Nie da się ukryć, ktoś w
herbaciarni był. Nawet nie zrobił zbyt wiele bałaganu, poza
przyprawieniem Chmurki o nerwicę i rozbebeszeniu Szafy. Wyraźnie
wiedział gdzie szukać... Ale teraz Kryształ jest już posrebrzony... Czy
raczej pokhalinowany... W każdym razie jest nie do wykrycia.
Teoretycznie. Od każdej reguły są jakieś wyjątki, ale nie pora na
pesymistyczne myślenie! Kiedy trochę posprzątałam, jedyne, co mi
pozostało, to skontaktować się z Yori-chan i poprosić ją o pewną
przysługę. I gdybym nie postanowiła myśleć pozytywnie, obawiałabym się,
że w ten sposób również Agencja może włączyć się do akcji... A ja mam
już dość wtrącania się ze strony END-u i Omegi. Łudzić się, że dadzą mi
spokój, raczej nie zdołam...
Chyba jestem już skazana na szukanie tych przeklętych Kryształów.
Aby dotrzeć do celu, musiałam wyprawić się na Południe. Wymiar był dość
niewielki, mieścił jedno miasto wypełnione mieszkańcami z
najróżniejszych ras. Yori-chan mówiła, że mój kontakt (jak w kryminale,
ha!) będzie czekał w kawiarni "Dragonfly" na przedmieściu, a rozpoznam
go po goździku w klapie. Które z nich wymyśliło ten goździk, ciekawa
jestem... Gdy zobaczyłam widniejącego w logu kawiarni smoka o muszych
oczach i skrzydłach, poczułam się niemal jak w DeNaNi - dobry znak. Aha,
i ziejącego ogniem, oczywiście.
Weszłam i zamówiłam deser czekoladowy, po czym udałam się do
zacienionego stolika, czując się jakbym spóźniła się na randkę. Owszem,
miał goździk w klapie. Skórzanej kurtki. Poza tym miał miłą,
uśmiechniętą twarz i ciemne włosy, na oko w trakcie zapuszczania.
- Przydałoby się teraz jakieś hasło - roześmiał się na wstępie.
- Może być "najlepsze kasztany są na placu Pigalle"?
- Może. Tylko, cholera, muszę wykombinować jakiś odzew - mruknął, a
potem serdecznie uścisnął moją dłoń. - No dobra, ja jestem Yumeno Yukito,
a ty, jak się domyślam, Yagami Miya?
Wyrwałam mu rękę jakby zaraz miał mnie ugryźć.
- Zostawiłam to nazwisko za sobą, w Shiroaki - oznajmmiłam ostro i usiadłam.
Nie odpowiedział. Musiałam mieć naprawdę lodowaty wyraz twarzy...
Spojrzał na mnie z ukosa i tak siedział bez słowa, jakby bał się
odezwać. W końcu zaczął ostentacyjnie rozglądać się na boki i robić
dziwne miny. Kiedy nadął policzki, nagiągnął uszy i podrapał się po
głowie jak małpa, nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
- Tak już lepiej - skomentował. - Nie możemy zaczynać tak chłodno, nie?
- Gomen - spuściłam wzrok. - To po prostu zgubny wpływ niemiłych wspomnień.
- Jeśli kiedyś spod niego wyjdziesz, opowiesz mi? O... Hikari?
Skinęłam głową pojednawczo i zdecydowałam, że polubię brata Yori-chan.
Po prostu okazał się zbyt przyjacielski żebym miała inne wyjście (wdał
się w siostrę?).
- No to w czym rzecz? - zapytał z ciekawością, gdy już nadeszło moje zamówienie.
- Mówią ci coś słowa "Za tobą na południe"?
- Poniekąd - powiedział oględnie. - Jest u nas pewna kamienna płyta z takim napisem...
- Twoja siostra mówiła, że interesujesz się historią tego świata -
zaczęłam. - Mógłbyś mi coś powiedzieć o bogach, którzy go stworzyli?
- A, o to chodzi? - zadumał się. - No to szkoda, że Candy jest na akcji,
ona tu jest od zawsze i opowiedziałaby to lepiej. Cóż, ja teżmogę.
Nie spytałam kim jest Candy ani na czym polega jej "akcja", bo miałam nadzieję, że rewelacje Yukito mi wystarczą.
- Jak już zauważyłaś, stworzyli ten wymiar, ale długo w nim nie
pomieszkali - rzekł. - Popędzili dalej, na południe, jakby ich coś
ścigało. Nie chcieli czci, chcieli spokoju. Byli jakby utkani ze
światła, a towarzyszyły im jeszcze jakieś istoty.
- Anioły?
- Jeśli tak, to chyba w znaczeniu umownym.
- Bo co, bo bez skrzydeł? Czy fakt, że były posłańcami bogów nie wystarczy, by je tak nazywać, hm?
- Widzę, że sama wiesz co nieco o tej historii, po co ci w takim razie ja? - udał zagniewanego.
- Mieszkasz na Południu i jesteś bardziej zorientowany - westchnęłam. - A od czegoś muszę zacząć poszukiwanie.
- Chcesz znaleźć te bóstewka, czy jak? - prychnął Yukito. - Przecież od tamtego czasu minęło parę wieków!
- Chcę znaleźć jedną małą i wredną rzecz. A pewna osoba
mi powiedziała, że aby to zrobić, warto iść tropem bóstewek.
- Czy tej osobie warto wierzyć?
- Mam nadzieję...
- Dobra. Są dwie osoby, które mogą wiedzieć więcej. Jedna jest podobno w
twojej części domeny, na Zachodzie, ale diabli wiedzą gdzie konkretnie.
Druga gdzieś dalej na Południu.
- To po drodze - stwierdziłam. - Chyba trzeba będzie spróbować do tej
osoby trafić... Z jakiegoś powodu czuję się jak bohaterka RPG.
- Mam pewien pomysł - powiedział chłopak. - Wynajmij mnie, a cię poprowadzę, OK?
- Co to znaczy, że mam cię wynająć? - nie zrozumiałam.
- Pracuję w firmie usługowej - odpowiedział. - A ściślej mówiąc, spełniającej życzenia. Yori ci nie mówiła?
- Coś wspominała, że pracujesz z samymi świrami...
- Na jedno wychodzi - wyszczerzył zęby. - Ale że akurat ona to mówi... To co, mogę liczyć na angaż?
- Wrócę tu jutro albo pojutrze i wtedy będziesz mógł liczyć - ja też
się uśmiechnęłam. - Bo być może kogoś ze sobą zabiorę... Mam nadzieję, że
nie kosztujesz zbyt wiele.
- Nie doceniasz mnie.
- Miya-san! No i dlaczego tutaj siedzisz taka samotna, skoro możesz u nas w towarzystwie?
- To akurat powinnaś wiedzieć - fuknęłam na widok Xelli-Mediny. - Muszę
się przygotować psychicznie na przygodę. Gdybym się do was wybrała, już
bym się stamtąd nie wyniosła.
- Ach! Przygoda! - klasnęła w dłonie. - Taka szkoda, że nie mogę w niej
uczestniczyć, ale podejmowanie takich miłych gości też jest przygodą!
- Jasne. I demoralizowanie Tenariego.
- Dlaczego miałabym go demoralizować? - uśmiechnęła się niewinnie.
- Nieważne... - westchnęłam ciężko. - Jak tam wrócisz, spytaj Egila, czy
chciałby wybrać się ze mną... - zawahałam się - I Vaneshkę.
- Myślisz, że zechce? - spojrzała na mnie badawczo.
- Mam nadzieję, że nie.
Patrzyła na mnie dalej, jakby chciała jeszcze o coś zapytać, ale w końcu pokręciła głową i dała sobie (i mnie) spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz