Wynurzyłam się z jeziora, gdy dobiegły mnie dwa głosy z coraz mniejszej odległości. Wyszłam na brzeg i otrząsnęłam się z wody.
- Znowu pływać idziecie, chłopaki? - zagadnęłam.
- Jeszcze nie wiemy - uśmiechnął się Leo. - Ale jesteś jedyną kobietą tutaj,
której towarzystwo nie niesie ze sobą przykrych konsekwencji, więc
dobrze, że cię znaleźliśmy.
- Co masz na myśli?
- Vaneshka i Mil uparły się, że dzisiaj one robią kolację i wyrzuciły
nas z domu - wyjaśnił. - Pewnie nie chcą żebyśmy zobaczyli jak im się
dymi coś przypalonego. A Carnetia...
- Nie musisz kończyć.
Odetchnął z ulgą, ale Egil nie.
- Nawrzeszczała na nas, że nią gardzimy, choć jest jedyna w swoim
rodzaju i nawet bogowie przyjmowali ludzką postać, żeby móc się do
reszty zatracić w jej uroku - musiał się wyżalić. -
No to powiedziałem jej, że ma jednego boga pod nosem, może go sobie
podrywać a nas niech zostawi w spokoju. - Zaczerwienił się po sam czubek
nosa, a ja dostałam nagłego ataku kaszlu.
- I sądzisz, że zacznie się uganiać za kimś, kto rozwalił jej dom?!
- A czemu nie? - Leo uśmiechnął się jakoś perfidnie. - Takie uganianie
się to by była niezła zemsta... Choć ona pewnie tego tak nie postrzega.
Hehehe!
- Jesteś okrutny - mruknęłam i dreszcz mnie przeszedł. W wodzie było
zdecydowanie cieplej niż na powierzchni i najdotkliwiej odczułam to
patrząc na kompletnie ubranych chłopaków, podczas gdy sama byłam w
stroju kąpielowym i rozczłapanych klapkach.
- Przejdziemy się? - zaproponowałam. Zgodzili się entuzjastyczne.
- Pokażę wam fajne miejsce - postanowił Leo. - Tylko będzie trzeba iść trochę w las... Boicie się kleszczy, co?
- Komarów prędzej...
- A czy komarzyska lubią demonią krew?
- W zasadzie nie mam krwi, ale one o tym nie wiedzą i przylatują sprawdzić.
Gdyby nie to, że szliśmy przez gęste chaszcze i dostawaliśmy w twarz od
gałęzi, droga byłaby bardzo klimatyczna, tym bardziej, że zaczynało
robić się ciemno. Wreszcie dotarliśmy tam, gdzie metodą prób i błędów
prowadził nas Leo. W tym miejscu utworzyła się mała zatoczka, nad którą
widniały ślady zaczętej budowy. Zaczętej dawno temu i nie ukończonej.
Cokolwiek miało tam stać, było drewniane i nieźle przegniłe. Dokoła
latały ważki i rosły nie znane mi niebieskie kwiaty o małych, delikatnych
płatkach. Wszędzie unosił się ich zapach. W wodzie odbijało się
zachodzące słońce.
- Spójrz, tam na niebie czerwień wieści koniec dnia - wyrecytowałam. - Tam, coraz cieplej, ale w tobie chłód wciąż trwa...
Rzeczywiście było coraz chłodniej.
- I znowu się alienujemy - mruknęłam. - Tyle, że jakoś tak... Razem.
Odwróciłam się spokojnie, chłopcy również, zaskoczeni.
- Coraz więcej nas szuka tu samotności - ciągnęłam monotonnym głosem
(klimat tego miejsca na mnie podziałał, a może te kwiatki?), patrząc na
stojącego za nami Aeirana. - Przeszkadzamy może?
- Nie - odpowiedział po namyśle, ale odsunął się nieco. Podszedł do niedokończonego domu.
- Cały czas tu przychodziłeś? - zapytałam. - Czy my też należymy do tych, którzy chcą cię dopaść, jak mówiła Xemedi-san?
- Ona wie zdecydowanie za dużo - stwierdził. - Ale nie, wy nie. Chyba.
- Mówiłbyś konkretniej, a nie! - zdenerwował się Leo. Aeiran posłał mu drwiące spojrzenie.
- Wiecie, co tu miało stanąć? - zapytał bez związku. - Pewien człowiek
czekał tu na kobietę... I zaczął budować dom, w którym mogłaby
zamieszkać.
- Bawiłeś się czasem? - chciałam wiedzieć. - Widziałeś przeszłość?
- Słyszałem raczej - poprawił. - W niektórych miejscach czas potrafi
przemówić... I wiesz? Nie zjawiła się. Zostawił budowę taką
niedokończoną, odszedł i nie chciał wracać tu nawet pamięcią.
Może mi się zdawało, a może naprawdę słyszałam w jego głosie żal. Ciekawe, o czym myślał - o Klejnocie może?
- Dlaczego się nie zjawiła? - spytał ciekawski Egil.
- Może nie chciała, kronikarzu? Może chłód w niej trwał, jak to ładnie Miya ujęła?
Mina chłopaka stała się dziwnie zacięta.
- Dlaczego bogowie pozwalają na ten chłód? Dlaczego ludzie przez to cierpią? Gdybym był władny, to...
- Co, zmusiłbyś mnie, bym pokochał pieśniarkę? - oblicze Aeirana
przeciął krzywy uśmiech. - A może zmusiłbyś Miyę by pokochała ciebie?
Słowa zamarły Egilowi w ustach i przez chwilę wyglądał jakby dostał
czymś ciężkim w głowę. Nie wiem dlaczego, zrobiło mi się go żal - coś go
dręczy ostatnio... W końcu chyba znalazł słowa i chciał się odgryźć,
ale wkroczył Leo.
- Tylko się nie pożryjcie, nie po to się tu tłukłem, żeby pozwalać na
psucie klimatu! - roześmiał się. - Miya, może powiesz ten wiersz od
początku? Chętnie bym posłuchał.
- Nie ma początku...
- Jak to nie? Co za autor pisze wiersze bez początku?
- Autorką - powiedziałam wolno - była niejaka Madelyn Igneid Yumeni
Al'Wedd. Dawno temu, gdy jeszcze udawała, że potrafi pisać wiersze.
Spojrzeli na mnie pytająco.
- Nie ma toto początku, końca zresztą też - westchnęłam. - Za bardzo
osobiście traktowałam ten wiersz, dlatego go porzuciłam w krytycznym
momencie. I choćbyś pędził do słońca, i choćbyś je dogonił nim zapadnie zmrok... - powiedziałam cicho do siebie. - Nadal go traktuję osobiście.
- To jakieś wspomnienie z poprzedniego życia?
- Co? - na dźwięk głosu Aeirana otrząsnęłam się ze smutnych myśli. -
Tak, wspomnienie... I to z niejednego życia. Dlaczego ja jeszcze nie
oszalałam przez te wspomnienia?
Objęłam się ramionami i zatrzęsłam lekko, a czarnooki spojrzał na mnie
jakby żałował, że nie ma płaszcza, w który może mnie zawinąć, ale to
tylko moje domysły. Za to Leo podszedł i schował mnie w ciepłym uścisku.
- O, dzięki - uśmiechnęłam się. - Na duszy też się robi cieplej od razu. Ciepłe wspomnienie do kolekcji.
- Taka ilość wspomnień pewnie inspiruje? - ożywił się Egil.
- Czyżbyś sugerował, że mam szczęście, odradzając się na nowo? -
mruknęłam. - Czasem brak wspomnień inspiruje bardziej, wiesz? Bo można
snuć domysły. Najdziwniejsze. O tym, kim się było.
- O tym, kim byłaś za pierwszym razem? - Aeiran podszedł bliżej, ledwo zauważalnie. Skinęłam tylko głową.
- Mógłbym spróbować - zaczął wolno - przywołać dla ciebie tamten czas. Mogłabyś się wreszcie dowiedzieć.
Zaskoczyła mnie ta propozycja. I to od niego, który zwykle nie chciał
marnować mocy na zabawę czasem, chyba że chodziło o namieszanie w
pamięci kogoś, kto mu podpadł... Ale od razu wiedziałam, co
odpowiedzieć.
- Nie trzeba. Nie chcę.
- Dlaczego? Wydawało mi się, że źle ci z tą niewiedzą, a tymczasem...?
- Wiesz w czym rzecz? - zaczęłam wyjaśniać. - Na pewno łatwiej by mi się
żyło bez pamięci o poprzednich wcieleniach. Mogłabym nie żyć
przeszłością i nie zastanawiać się, która "ja" jest prawdziwa. I jedno
życie więcej tylko by to spotęgowało...
- Nie rozumiem - przyznał. - Zadręczałaś się pytaniem, jak to się stało,
że się odradzasz. Nie chcesz bym ci pomógł się dowiedzieć? - posłał mi
ten swój powściągliwy uśmiech. - Czy wątpisz w moją kompetencję?
- Nie, to nie tak - pokręciłam głową. - Tylko wiesz, rozmawiałam kiedyś o
tym z Tenką, a ona jest Życiem, więc się zna - zadumałam się. - I
zasugerowała, że wbrew moim przypuszczeniom to nie musi być
przekleństwo, tylko raczej karma. Że każde kolejne wcielenie jest po to,
bym mogła czegoś poszukiwać... Bym w końcu znalazła i zakończyła
wędrówkę... A gdybym poznała swoje pierwsze życie, może dowiedziałabym
się, co muszę znaleźć. A za to na razie dziękuję.
Nie odezwał się, podobnie jak pozostali, oczekując, że będę mówić dalej.
- Jakoś ostatnio mniej gryzie mnie przeszłość. Przynajmniej tamta
przeszłość - powiedziałam. - Sama nie do końca wiem dlaczego, ale
najlepiej mi tak jak jest teraz. Jakbym znalazła jakiś stały punkt
zaczepienia w życiu... Może faktycznie? Dlatego już chyba nie chcę
szukać.
Aeiran patrzył na mnie długo, z zastanowieniem, jakby chciał przeniknąć
moje myśli i zrozumieć mnie bardziej, niż sama siebie rozumiem... Leo
uścisnął mnie mocniej, wyraźnie chcąc mi dodać otuchy (czyżbym wyglądała
w tym momencie na bezbronną i zagubioną?), zaś w spojrzeniu Egila był
smutek. Jakby czegoś mu brakowało.
Czyżby jednak nie czuł się zżyty ze swoją obecną sytuacją? Do Jasności i tak by nie mógł wrócić...
- Wiecie co, może wracajmy, zanim Miya nam tu zamarznie - mruknął Leo i przypomniałam sobie, że jest mi trochę za zimno.
- OK. Ale tym razem idziemy do domu wszyscy. Tak, ty też - uściśliłam, bo czarnooki wyglądał na niezdecydowanego.
- No. Bo się głodny robię - wyznał elf z rozbrajającym uśmiechem. - Tylko wizja kolacji jakoś tak mnie... Przeraża.
Zachichotałam.
- Ciesz się raczej, że nie ja się jej podjęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz