15 XI

Niespodziewanie łatwo było trafić do dzielnicy bez neonów. Większy problem sprawiał fakt, że Ellil od rana był nie w sosie. Dostał wiadomość od J, wyraźnie podenerwowanej wtrąceniem się jakichś sił, o których nie miała dotąd pojęcia. Pisałam już, że zapomniałam go poinformować o pewnym bliskim spotkaniu, którego doświadczyłam przedwczoraj? Chyba nie. A właśnie o to zapomnienie miał do mnie największy żal.
- Jakbyś nie zauważył, to właśnie teraz idziemy na miejsce tego spotkania - tłumaczyłam mu cierpliwie. - Może i tobie się coś ciekawego przydarzy. Albo przynajmniej poznasz swoją przyszłość.
- Ja aż za dobrze znam swoją przyszłość, dopóki tu tkwię - mruknął, ale nie raczył wyjaśnić, co przez to rozumie.
Wróżka przyjęła nas serdecznie, jeszcze bardziej obwieszona amuletami niż poprzednio. To znaczy, najpierw długo patrzyła nam w oczy i, posadziwszy nas przy stoliku, machała jakimś wahadełkiem, ale poza tym była serdeczna. Najwyraźniej oględziny wypadły na plus.
- Z czego ci powróżyć, kawalerze? - uśmiechnęła się, siadając naprzeciwko nas. - Z kuli, z ręki? Z Kart Życia czy ze zwykłych?
- Czy Karty Życia to te z symbolami wymalowanymi przez pewnego porąbańca trzysta lat temu? - zainteresował się Ellil. - O ile pamiętam, twierdził, że umie wróżyć z liści przyniesionych mu przez wiatr, czy coś takiego...
- Nie, nie przez tamtego - zaprzeczyła wróżka. - Tamten napisał podręcznik wróżenia z fusów, do czego podchodzę sceptycznie. Ale miło widzieć, że ktoś w tym racjonalistycznym świecie jeszcze się interesuje sprawami nadprzyrodzonymi. Bo nawet moja asystentka chyba bardziej się tu bawi niż wczuwa.
- Mogą być te karty - zgodziłam się, tłumiąc chichot.
- Zaraz po nie pójdę - kobieta poderwała się z krzesła i zniknęła za drzwiami. Usłyszeliśmy jeszcze jej wołanie: - Cassandro, kochaniutka, idź do klientów i zrób atmosferę!
Światło zgasło i zaczęła grać nastrojowa muzyka, a w pokoju pojawiła się młoda dziewczyna o nieobecnym wyrazie twarzy, jakby przebywała duchem w innym świecie albo po prostu nawdychała się jakichś kadzidełek. Jej strój zdobiła jeszcze większa ilość frędzli niż u szefowej, za to na szyi miała tylko jeden amulet. Oczy miała przymknięte, co znaczyło, że dobrze wiedziała jak się tu poruszać - pewnie miała ten numer wyćwiczony.
- Czy jesteście gotowi na spotkanie z Nieznanym? - zaintonowała głosem bez wyrazu.
- Jeśli faktycznie będzie to nieznane - wzruszyłam ramionami, na co chyba nie zwróciła uwagi. Uwaga ta została rozproszona przez Ellila, który gwałtownie odsunął się z krzesłem, próbując przyjrzeć się dziewczynie w półmroku i dziwiąc tym tak ją, jak i mnie.
- Cassie? - zapytał. - To ty? A cóż ty masz na głowie?
Na te słowa dziewczyna otworzyła szeroko oczy, po czym powoli podniosła ręce do włosów. Nagle wydała cienki okrzyk i rzuciła się by włączyć światło. Jak się okazało, na głowie miała zupełnie zwyczajne proste włosy do ramion, w kolorze ciemny blond. Znacznie dziwniejsza była jej reakcja na widok Ellila - wyglądała jakby nie wiedziała czy ma się cieszyć, czy płakać. Przestępowała więc tylko z nogi na nogę, wydając rozpaczliwe piski.
- Jak ja wyglądam, ale obciach - wykrztusiła wreszcie, z wyraźnym zamiarem zniknięcia w drugim pokoju.
- Hej, spokojnie - powtrzymał ją Ellil. - Skoro ja też czasem inaczej się ubieram i tu przychodzę, to dlaczego ty nie miałabyś sobie tutaj dorabiać? To jakaś ujma?
- Ale... Ale nie powiesz nikomu? - pisnęła i uznałam ją za jedną z rzeszy jego fanek poznanych w klubach.
- Nie, to żadna ujma, tylko dowodzi wszechstronności zainteresowań - powiedziałam, co wyszło mi trochę niewyraźnie, bo przygryzałam przy tym wargi. Tym samym zwróciłam na siebie uwagę dziewczyny, która na mój widok aż zesztywniała.
- Ty... TY! - zagrzmiała, jak się okazało, w imieniu całego fanklubu. - Nie dałaś za wygraną, co, stara babo?! Już ci mówiłyśmy, ale ty nadal się wtrącasz i się go czepiasz!!
Przypominała mi rozzłoszczoną smoczycę, której ktoś próbuje ukraść jaja. Zamrugałam ze zdziwieniem i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to właśnie z tą małolatą miałam uroczą wymianę zdań podczas naszej wizyty w pierwszym z klubów. Tyle że wtedy miała na głowie tęczową strzechę.
- Wybacz, ale muzyka była za głośna i nie słyszałam, co do mnie mówiłaś - uśmiechnęłam się miło, na co w niej się aż zagotowało.
- Mówiłam, że lepiej zacznij sobie szukać męża zamiast czepiać się JEGO!! - wrzasnęła, wskazując palcem na Ellila, który na te słowa wybuchnął nagłym a niepohamowanym śmiechem. Kiedy do niego dołączyłam, dziewczyna patrzyła to na niego, to na mnie, aż chyba doszła do jakichś przerażających wniosków, bo z jej oczu jak na komendę popłynęły strumienie łez. Odwróciła się, potrząsając przy tym wisiorem na szyi, który nagle jakby zamigotał i...
- Ten amulet - wymknęło mi się bezwiednie.
Dziewczyna, która już miała odejść w gniewie, znów na mnie spojrzała.
- Daj mi spokój - wyszlochała jak bohaterka tragicznego romansu. Wykorzystałam okazję i przyjrzałam się temu amuletowi. Zdaje się, że jego projektant miał wizję: połączyć kilka symboli z zupełnie różnych bajek, a na środek wsadzić wielką i tandetną imitację rubinu - bo jakoś wątpiłam, że to prawdziwy. Całość miała pewnie budzić grozę, dla mnie jednak była przede wszystkim kiczowata. Co jednak nie zmieniało faktu, że coś z jego strony wyczułam... A może to coś wyczuło nas?
- Coś nie tak? - Ellil zauważył moje zainteresowanie. - Słuchaj, Cass, pokaż no...
- NIE DOTYKAJ!! - krzyknęłam, kiedy już wyciągał rękę. Cofnął ją prędko, zdziwiony nie mniej niż ja sama. Za to dziewczyna rozszlochała się jeszcze dramatyczniej i uciekła.
- A tobie co? - mój towarzysz pochylił się do mnie nad stolikiem.
- Albo mam paranoję, albo coś tam się na ciebie czaiło - odszepnęłam mu i właśnie wtedy weszła wróżka.
- No, znalazłam wreszcie - zawiadomiła, po czym rozejrzała się z dezaprobatą. - Och, ta pannica nigdy nie będzie prawdziwym medium. Nie dość, że nie ma odpowiedniej aury, to nawet nie umie zadbać o atmosferę!
- Nie trzeba nam na siłę tworzyć atmosfery - zapewniłam szybko. - Prawdziwa stworzy się sama.
Kobieta uśmiechnęła się z ulgą, zajęła miejsce naprzeciwko nas i przetasowała karty.
- Komu powróżyć najpierw? - zapytała.
- Może nam obojgu? - zaproponował Ellil, a ja odetchnęłam. Wokół czegoś tak chaotycznego jak ja, przeznaczenia mogły co najwyżej wirować i nie pochwyciłabym żadnego nawet gdybym się bardzo starała - chyba tylko Cirnelle się łudziła, że jest inaczej... Wróżka skinęła głową i poleciła nam przełożyć karty.
- Pierwsza wróżba dotyczy tego, co zostało za wami - powiedziała uroczyście, wyciągając kartę. Zdumiałam się, widząc na niej... Rękę kładącą karty na stół. Takie zwyczajne, do gry - czterech króli. Podpis pod obrazkiem brzmiał: Hazard.
- Nie rozumiem - wróżka też wyglądała na zaskoczoną.
- Czego? - zapytałam.
- Takiej karty nigdy nie było w mojej talii - wyjaśniła zdezorientowana. - W całej historii Kart Życia nigdy o takiej nie słyszałam.
- Może to dowód, że jest pani prawdziwym medium - zachowałam pokerową twarz. - Potrafi pani sięgnąć głębiej niż pozwalają na to zwykłe skrawki papieru.
- Och, gdzieżby... - krygowała się, ale wyglądała na uspokojoną. - Cóż, druga wróżba dotyczy tego, co jest teraz.
Na wyciągniętej karcie widniała chuda postać w białej opończy, upiornie blada i z równie upiornym uśmiechem. Stała w płynącej łodzi i wyciągała szponiastą dłoń. Zanim Ellil chwycił ją w rękę, zdążyłam dostrzec podpis: Śmierć...
- A niech mnie - powiedział, przyglądając jej się, a po chwili zaniósł się dzikim chichotem. - A niech mnie, co za rzewna karykatura! Całe szczęście, że tego nie widzi!
- Nie psuj atmosfery - pohamowałam go. Pamiętam z mitologii, że w tym świecie wierzono w jakiegoś przewoźnika dusz, ale ten wariat nie musiał nawiązywać do prawdziwych zjawisk nadprzyrodzonych tak ewidentnie.
- No, w każdym razie mówiłem, że wiem, co mnie spotka - stwierdził, kładąc kartę z powrotem na stolik. - Ale to powinno się odnosić raczej do przyszłości.
- To los decyduje, nie ja - obruszyła się wróżka. - To trzecia wróżba dotyczy tego, co jeszcze przed wami.
Ostatnia karta przedstawiała dwóch ludzi idących przez noc z latarniami. Jeden z nich zauważył coś w oddali i wskazywał na to palcem. Tytuł brzmiał: Poszukiwanie.
- To jak dla mnie powinno być drugie. Ale i tak się zgadza, nie? - Ellil uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. I zaraźliwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz