Od wczoraj jestem w podróży. Z Egilem i Vaneshką.
To, że kronikarz przyjął propozycję entuzjastycznie, mnie nie zdziwiło.
Oczywiście, że musiał zbadać, czy wyprawa zaprowadzi nas do jego bogów,
którzy powinni teraz grzecznie siedzieć w Jasności i pozwalać wiernym
się czcić, zamiast rozbijać się po światach. Vaneshce zaproponowałam
raczej by przekonać się, że odmówi, a tymczasem stało się wprost
przeciwnie... Z zaciętą miną i pociemniałymi oczami, ale jednak się do
nas przyłączyła. Jeśli faktycznie ma anielski rodowód, to jestem
zdziwiona, bo przecież nigdy nie chciała o tym słuchać ani o tym
mówić... Szczerze mówiąc, nadal nie chce. A jednak z nami jedzie. Czyżby
posłuchała tej intuicji, która kazała mi zabrać ją ze sobą?
Oczywiście podróżujemy razem z Yukito. Ostatecznie stać mnie było na
niego i bardzo się z tego cieszę. Sama firma, w której pracuje, to
zbiorowisko dość oryginalnych indywiduów... indywidualności,
przepraszam, co miałam okazję zauważyć kiedy składałam tam zamówienie...
Ale to już temat na wielowątkową sagę z elementami grozy, jak
stwierdził mój nowy znajomy, gdy dowiedział się, że pisuję czasem co
nieco.
Lecimy pojazdem mogącym poruszać się między wymiarami. Sporym.
Obszernym. Srebrzystym. Z lodówką i śpiworami. A do tego bojowym, jak
skromnie nadmienił Yukito. Świetnie, czyli jesteśmy przygotowani na
każdą ewentualność. Jedyną widoczną wadą pojazdu jest chybotanie. O tak,
jeśli draństwo nie kołysze się na boki, powodując, że jeździmy jak po
pokładzie statku podczas sztormu, to znienacka potrafi poderwać się w
górę, by zaraz opaść w dół. Na szczęście dzieje się to tylko wtedy, gdy
Yukito wyłącza autopilota i osobiście siada za sterami. Zapytałam go o
ten fenomen i odpowiedział:
- Nie da się ukryć, coraz lepiej mi idzie łapanie się w jej obsłudze!
- Opowiesz nam coś dzisiaj?
- N i e - odpowiedziałam uprzejmie na pytanie kronikarza.
- A co? - podchwycił Yukito. - Mówiłaś, że piszesz, ale nie wiedziałem, że umiesz opowiadać!
- Ja też nie. Dopóki ten tutaj się nie przyczepił i nie zaczął mi wmawiać.
- Dzięki mnie odkrywasz w sobie nowe talenty i nawet nie podziękujesz! - Egil miał minę obrażonej panienki.
- A i ja bym chętnie posłuchał - dodał zdrajca Yukito.
Byłam już przyzwyczajona do takich ataków ze strony Egila i Tenariego, i
wiedziałam, że nie da rady z nimi wygrać... Zresztą, czemu nie? Nawet
miałam nastrój na pewną opowieść. Usiadłam na podłodze
(najwygodniejsza!), dając znak chłopakom by dołączyli.
- Dawno, dawno temu - zaczęłam - na wyspie zwanej Shiroaki...
Yukito spojrzał na mnie z osłupieniem i chciał coś powiedzieć, ale zdążyłam go uszczypnąć.
- ...Żyli ludzie o nadmiarze wyobraźni. A może coś tam wisiało w
powietrzu, co pozwalało ludzkiej woli kształtować rzeczy po jej myśli...
Ale oni o tym nie wiedzieli, dopiero co się tam osiedlili i chcieli
stworzyć państewko z tradycjami.
Vaneshka przysunęła się do nas, ciągle udając, że wcale nie szuka towarzystwa bliskich osób.
- Przywieźli ze sobą kilka pięknych legend - ciągnęłam. - Ale chcieli
też mieć jakąś straszną. Dlatego wymyślili sobie istotę siejącą zło i
chaos, i nazwali ją Sadakiri. Opowiadali o niej coraz to nowe historie,
zupełnie jakby istniała naprawdę...
- I co? - nie wytrzymał Yukito. Jeszcze nie wiedział, że mi się nie przerywa.
- I w końcu zaistniała naprawdę.
- No i masz - prychnął Egil w kierunku sankatsu. - Podpadłeś jej i za to ujęła w jednym zdaniu coś, co można było epicko opisać.
- Może nie tak epicko, ale masz rację - uśmiechnęłam się złośliwie. Yukito był nieco zdezorientowany.
- Masz takich wdzięcznych słuchaczy jak ja, a robisz im na złość?!
- Tak. Bo im zwięźlej opowiem, tym szybciej będę miała spokój.
- Nie dałbym za to głowy - roześmiał się Egil.
Westchnęłam i opowiadałam dalej o tym jak Sadakiri siała zniszczenie,
jak mieszkańcy Shiroaki drogo płacili za swoją wyobraźnię i jak w końcu
demonicę pokonał klan Zaćmienia Słońca, władający mocą Kryształu Ognia.
Oczywiście nie dla dobra Shiroaki, ale dla własnego...
- I co? - zapytał Egil. - Żyli potem długo i szczęśliwie?
- Nie sądzę - stwierdził Yukito. - Ta opowieść sprawia wrażenie, jakby miała dalszy ciąg.
- Owszem - dodała Vaneshka. - Bo przecież z jakiegoś powodu Miya zostawiła mi Tenariego i wyruszyła do tego... Shiroaki, prawda?
- Dalszy ciąg tej opowieści jest przeznaczony dla Yukito - mruknęłam. -
Ale wy też możecie słuchać. Choć nie wiem czy zrozumiecie.
- Śmiało - zachęcili mnie.
- Przyszedł czas kiedy w klanie nie było osoby, którą Kryształ mógłby
zaakceptować. Dlatego rozpoczęli poszukiwania, a wreszcie trafili na
Hikari. Dziewczynę, której własna moc była głęboko uśpiona, więc
pozwalało to na obecność innej, z zewnątrz...
- I ani ja, ani Yori nie wiedzieliśmy, że Hikari posiada moc gwiazd,
jak my - westchnął Yukito. - Tymczasem oni zmodyfikowali jej pamięć i
powierzyli ten cały Kryształ.
- A potem pojawili się agenci Omegi, chcący ów Kryształ zdobyć - nie
przeszkadzało mi jego wtrącenie. - Byli władni przebudzić Sadakiri na
nowo, licząc że pomoże im osiągnąć cel.
- A tymczasem ona postanowiła sama zemścić się na wrogach i dorwać
Kryształ - przypomniał sobie chłopak. - Ale nie bardzo rozumiem tam
ciebie. Znaczy, twoją rolę owszem - roześmiał się sam do siebie. - Ale
nie przyczynę twojej obecności tam.
- Chciałam uchronić Kryształ przed Omegą - wyjaśniłam. - Kto zbierze
takie trzy, ma już za sobą połowę drogi do wszechmocy... A moje pierwsze
spotkanie z Hikari do najszczęśliwszych nie należało, taki to głupi
los... No więc wymyśliłam sobie jej zupełne przeciwieństwo,
antybohaterkę i wcieliłam się w nią. Pasowała mi do konwencji.
- Domyślam się, o co chodzi, ale ciężko mi to sobie wyobrazić - odezwał
się Yukito sceptycznie. - Nie pasujesz do takiej roli. Wiem to, bo jedna
taka pracuje ze mną w firmie - westchnął ciężko. - I mam u niej
przechlapane...
- Wiesz, przeżyłam wiele żyć i różne rzeczy robiłam - puściłam pasmo
włosów, za które, jak sobie uświadomiłam, ciągnęłam już od dłuższej
chwili - Może dlatego umiałam się znaleźć w tej roli... Ale zarazem
przeszłam swego rodzaju kryzysik tożsamości. Akurat kiedy Hikari zaczęła
odzyskiwać swoją.
- I co?
- I na szczęście ktoś mną w porę solidnie potrząsnął - uśmiechnęłam się
mimowolnie. - Do tej pory mu nie podziękowałam. Wredna jednak jestem.
- O, właśnie mi do konwencji brakowało kogoś trzeciego. Dla równowagi.
- Do jakiej konwencji? - nie pojmował Egil. - Wydajecie się świetnie
rozumieć nawzajem, ale tu są ludzie, którzy też chcieliby...
- Oj wy ludzie, ludzie - roześmiał się Yukito. - Tam skąd pochodzę, jest
taka opowieść. Pogrzana, ale rozgrywająca się w podobny sposób, co...
Urwał, słysząc głośny szum, który wypełnił nasz pojazd.
- Co jest, wpadliśmy w jakieś zawirowania?! - zdenerwowany podniósł się z miejsca.
- Nie, to coś innego - Vaneshka również wstała i wciągnęła powietrze. - To jest...
- Cień - mruknęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Faktycznie, zrobiło się jakby ciemniej. W taki znajomy sposób.
- Po co te podchody? - zapytałam nie wiadomo kogo. Wówczas cały mrok
skondensował się, tworząc coś przypominające dużego, czarnego ptaka.
Wyciągnęłam rękę, pozwalając by na nieh usiadło. Dziwne, ale jego dotyk
grzał.
- I co powiesz? - uśmiechnęłam się dość uszczypliwie. - Czy mam rozumieć, że jestem śledzona?
Cień machnął skrzydłami i ponownie zaszumiał. Spojrzałam na towarzyszy -
Yukito patrzył na tę scenkę zdziwiony, Egil z pewnym zrozumieniem, a
Vaneshka... Błagalnie?
Poddałam się.
- Czy pozwolisz, że będziemy mieć tu gościa? - zwróciłam się do tego pierwszego.
- Na długo? - chciał wiedzieć.
- W najlepszym razie przywita się, zobaczy w co się tym razem pakuję i wybędzie.
- Kiedy?
- W najmniej oczekiwanym momencie, znając go.
- No to dobra - zgodził się. Vaneshka usiadła z przejęcia.
- Słyszało? To może wracać i mu powiedzieć - potrząsnęłam ręką. Cień sfrunął z niej, dematerializując się w mgnieniu oka.
- Może zatrzymamy się w jakimś świecie? - zaproponowałam. - Odpoczniemy, pozwiedzamy, zakupy zrobimy...
Żadne z zapytanych nie miało nic przeciwko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz