I cóż mogę napisać, skoro
nie zdarzyło się nic nieprzewidywalnego? Znaleźliśmy zbłąkane bóstewko,
któremu rzeczywiście nie najlepiej było w światach poza Pieśnią. Zdaje
się, że pozostała dziesiątka czułaby podobnie i to każe mi się
zastanawiać czy tak naprawdę Pieśń należy do nich, czy raczej
odwrotnie... W każdym razie Kol'Ranveig za nic by nie poprosił grzecznie
o odwiezienie do domu, zaczął więc szukać nas, przez co spotkaliśmy się
szybciej niż nawet ja przewidywałam. Oczywiście dla zachowania pozorów
zaczął od ataku... Nie, nie pokonał Songlian. Ale ona jego też nie.
Jakimś cudem zdołali się okładać przez całą dobę, nie powodując przy tym
żadnych kataklizmów (może dlatego, że świat, w którym wylądowaliśmy,
był niemal zupełnie pusty?) i można było nawet w międzyczasie pospać
spokojnie pod barierą z cieni... W końcu się zmęczyli i Kol'Ranveig już
nie stawiał oporu. Słabo kontaktował.
Pożegnaliśmy się z Songlian, która nie sprecyzowała dokładnie, dokąd się
teraz uda. Pobąkiwała coś, że może wróci do Ko-Youan, a może nie...
Albo jeszcze nie wiedziała, albo miała jakieś własne plany, którymi nie
zamierzała się dzielić. Szkoda, znów umknął mi kolejny wątek...
Jak zwykle nie mam specjalnej ochoty pisać o mieszkańcach Refrenu, ale
za bardzo byłam zaskoczona, że nie przyjęła nas tam Devna, by tego nie
odnotować. Na spotkanie wyszedł nam dziwny, chudy osobnik o ostrych
rysach, noszący biało-złotą szatę i przepaskę na oczach - podobno
jedyny, który tak naprawdę potrafi usadzić Kol'Ranveiga w miejscu. Czy
więc i bóstwa boją się przemijania? Bo ten napotkany okazał się
strażnikiem Naczynia Dusz, odpowiedzialnym za życie i śmierć. Gwoli
wyjaśnienia - w Pieśni nie ma czegoś takiego jak zaświaty, jest jedynie
owo Naczynie Dusz, w którym biorą początek wszystkie dusze, a na koniec
również tam trafiają. Po iluś-tam reinkarnacjach. A odradzać się mogą
niekoniecznie w ludzkich ciałach, co wskazywałoby na to, że wszystko, co
jest częścią natury posiada swoją duszę, a przynajmniej coś na jej
kształt. Clayd byłby zachwycony takim wyjaśnieniem.
I w takim razie mogę zrozumieć, dlaczego będąc tu, widzę w lustrach
wyłącznie swoją obecną twarz. W końcu skoro reinkarnacja jest tutaj na
porządku dziennym, to dlaczego robić wyjątek nawet dla tak przechodzonej
duszy jak moja? Jakoś mnie to pociesza.
A teraz najważniejsze pytanie: dlaczego nie wróciliśmy sobie spokojnie
na Krawędź? Jakim cudem wylądowaliśmy na najdzikszym terenie naszej
Zwrotki? Dlaczego daliśmy się wrobić w tępienie demonów?!
No dobrze, to są trzy pytania. W każdym razie, kiedy Kol'Ranveig wrócił
do Refrenu, mógł zamknąć piekło przed sferą materialną, ale jeśli jakaś
bestia się stamtąd wydostała, tracił nad nią władzę, a przynajmniej tak
twierdził. I nie, nie mam pojęcia, dlaczego im przyszło do głowy, że
bardzo chętnie pomożemy te bestie wyłapywać. To, że już kilkoro innych
bóstw się w to zaangażowało i rozleciało po światach, nie oznacza... No,
może oznacza. Albo przynajmniej sugeruje.
Mam jakiś wisielczy humor, więc trudno mi nie wspomnieć, że demony
okazały się poniżej oczekiwań. Chude toto, żylaste, szponiaste, zębate, w
zgniłych barwach... Piekielnie silne fizycznie i chyba tylko fizycznie.
Nic więcej nie zdążyłam stwierdzić, bo Aeiran prędko nasyłał na nie
chmarę cieni, a potem otwierał czarne dziury i dokądś bestyjki odsyłał.
Na pytanie dokąd, uśmiechnął się tylko krzywo i nie odpowiedział.
A jednak, żeby oddać sprawiedliwość, podczas tej czarnej roboty mieliśmy też moment zaskoczenia...
- Nie sięgam do nich myślami! - jęczała rozpaczliwie Hifryn. - Mają jakieś zupełnie pokręcone umysły! Albo są zwyczajnie głupie!
Bezradnie osunęła się na kolana obok przewróconego motocykla. Z tyłu jej
płaszcza, podobnie jak na rękawie kurtki Kaede, widniał czerwony znak hana.
- A co byś zrobiła, nakłoniłabyś je, by pogryzły się nawzajem? -
zainteresowałam się. Sama również czułam się bezsilna, a chowanie się za
barierą z cieni w towarzystwie egzaltowanej psioniczki i prychającej
Pokrzywy nie było marzeniem mojego życia.
- Oczywiście, że nie! - żachnęła się. - Przeciągnęłabym je na swoją
stronę! Gdybym tak mogła zebrać własną armię demonów, mogłabym wreszcie
wyjść na swoje i rozpocząć podbijanie świata!
Westchnęłam, nie pojmując, jak też Tomine może z nią wytrzymać.
Tymczasem Aeiran i Kaede stali ramię w ramię, otoczeni przez napastników
z piekła rodem. Tym bardziej pragnęłam im pomóc, ale na tej skalistej
pustyni nie było żadnej wody, którą mogłabym się posłużyć... Zresztą
nawet nie wiem czy do czegoś by się przydała.
- Co to w ogóle za chryja z tymi potworami?! - warknął Kaede, odganiając jednego z demonów ognistym pociskiem.
- Jeśli masz dość, po prostu wejdź za barierę - odpowiedział spokojnie Aeiran.
- Oszalałeś?! - warknął (tak, wiem, powtarzam się) chłopak. - W życiu nie
walczyłem z demonem, to jedyna dobra rzecz jaka mnie spotkała podczas
tego szukania igły w stogu siana! Nie wtrącaj się, z łaski swojej!
Nie mogłam nie odnieść wrażenia, że przeciwnicy nie byli przygotowani na
bijatykę z użyciem ognia. Lepiej im pewnie szło atakowanie słabych i
bezbronnych, bez ładu i składu... I kiedy rudowłosy zdołał bez większego
trudu przyłożyć kilku z nich, wydawał się raczej rozczarowany.
- Co za farsa - skomentował, kiedy Aeiran odesłał ostatniego.
Bariera z cieni wreszcie opadła. Odetchnęłam i rozejrzałam się wkoło, a potem powiodłam wzrokiem wyżej, na skały.
- Tam ktoś stoi - powiedziałam cicho, za cicho. Tylko Hifryn usłyszała.
Natomiast smukła i szara postać na skale chyba dostrzegła, że jest
obserwowana, bo rozwinęła cienkie skrzydła i zwyczajnie odfrunęła.
- Co, jest ich więcej? - Kaede podbiegł i spojrzał w górę, ale już nikogo nie zobaczył.
- Nie - psioniczka wolno pokręciła głową. - Nie. To była ona, Ćma.
- I mówisz to tak spokojnie?! Sięgaj do niej!
- Straciłam motywację - odpowiedziała ponuro. - Moje zdolności znaczą tak
niewiele w obliczu prawdziwego przeciwnika. Co więc za różnica?
- Świetnie, telepatka z kryzysem - wycedził Kaede i usiadł ciężko na ziemi. - Pocałujcie mnie gdzieś, wracam do domu.
- Zbierać cięgi od Tomine? - zapytała Hifryn melancholijnie.
- Do domu, powiedziałem - odwarknął. - Dom może być na Rozdrożu albo u
Miyi, ale na pewno nie tam. Zresztą nie zamierzam zostawiać tam Noelle
na dłużej.
- A tych dwoje kto znajdzie?
- Nie moja sprawa - wzruszył ramionami. - Był na to ponad rok czasu,
nawet jeśli trzeba było stawiać stolicę z gruzów. Skoro do tej pory nie
schwytano tego świra i Ćmy, to ja się tym bardziej nie przydam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz