Od wyprawy do Pieśni nie ma
chyba chwili, w której nie towarzyszyłaby mi muzyka. Ta myśl przyszła mi
do głowy, kiedy bóg wiatru pociągnął za zwisający z powietrza łańcuszek
i otulił nas dźwięk niewidzialnych dzwoneczków. Na szczęście w porę się
opamiętałam i powstrzymałam Ellila przed zadzwonieniem jeszcze raz. I
jeszcze raz. I może jeszcze, bo cieszył się tym jak dziecko. Choć z
drugiej strony, może zebrałoby to w Teevine całą czwórkę rodzeństwa, a
ja nie miałabym kolejnego pytania na liście niewyjaśnionych spraw.
Już niemal zapomniałam, jak uroczy widok stanowi ten zameczek od
zewnątrz. Mógłby być porcelanowym bibelotem do postawienia na półce, ale
pod tą półką należałoby ułożyć stosik poduszek. Brałoby się coś takiego
w rękę z niegasnącą obawą, że się rozsypie. Zanim weszłam do środka,
stąpałam leciutko na palcach, każdy krok stawiając jak najostrożniej.
Jak przed laty, za pierwszym razem. Djellii także udzieliło się moje
podejście i rozglądała się z podziwem.
Nikt nas nie powitał po otwarciu bramy, jedynie pełna oczekiwania cisza.
Musiałam więc robić za przewodnika, choć tłumacząc moim towarzyszom
Teevine odruchowo zniżałam głos, nawet gdy już bylismy wewnątrz. Dopiero
kiedy dotarliśmy do leśnego salonu, okazało się, że wcale nie jest tu
tak pusto, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Djellia natychmiast
dorwała się do pianina - nie żeby u m i a ł a grać, ale tak stało
pośrodku i kusiło - i już po kilku pierwszych tonach w drzwiach stanął
Tiley. Miał twarz usmarowaną konfiturami i słuchawki zawieszone na szyi.
- Się dzwoni cztery razy - burknął, patrząc nie wiadomo dlaczego na
Ellila. Chociaż może jednak wiadomo. Może. Dziwny błysk pojawił się w
tych jaskrawoniebieskich oczach, jak również w tych jak niebo w czasie
burzy, a ja nie wiedziałam jak to zinterpretować - czujność na widok
rywala czy radość ze spotkania sobie podobnego?
- Następnym razem - obiecał od razu Ellil. - Wiesz może, gdzie znajduje
się Wietrzne Miasto Lira?
- Co ja jestem, encyklopedia?! - nadąsał się
Tiley. - W biurze podróży jesteśmy? Myślałby kto, że codziennie wpadają
tu turyści i pytają o drogę.
- Przepraszam za kolegę - wtrąciła Djellia, uśmiechając się ujmująco. -
Słyszeliśmy, że najlepiej o to pytać w siedzibach żywiołów, a tu, no...
- Tu jest trochę pusto - westchnęłam. - Vanny mi o tym wspominała, ale nie umiałam sobie tego wyobrazić.
- No! - potwierdził żywo duch powietrza, potrząsając srebrnofioletową
czupryną. - Sam tu wróciłem ledwo przedwczoraj i cieszę się wolną chatą.
Brangien zostawiła wiadomość, że jedzie naprawiać światy, Maeve to nawet
tego nie zostawiła, zakręcona jakaś, a Geddwyna to nie widziałem chyba z
pół roku, jeśli nie więcej. Wyjechał z supertajną misją ku chwale
sztuki. Czy czegoś tam.
- A gdzie ty byłeś? - spytałam uprzejmie, trochę
przytłoczona jego pytlowaniem.
- Byłem w tym twoim DeNaNi i miałem przechlapane - prychnął. - To cała historia, kiedyś ci opowiem. Spodoba ci się.
Jakoś zdobyłam się na słaby uśmiech. Interesujące opowieści zawsze są
mile widziane, ale na myśl o tym, że miałabym ich słuchać w wykonaniu
Tileya, aż mnie włosy i paznokcie rozbolały z przerażenia.
Co jednak ważniejsze, rzuciło mi się w oczy, jaki był rozdrażniony. Niby
cieszył się wolną chatą, a naprawdę... Czy tylko dlatego, że jego
rodzeństwo wyjechało? Czy może rzecz w tym, d l a c z e g o wyjechali?
Niestety, z całej czwórki chyba tylko Brangien nie zwykła udzielać
wymijających odpowiedzi na istotne pytania, a Brangien przecież nie
było. Tiley wykręcił się, zabierając gości na obchód po zameczku i
przylegających do niego strefach. Zapomniawszy zupełnie, że nie jest
przewodnikiem dla nachalnych turystów.
- Co was tak wzięło na tę Lirę? - zapytałam później, kiedy rozsiedliśmy
się na poduszkach przy ciepłej herbacie. - Nigdy wcześniej nie byłam
świadoma istnienia takiego miasta i nie mam pojęcia, co moglibyśmy tam
znaleźć.
- My też nie - zauważyła Djellia. - Ale to dla nas pierwszy krok w
nieznane. Jeśli chcemy go postawić, powinniśmy wiedzieć, dokąd
wędrujemy.
- Ja tam zawsze wolałam podróżować bez konkretngo celu - wzruszyłam
ramionami. - Gdybym nie miała was na głowie i wizyty u przyjaciół w
planach, wybrałabym sobie losowe miejsce na miniaturze z myślą: "tam
zacznę"...
- A tym miejscem byłyby Szare Światy? - uśmiechnął się przebiegle Ellil.
- Nie sądzę - pokręciłam głową. - Znajdę sobie dużo do zrobienia we własnej domenie, daję głowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz