Vaneshka została w Teevine na dłużej, żeby pogadać z Geddwynem o ciuchach i makujażu. Ciekawe na jaką okazję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz