7 XI

Już zdążyliśmy zmienić państwo i to nieistotne, że nie posiadam paszportu. Mój osobisty szofer i towarzysz niedoli potrafi przekroczyć granicę tak, że nikt tego nie zauważa.
Jedziemy z zawrotną prędkością, która nie zmienia się niezależnie od terenu, a mimo to wciąż jesteśmy w jednym... No, w trzech kawałkach. Kiedy robimy gdzieś postój, natychmiast doskakują różni ludzie i dopytują się, co nasz środek transportu ma pod maską - bo ponoć z zewnątrz wygląda jak kupiony w czasach, gdy jeszcze nikt na możliwość t a k i e j jazdy nie wpadł. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest zdezelowany, o nie. Ale różni się fasonem od innych samochodów. Nosi wymowne imię "Pędziwiatr", ma zaskakująco wygodne siedzenia, a z lusterka zwiesza się chmurka, która zmienia kolory w zależności od temperatury i wilgotności powietrza. Nie wiem na jakie, na razie pozostaje paskudnie szara.
Nie mogę zrozumieć tego, że podczas jazdy czuję się bezpieczniej niż swego czasu w moim własnym samochodzie z Lexem za kierownicą. Może i nie zawsze miał otwarte oczy, kiedy prowadził, ale przynajmniej nie jeździł jak wariat.

- To bez sensu - oznajmił Ellil, bardziej wspomnianej chmurce niż mi. - To zupełnie poroniony plan.
- Skoro tak uważasz, to dlaczego zgodziłeś się w to włączyć? - zdziwiłam się ja, a nie chmurka. - Nie mów, że aż tak się boisz J.
- Mówię, że jest nielogiczny, a nie na przykład nieprzyjemny do wykonania. Takie bezsensowne plany są najciekawsze, bo najbardziej nieprzewidywalne - posłał mi ten swój stopniowy uśmiech, który zakończył się wyszczerzeniem zębów. Już wiem, kogo przywodził mi na myśl ten uśmiech i delikatna twarz - oczywiście duchy żywiołów Zachodu. Gdyby Tiley zdecydował się wreszcie trochę wydorośleć, może byłby podobny do Ellila.
Cóż, jak dotąd wszystko przebiegało zupełnie przewidywalnie. Jechaliśmy... Jechaliśmy... Jechaliśmy...
- Opowiedz mi coś - uśmiechnęłam się najładniej jak tylko byłam zdolna. - Pędzimy tak przed siebie bez celu, nawet nie mam czasu podziwiać widoków, więc chociaż coś opowiedz.
Mój towarzysz oderwał swe ciemnoniebieskie oczyska od drogi i wytrzeszczył je na mnie w sposób, który zwykle określa się "jak cielę na malowane wrota".
- Jakich widoków?! - wykrztusił, trochę mnie zaskakując. A jednak, po chwili namysłu, skłonna byłam przyznać mu rację. Jechaliśmy autostradą w pochmurny wieczór, więc na atrakcje nie miałam co liczyć.
- Tym bardziej - wydęłam usta. - Poza tym jesteś w tej chwili jedyną osobą, która może mi dopowiedzieć do końca waszą mitologię. Miałabym przepuścić taką okazję?!
Przewrócił oczami i mruknął pod nosem coś w obcym języku. Już myślałam, że zostanę bezczelnie zignorowana... A jednak nie.
- Nastał taki czas, w którym nieśmiertelni zaczęli tracić kontrolę nad światem - zaczął. - Tak jakby... Nie byli już potrzebni do istnienia tym aspektom rzeczywistości, które uosabiali. O, już nagmatwałem - dodał ze złośliwym błyskiem w oku.
- Nic a nic - zaprzeczyłam radośnie. - Pytanie tylko, jak ty się temu oparłeś.
- Może byłem zbyt ciekawy świata, żeby dać się ułożyć grzecznie do wiecznego snu - wzruszył ramionami. - Tak się fajnie zmieniał, ludzie tyle się potrafili nakombinować, żeby ułatwić sobie życie... Chciałem na to popatrzeć. Może się włączyć.
- Ciągle mówisz w czasie przeszłym. To znaczy, że już się nie zmienia? Czy raczej, że niefajnie?
Skrzywił się, chyba nie mając ochoty odpowiadać. Uratował go od tego sygnał telefonu.
- Co, znowu cię wzywają do nagłego przypadku? - zaniepokoiłam się.
- Nie, J nas pilnuje - prychnął Ellil. - Zawiadamia, że jesteśmy lenie patentowane i że w razie problemów mamy dzwonić do Xaia, pod podany numer. Jeszcze czego, żadnego deptania po ambicji!
- Kto to jest Xai?
- Śliski typ - mruknął. - No to o co j e s z c z e chciałabyś zapytać?
To był wyraźny znak, że poprzednie pytanie puścił mimo uszu.
- W każdym razie udało ci się nieźle urządzić w ludzkim życiu - podjęłam.
- A żebyś wiedziała. Oczywiście coś za coś i nie jestem już tak przepakowany pod względem mocy. Jak mówiłem, rzeczywistość zaczęła się od nas uniezależniać... Ale to akurat mi nie przeszkadza jakoś specjalnie.
- A czy ktoś jeszcze poza tobą nie zapadł w sen i pozostał wśród ludzi?
- Wiem o co najmniej dwojgu - zamyślił się Ellil. - Nie widujemy się raczej, świat jest na tyle duży, byśmy nie wchodzili sobie w drogę, ale... Wiem.
Na te słowa ja też się zadumałam i uśmiechnęłam do wspomnień. Nie jestem pewna, czy to był wesoły uśmiech.
- Było w pewnym świecie dziewięcioro bogów - zaczęłam monotonnym głosem. - Oni też w którymś momencie zaczęli tracić... Może nie moc, ale osobowość. Troje z nich zdecydowało się zatem żyć we względnie ludzkiej postaci, by o nich nie zapomniano.
- I co?
- I kiedyś w końcu odkryli istnienie innych światów i udało im się wyrwać poza własny - dokończyłam. - Potem dwoje z nich wróciło jednak do domu, ale trzeci nie czuł się już tam niezbędny i został. Przemierzał światy w poszukiwaniu własnego miejsca.
- Można tak? Można na zawsze zostawić świat, razem z którym się powstało? Dla którego się powstało i nawzajem? - Ellil zwrócił się do mnie z dziwnie zmienioną twarzą. Nie z niepokojem, raczej z... Ekscytacją? Oczekiwaniem? Ale ja słuchałam jednym uchem, myśląc jednocześnie o Aeiranie, o Ivy, o Jasności i Pieśni... Odnosząc nagłe i nieprzyjemne wrażenie, że to wszystko zostało daleko za mną.
Moje myśli przerwało gwałtowne szarpnięcie pojazdem. Choć miałam zapięte pasy, i tak rzuciło mną jak szmacianą lalką. Zdaje się, że Ellil omal nie wpadł na jadący przed nami - dużo wolniej - samochód i skręcił dosłownie w ostatniej chwili. Cudem.
- No i coś ty narobiła?! - wygarnął mi, gdy już było bezpiecznie.
- Ja narobiłam?! - zdenerwowałam się. - Trzeba było patrzeć na drogę!
- To trzeba było mnie nie zagadywać - wytknął, a po paru sekundach odebrał kolejną wiadomość. Przeczytał i podsunął mi telefon z głośnym prychnięciem.
I nie baw sie w pirata drogowego, bo nie po to Cie tak ladnie rekomendowalam, zebys mial sie jednak rozbic. J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz