Przez chwilę korcił mnie dialog liryczny, ale słowa to jednak małe wredoty.
- Nigdy nie są zadowoleni, kiedy stamtąd odchodzę – stwierdził Aeiran
po jak najkrótszej wizycie w Refrenie. – Nie lubią, jak ktokolwiek
stamtąd odchodzi… Skoro już przyszedł.
Usiadłam naprzeciwko, postawiwszy przedtem na stole kubki z herbatą i
trzy rodzaje ciasteczek, zakupionych w przyjemnej piekarni w mieście.
Każda inna wierna i oddana pani domu z pewnością u g o t o w a ł a b y
coś tłustego i z okrasą, ale skrzywienie zawodowe mi na to nie pozwala.
- Woleliby mieć cię zawsze na oku?
- Woleliby bez ustanku mieć siebie nawzajem na oku. Może wtedy światy miałyby spokój?
- A teraz nie mają? – prychnęłam. – Przecież i tak opierają się głównie
na muzyce Ketrisa i Vaneshki. Kim są w takim razie bogowie – statystami?
- Może dekoracjami – Aeiran uśmiechnął się krzywo. – Ciekawe, co by
zrobili, gdyby ktoś im to uświadomił. Przecież nawet bez Geina życie w
Pieśni toczy się dalej, a oni…
- Nie chcą tego widzieć?
- Mniej więcej.
- No, to skoro nie musimy się nimi przejmować, wybierzmy się gdzieś! –
zaproponowałam. Przede wszystkim dlatego, że marudziła mi o to Pokrzywa,
która chciała pobiegać, ale także ponieważ pogoda znów zaczęła nadawać
się do wychodzenia gdziekolwiek indziej niż nad morze. A najlepiej do
morza. – Przemknijmy przez światy, nie zważając na nic!
- Gdziekolwiek indziej… Ale tutaj, chcąc czy nie chcąc, tworzę w ten sposób mit. Chcesz stać się częścią mitu już na dobre?
- W takim razie wyrwijmy się poza Pieśń. Wszędzie, gdzie tylko da się być sobą, potańczyć i obyć się bez paranoicznych myśli…
- Dopóki znów nie porwałaby cię jakaś opowieść – dokończył Aeiran sucho. –
Wolę mieć cię tylko dla siebie jeszcze przez jakiś czas.
- Nie żebym miała coś przeciwko – roześmiałam się. – Ale co, jeśli wymknę
się sama, żeby stworzyć własny mit? Wyruszysz za mną, pogrążając
kolejne światy w mroku i zsyłając cienie na każdego, kto zechce cię
powstrzymać?
- Tak – odparł niewzruszony.
- A potem mnie dopędzisz i zrobisz awanturę?
- Też – tym razem posłał mi lekki uśmiech.
- No widzisz. Czyli po prostu musimy jechać razem.
I tak już od dwóch dni rozbijamy się po Pieśni. Głównie przez
Melodię, co samo w sobie jest cudowne – a kolejne Zwrotki przemierzamy w
powietrzu, niczym dwie czarne chmury. To by dopiero było, gdybym
wypuściła się tak sama… Pamiętam, że kiedy spacerowałam po Ciemności –
tej pierwszej Ciemności – zwykle pilnował mnie Ner’lind. Teraz z
pewnością towarzyszyłby mi Ketris, co umniejszyłoby z pewnością moje
szanse zostania mitem. Tak przynajmniej – jestem tego pewna – orzekłby
Aeiran, gdyby tylko Ketris był w domu. Rozminęliśmy się, jak to zwykle
bywa, przez co nie zdążyłam obgadać z Vaneshką jej szczytnej idei. Za to
mogę przynajmniej mieć nadzieję, że zajmą się Ettard…
Mimo wszystko, Pieśń ciągle wydaje mi się obca i niepojęta. Wręcz niedostępna. Ósma Zwrotka jest jedynym wyjątkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz