Pisałam dwa dni temu, że dopadła mnie melancholia... Dlatego nie wiem jak nazwać to, w co się dzisiaj przerodziła.
Wszyscy się zmówili na składanie mi wizyt. Najpierw wpadła
Xella-Medina... Ona zawsze wie, gdzie jestem, choćbym schowała się w
najciemniejszym kącie.
- Przyszłam spytać, czy mogę pożyczyć trochę herbaty - wyjaśniła, witając się z uradowanym Tenarim.
- A to coś nowego - mruknęłam. - Dotąd zawsze zawiadamiałaś mnie o tym już po fakcie.
- Ale to nie dla mnie - pokręciła głową. - Neid-san rozsmakowała się w
miętowej, a mieszka u nas dopóki nie wrócą z podróży poślubnej, wiesz...
Mama ją rozpieszcza.
- Nie mogę sobie wyobrazić żeby Renê kogoś rozpieszczała... - Tak samo nie mogłam się przestawić na szczerze uśmiechniętą Xemedi-san, rozprawiającą o swojej rodzince.
- Ale tak jest. Rozczula się, że mój brat był w dzieciństwie taki sam i
że się świetnie zrozumieją - roześmiała się. - Ta młoda dama drepcze za
każdym, kto się nawinie i zadaje abstrakcyjne pytania.
- Na przykład jakie?
- Na przykład czy królik to taki mniejszy król albo czy chochla to taki damski chochlik.
- Czego chcesz, to zupełnie normalne dziecko - stwierdziłam kiedy już się wyśmiałam.
- Jakie jest w takim razie nienormalne?
- A takie, jakie trzymasz w tej chwili na kolanach - odpowiedziałam, a Tenari uśmiechnął się z najprawdziwszą dumą.
- Jak dla mnie, to jest właśnie szczyt normalności - wzruszyła
ramionami i nagle zaczęła skakać z tematu na temat: - To ja wpadnę do
herbaciarni po zapas miętowej. Moja droga szwagierka się załamie... A
czekaj, Aeiran-san gdzie ci przepadł?
- Zdecyduj się, o czym chcesz rozmawiać - od razu zaczęłam tracić humor. - Po co ci on.
- A tak, żeby mu dzień dobry powiedzieć - uśmiechnęła się zupełnie inaczej, bardziej podejrzanie.
- W takim razie sama go sobie poszukaj, bo nie mam pojęcia, gdzie jest.
- Oj, oj. Pokłóciliście się?
- Daj spokój - machnęłam ręką. - Powiedział, że chce pobyć trochę sam. Znaczy, zapytał, czy może. Tak jak ty teraz.
- Obraziłaś się! - zawołała radośnie.
- Znalazła się znawczyni myśli zakochanych kobiet.
- Oj, czuję się oblana od stóp do głów jadem twego sarkazmu -
Xemedi-san spojrzała na mnie z łagodnym wyrzutem. - Już szczypie, zaraz
zsinieję i skonam. Słuchaj, mam pod ręką Sanille-san i się uczę. Znaj
moje dobre chęci.
- Tak naprawdę to przyszłaś żeby mi namieszać w emocjach, co?
- Nie, nie, nie - pokręciła teatralnie głową. - Od tego jest Kaneto-san.
- On. Ma. Na. Imię... - zaczęłam powoli.
- Sorilex, wiem - weszła mi wesoło w słowo. - Ale jemu to lubię mieszać w
emocjach. Twoje... są już wystarczająco pomieszane. Nie, o to mi nie
chodziło.
Następnym gościem był Ketris. Na Pokrzywie, dlatego nie musiałam pytać
jak mnie znalazł. Jego przyjazd mnie nawet ucieszył, zwłaszcza, że tym
razem nie musiałam wysłuchiwać spekulacji na temat moich spraw
sercowych.
- Wiesz co? Ja sobie chyba zmienię jeźdźca - oznajmiła mi Nindë, zarzucając grzywą. - On przynajmniej lubi galop.
- Przy Egilu też coś takiego mówiłaś, a nie zmieniłaś - wytknęłam jej i
zwróciłam się do Ketrisa: - Gdzie się rozbijałeś przez ostatni tydzień?
- Czy ty jesteś moją matką, czy co? - roześmiał się. - Miałem pewną sprawę do załatwienia.
- Dla Tenariego jestem złą matką, więc dla kogoś muszę być dobrą - westchnęłam. - Czy ta sprawa ma na imię Vaneshka?
- Tak, pojechałem załatwić Vaneshkę - rozłożył ręce ze strapioną miną. - Wydało się. Leży zakopana pod drzewkiem w Marzeniu.
- Tak, tak. Powiem jej to, gdy ją spotkam.
- Skoro ją zakopałem, to już nie spotkasz.
- Robisz się coraz bardziej stuknięty - uznałam. - A teraz co, wpadłeś do mnie po drodze po następną ofiarę?
- Tak, do Solen się wybieram - kiwnął głową. - I chciałem ci pokazać, że jeszcze żyję. Ty byś się nie wybrała?
- Raczej nie - westchnęłam. - Chociaż właściwie bym... Ale nie. Zaśpiewasz mi coś zanim pojedziesz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz