Pokrzywa już żywiła nadzieję
na szalony wypad w światy, a tymczasem jeszcze dzień musiała
przesiedzieć w stajni. Na szczęście na Rozdrożu, co oznacza, że miała
towarzystwo. Mam nadzieję, że uda się nam wypożyczyć stamtąd jeszcze
przynajmniej jednego wierzchowca, choć z drugiej strony, jeśli wparujemy
konno do Melgrade, wywołamy sensację, skandal i ferment. Nawet jeśli
przesadzam, to z pewnością tylko troszkę.
Tymczasem jednak zawitaliśmy do jednego z tych niesamowitych miejsc,
którego imponujące rozmiary i nieprzebrane skarbnic zrobiły niezachwiane
wrażenie na Djellii i Ellilu. Mowa oczywiście o Bibliotece na
Pograniczu. Ja też musiałam się na nowo przyzwyczajać do jej wielkości,
tak samo jak przedtem do eteryczności Teevine. Na szczęście Kilmeny
powitała mnie jak gdyby nigdy nic (na swoją miarę), co potwierdziło
słowa Ketrisa.
- Co to ma znaczyć?! - zapytała surowym szeptem. - Znikasz na długie
miesiące, pozwalając by ktoś obcy wypożyczał książki na twoją kartę?!
- Skoro mnie nie było, nie mogłam na nic pozwalać - ja też odruchowo
zniżyłam głos. - Ale możesz mi powiedzieć, kto był na tyle bezczelny, a
sama spuszczę mu lanie.
- Nie mam pojęcia - przyznała. - Przyszło do mnie zamówienie napisane na maszynie. Bardzo naglącym tonem.
- I skąd wiedziałaś, że to nie ja?
- Zawsze zjawiałaś się osobiście - Kilmeny spojrzała na mnie jak na
bardzo głupie dziecko. - Poza tym zamówienie dotyczyło naprawdę
nieładnych książek. Pamiętasz jak kiedyś ktoś wypożyczył w twoim imieniu
to paskudztwo o zakazanej magii?
- Naprawdę nie wiem, po co trzymać tu takie paskudztwa - mruknęłam.
- Ja też nie - fuknęła. - Ale takie są wymogi biblioteki: nie ma tu
wyłącznie książek o jedynej słusznej treści. Ja tu tylko pracuję i nie
mogę tego zmieniać.
- Jesteś jedyną żywą istotą, która tu pracuje. Na pewno nie masz wpływu na regulamin?
Bibliotekarka tylko pokręciła głową na moją doprawdy niezmierzoną
głupotę i poprawiła okulary. No dobrze, wiem, że "pogranicze" w nazwie
tego miejsca można rozumieć na bardzo różne sposoby, ale...
- Nieważne - machnęła wreszcie ręką. - Powiedz, co się stało, że wreszcie
tutaj zatęskniłaś. Tam, gdzie przepadłaś, nie było bibliotek?
- Znalazłam jedną, prawie tak dużą jak ta - westchnęłam. - Ale to nie
było to samo. Poza tym przyszło mi do głowy, że może w książkach znajdę
odpowiedź na swoje pytanie... Czy rzeczywistość się zmienia.
- Dlaczego? - zdziwiła się Kilmeny, a ja omal się nie roześmiałam. Nie
dlaczego rzeczywistość miałaby się zmieniać, tylko dlaczego właśnie w
książkach. - Sądzisz, że znane ci książki zmieniły swoją treść? Myślisz,
że byłybyśmy tego świadome?
Może i nie, pomyślałam. Dotąd bywałam świadoma pewnych zmian, taki
przywilej zawodowy, ale to nie znaczyło, że cała reszta światów też
musi. A może za długo byłam poza domem i pozapominałam co nieco?
- Może i my znajdziemy w książkach odpowiedź na nasze pytanie - zawołał
Ellil wesoło od jakiegoś regału, nie zważając na biblioteczne prawa;
Djellia tymczasem buszowała po dziale geografii światów. - Chcemy
odnaleźć Wietrzne Miasto Lirę.
- Słyszałam kiedyś o takim mieście - zamyśliła się Kilmeny, wyjątkowo
zapominając ochrzanić profanatora. - Nie mam jednak pojęcia, gdzie się
znajduje.
- Kiedy słyszałaś? - podchwyciłam.
- Nie jestem pewna - pokręciła głową ze zdumieniem. - Za to znam kilka
osób, które mogą wiedzieć. Dużo podróżują po światach i z pewnością są
bardziej na bieżąco niż ty.
Co do tego nie miałam wątpliwości, ale też zastanawiałam się, jakież to
osoby mogła znać. Widząc ją rządzącą twardą ręką w bibliotece, zupełnie
na swoim miejscu, trudno pamiętać, że jest też Oddaną Ładowi, jedną z
tych osób, które wiedzą naprawdę wiele, jeśli zechcą - choć często na
zupełnie innej płaszczyźnie niż na przykład rozkojarzone kronikarki
światów.
- Kiedy przyjedziecie tu nastepnym razem, skieruję was do kogoś lepiej
poinformowanego - obiecała Kilmeny, a Ellilowi i Djellii zaświeciły się
oczęta z zachwytu.
Doprawdy... Przez tych dwoje zaczęłam czuć się trochę jak w baśni. A
przynajmniej jakbym na własne oczy obserwowała baśń. Wędruje taki jeden
bohater z drugą przez góry, lasy i rzeki, od jednej zaczarowanej chatki
są kierowani do drugiej, aż dopiero w ostatniej wywiedzą się o właściwą
drogę... Takie przynajmniej mam przeczucie. Niezbyt dobre, przyznam.
Dzięki Siłom Wyższym jutro już ruszam do DeNaNi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz