1 XI

Kiedy wróciłam z rytualnego już spaceru po parku - wywiana i wytrzęsiona - właścicielka pensjonatu poinformowała mnie od drzwi, że przyszedł jakiś bardzo przyjemny młodzian i pragnie się ze mną widzieć. Musiałam wyglądać idiotycznie, robiąc całą serię skrajnie różnych min, zanim wreszcie zdecydowałam się na tę zadowoloną. Słuszna to była decyzja - kiedy weszłam do jadalni, czekający tam gość od razu odwzajemnił mój uśmiech. A potem zamrugał i skrzywił się jak po cytrynie - czyżby przybył z zamiarem udawania groźnego i spłoszenia mnie w rewanżu?
- Dobry wieczór - powiedziałam, powstrzymując się od śmiechu. - Zapraszam do mojego pokoju.
Srebrnowłosy podniósł się z krzesła i przejechał dłonią po włosach w geście bezradności. A potem znowu się uśmiechnął - dziwnie znajomym uśmiechem, z początku powściągliwym i stopniowo rozjaśniającym całą twarz - i poszedł za mną na górę. Tym razem był bez garnituru, za to w jasnej kurtce, z mnóstwem przyczepionych do niej kolorowych znaczków. I z równie ozdobionym plecakiem.
- Pamiątki z podróży - zrobił zabawną minę, widząc, że się przyglądam. - Byłem chyba na całym świecie.
- Zazdroszczę - szepnęłam w zachwycie. - Od kiedy tu jestem, nie ruszyłam się poza to miasto. Brak mi mapy i transportu.
- To znaczy, od kiedy? - podchwycił prędko.
Usiadłam na łóżku, wskazując mu miejsce obok siebie.
- Od trzech miesięcy.
- A wcześniej...?
- Jaka odpowiedź będzie bardziej wiarygodna? - podparłam brodę rękami i zapatrzyłam się w okno, zastanawiając się, po co on tu właściwie przyszedł.
- Najlepiej ta prawdziwa. Jaka inna?
- W porządku. Przerzuciło mnie do tego świata z mojego domu - wyjaśniłam. - Nie mam pojęcia jak ani dlaczego.
Milczał przez chwilę, wreszcie zapytał:
- Jak tam jest? W innych światach, znaczy.
- Czasem podobnie jak tu, innym razem magicznie i baśniowo, a jeszcze inne są jak z koszmarów. Wystarczy poczytać fantastykę, żeby się dowiedzieć.
- Nasza fantastyka jest czysto ludzkim wymysłem. A magię... Ciągle pamiętam, ale nikt nigdy nie wpadł na to, że można by wybrać się poza ten świat i odkrywać inne. Też wyłoniły się z Chaosu?
- Jeśli są takie, które zaczęły się w inny sposób, pewnie dobrze się kryją - roześmiałam się. On również, ale był to dziwnie gorzki śmiech, nie pasujący do niego. Później znowu rozważał moje słowa w ciszy.
- Dlaczego nagle tak szczerze ze sobą rozmawiamy? - zapytał niespodziewanie. - Dlaczego mówisz mi to wszystko i nie obawiasz się, że okażę się niegodny zaufania? Albo, że cię wyśmieję?
- Chyba od początku rozmawialiśmy ze sobą szczerze? - zauważyłam.
- Może. Nie wiem. Dziwnie mi z tym - mruknął. - Ostatni raz rozmawiałem z kimś poważnie, kiedy... Nie, to ze mną poważnie rozmawiano. Z czego niewiele sobie robiłem.
- Chyba wyczułam w tobie pokrewną duszę - wyjaśniłam. - A może po prostu chciałam z kimś pogadać od serca. Kiedy rozmawiam z tą małą, czuję się na niepewnym gruncie, a reszta świata jest jakby zbyt... Rzeczywista?
Zanim jeszcze skończyłam mówić, zobaczyłam jak srebrnowłosy marszczy brwi i tylko czeka, kiedy mógłby się wciąć.
- Mała - powtórzył. - Właśnie. Mały rudzielec z podwijanymi włoskami i fioletowymi oczami? Reaguje na "J"?
- Blondyneczka z warkoczami, ale reszta się zgadza - odpowiedziałam niepewnie.
- Nie strasz! Nie wyobrażam jej sobie z jakimiś niewinnymi warkoczykami! - ku mojemu zdziwieniu parsknął śmiechem. - Ale w zasadzie mogłem się spodziewać, że potrafi zmieniać wygląd.
- A może po prostu różne osoby widzą ją inaczej? - podsunęłam. - Kim ona jest? Albo czym?
- Sam chciałbym wiedzieć, a przecież znam ją niemal od kiedy pamiętam. Pokpiwała zarówno z bogów jak i z demonów, ale żadnej przynależności nie deklarowała.
- Może też jest z innego świata. Dlaczego nigdy jej nie spytałeś?
- A myślisz, że by odpowiedziała wprost?
Tym razem ja parsknęłam śmiechem. Swoją drogą ciekawe, ile w takim razie to "dziecko" ma latek. A może jest bezwiekowe...
- No, w każdym razie smarkula znów wyłudziła ode mnie kieszonkowe, po czym poszła na rynek, kupiła ten dziwny obrazek i wcisnęła mi - zaczął srebrnowłosy ni w pięć, ni w dziewięć. - A dwa dni później spotkałem ciebie i wyjechałaś z czymś, że jestem wytworem twojej wyobraźni, czy coś takiego. I co niby miałem myśleć?
- Nie mojej - zaprzeczyłam szybko. - Znaczy... Czekaj, jaki dziwny obrazek?
- No właśnie. Miałem ci go pokazać i zapsypać pytaniami, ale byłaś zbyt gościnna i zbiłaś mnie z tropu - sięgnął do plecaka i wyciągnął z niego niezbyt dużą kartkę w antyramie. Spojrzałam na nią i wciągnęłam powietrze ze świstem.
Pisałam już o mojej wizji, prawda? Otóż obraz przedstawiał obie postacie, które się w niej pojawiły. Mojego nowego znajomego we własnej osobie, stojącego na tle zachmurzonego nieba i patrzącego w górę. Czarnowłosą dziewczynę - starsze wydanie Djellii Avrei, dziewczynki z mojej dawnej opowieści? - uczepioną jego ramienia. A drugiego ramienia trzymałam się ja sama, roześmiana i jednocześnie bojąca się, że porwie mnie wiatr. Bo wiatr był tam zauważalny, wyczuwalny... A cały rysunek był wykonany ołówkiem, zarówno zwiewny i żywy, wręcz wyskakujący z kartki. Od kiedy pamiętam, znałam tylko jedną osobę potrafiącą tak rysować.
- Mogę to pożyczyć? - odezwałam się cicho, jakby słowa choć trochę głośniejsze mogły rozwiać tę wizję.
Srebrnowłosy podał mi obraz bardzo ostrożnie. Nie jak cenny skarb, ale jak coś niebezpiecznego, co w każdej chwili może ugryźć.
- Czy to znaczy, że możesz mi coś... - zaczął, ale w tej chwili coś w jego plecaku zaczęło wygwizdywać jakąś szaloną muzyczkę. Westchnął i wyjął przeuroczy srebrzysty telefonik, który przypominał puderniczkę. Na luste... ekraniku ukazała się wiadomość, której nie przyjął z zadowoleniem.
- Nie ma jak sprawy zawodowe, wcinające się w każdą inną sferę życia - westchnął sentencjonalnie - No nic, sam się w to wpakowałem. Teraz muszę lecieć na drugi koniec świata, żeby znów wojować z komputerami.
Wstał z łóżka i otworzył okno, przeciągając się jak po długim śnie.
- No to na razie - uśmiechnął się do mnie, zanim zaprotestowałam przeciw roztrącaniu moich rzeczy przez wichurę. - Wkrótce znów się zobaczymy, obawiam się.
A potem chwycił plecak, pomachał mi, przesadził parapet i wyskoczył. No nie, ja sobie wypraszam! Podbiegłam do okna, ale nigdzie już go nie zobaczyłam, zamknęłam więc i zatrzasnęłam okiennice. Ciekawe jak teraz wytłumaczę właścicielce pensjonatu nagłe zniknięcie gościa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz