Nie, nie ma tak łatwo.
Dopóki nie będę miała wolnej ręki, swobody w podróżowaniu między
światami, nie będę czuła, że wszystko jest tak, jak powinno. Nie mówiąc
już o możliwości kontaktu z najbliższymi i dania im znać, że żyję. Nie
wiem tylko czy ta swoboda zależy wyłącznie od kaprysu J, czy od czegoś
innego, ukrytego głębiej (puzderko z modelem światów za żadne skarby nie
chce się otworzyć). Na razie jednak nie mam czasu się dłużej nad tym
zastanawiać, bo myśli skutecznie zajmuje mi plan poszukiwania świątyń
złowieszczych kultów. Może i za tym kryje się coś naprawdę
niebezpiecznego, ale póki co mogę stwierdzić, że dawno nie miałam takiej
przygody (a może takiego towarzystwa?), która co chwilę przyprawiałaby
mnie o ataki śmiechu. Dopiero od wczoraj, co prawda, ale zdążyłam ich
już zaliczyć całkiem sporo. Pewnie bawiłabym się jeszcze lepiej, gdybym
nie musiała wystawiać się na działanie tego monotonnego dudnienia, przez
niektórych zwanego muzyką.
- Wyglądasz jak punkówa, to trochę nie ten klimat - zarzucił mi Ellil, kiedy przyszedł zaprezentować mi swój wizerunek.
Spojrzawszy na niego, aż usiadłam na łóżku z otwartymi ustami. Włożył
na siebie chyba ze trzy bluzki o skrajnie różnych fasonach i barwach, a
także błękitne spodnie z czegoś lateksopodobnego i odblaskowe żółte buty
na grubych podeszwach, jakby już i tak nie był wysoki (nie żebym miała
coś przeciwko). Wspominałam już, że przypominał mi trochę starszą wersję
Tileya, ale takich ciuchów nie powstydziłby się Geddwyn. Choć pewnie
bardziej by uważał przy doborze kolorów.
- Ty też się świetnie bawisz podczas tej wyprawy, co? - zapytałam słabo. Dumny z siebie pokiwał głową.
- Trzeba się było ufarbować na różowo, wtedy wpuściliby cię za samą fryzurę - podsunęłam.
- Też coś - prychnął. - Nie sądzisz, że to byłoby zbyt oczywiste?
Nawet próbowałam trochę tańczyć, co mi tam. Polegało to głównie na
skakaniu i machaniu jedną ręką, ale może to i lepiej, bo kiedy nie
tańczę w parze, trudno mi skoordynować ruchy kończyn... Przede wszystkim
snułam się po klubie i węszyłam, co tam może być chaotycznego.
Wywęszyłam oczywiście jeden wielki chaos, wylewający się drzwiami,
oknami i uszami, ale raczej nie o to mi chodziło. Nie pozbyłam się
jednak uczucia, że faktycznie coś tam było - tylko może nie w tej
chwili. Gdyby miało się to okazać wędrowne... To mogłoby znaczyć, że
powinniśmy oblecieć wszystkie co bardziej zwariowane kluby w mieście, do
czego jednak raczej nie będę miała siły ani cierpliwości. Za to Ellil
wprost przeciwnie, choć z powodów niekoniecznie związanych z misją -
stwierdził, że na demonach to on się nigdy nie znał i pognał natychmiast
na parkiet. Wypatrzyłam go ponownie po dość długim czasie, otoczonego
gromadką dziewczyn z włosami ułożonymi w spiralki, piramidy, antenki i
inne dziwne rzeczy (na cukier?). Wpatrywały się w niego maślanymi oczami
i nie chciały puścić go z parkietu. Nie jestem pewna czy zaimponował im
jego oryginalny image, czy raczej odkrywczość w dziedzinie tańca
(czyt. zerwanie ze wspomnianym machaniem ręką i tańczenie normalnie). W
każdym razie cudem się do niego dopchałam i wyrwałam temu rozszalałemu
stadku, choć przy okazji musiałam stawić czoła najbardziej rozszalałej
wielbicielce - nastolatce z tęczowymi włosami - która próbowała się ze
mną kłócić. Nie odpowiedziałam, bo nie chciało mi się krzyczeć.
Aha, zamyślałam zakup jakiegoś napoju, ale się wstrzymałam po zobaczeniu, co jest do wyboru. Też miały neonowe kolorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz