Wytańczyłam się za wszystkie czasy (ciekawe ile razy w życiu przyjdzie mi to pisać), muzyka była świetna, a przede wszystkim podawano herbatę. Inaczej jeszcze dwie osoby poza mną wyszłyby z przyjęcia natychmiast...
Było nas siedem druhen, siedem panien pastelowych. A także siedmiu drużbów wziętych na poczekaniu nie wiadomo skąd, jak się wyraziła Renê, myśląc, że Kay nie słyszy. Była też przysięga wiecznej miłości przed wszystkimi bóstwami, jakie przyszły do głowy zarówno państwu młodym jak i gościom... Fakt, że wszelkie przysięgi przyprawiają mnie o gęsią skórkę, ale tym razem z ochotą przyłączyłam się do wynajdywania owych bóstw (w sumie naliczyliśmy ponad siedemdziesiąt). Było przy tym dużo śmiechu, a San i Kay promienieli szczęściem.
Co prawda wesele nie odbywało się na Andromedzie, ale i tak zjechała się przynajmniej połowa dworu królewskiego (ta połowa, która polubiła nową księżną - również słowa Renê). Poza tym przybył rycerz Wellyn, na szczęście bez pełnego uzbrojenia, mały Zak na lewitującej piłce oraz oczywiście Satsuki. San do tej pory nie poznała osobiście swoich Oddanych, więc z jej strony nie było nikogo, ale nie wydawała się tym specjalnie zmartwiona, bo przecież my byłyśmy. Dotarli również Thaedrion i Sodrisel, która mimo eleganckiej sukni nie przestała przypominać żołnierza. Przekazałam im pozdrowienia dla Pacolyn i to wystarczyło, byśmy wdali się w dłuższą rozmowę, której teraz nie przytoczę, bo nie chcę przeskakiwać z tematu na temat. Bez słowa komentarza pozostawili fakt, że Neid zadaje się z małym demonem, za to Thaedrion zaśpiewał piękną elfią pieśń o miłości. To podkusiło naszą piątkę i wypchnęłyśmy San i Kaya na środek z rozkazem wyznania sobie miłości - śpiewająco. Czyj to był pomysł... Shee'Ny? Chyba tak, bo jako jedyna z nas trochę się podłamała efektami owego pomysłu. Połowa gości była, nie wiedzieć czemu, zbulwersowana, a druga połowa dostała ataku śmiechu i zaczęła się przerzucać dziwnymi oczepinowymi przyśpiewkami... Szczegół, że pora oczepin miała dopiero nadejść.
Ku zdziwieniu ogółu welon trafił się najzagorzalszej feministce, czyli naturalnie Pai Pai. Stało się to trochę niechcący, a przynajmniej San ją pogłaskała po głowie i ze słodką minką przeprosiła. Ha.
A teraz mój dom jest pogrążony w ciszy jak rzadko kiedy. Tenari śpi, Aeiran śpi. Ketris pożyczył Pokrzywę, wyruszył gdzieś jeszcze zanim pojechaliśmy na wesele i dotąd nie wrócił. Sama też powinnam wreszcie się położyć, bo już mi się ciemno w oczach robi, ale chcę najpierw skończyć pisać (a jutro się zbudzę, przeczytam i załamię ręce). Poza tym jestem trochę zdenerwowana, bo przed chwilą przyszła do mnie wiadomość następującej treści:
Na kolanach błagam o wybaczenie,
ale po prostu nie mogło być inaczej.
Mam nadzieję, że okażesz zrozumienie.
Lex Diss Gyse
A może nie powinnam się denerwować. Przecież jeszcze nie mam pojęcia, za co mnie przeprasza.
A może jednak powinnam się denerwować. Skoro przeprasza zanim jeszcze się wydało, co zrobił, to pewnie coś istotnego... Chyba, że to tylko on tak uważa.
Jedyne, co teraz mogę zrobić, to rozpalić na chwilę w kominku, wrzucić tę kartkę w ogień i - przynajmniej na razie - zapomnieć.
Jutro wybieramy się gdzieś nad wodę. Jak tylko się wyśpimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz