11 XI

Ellil siedział na łóżku, wystukując coś na położonym na poduszce laptopie, ozdobionym najkejką z uśmiechniętą buźką. Przyszłam do jego pokoju, bo nie miałam ochoty siedzieć sama, a przywykłam do jego towarzystwa. Godziny przedpołudniowe spędziliśmy wożąc się po mieście limuzyną jak para gwiazd showbiznesu i zatrzymując się przed każdą potencjalną świątynią złowieszczego kultu, żeby sprawdzić pierwsze wrażenie. Szofer musiał patrzeć na nas jak na wariatów, kiedy co chwilę wysiadaliśmy i komentowaliśmy. Natomiast wieczór znów mieliśmy spędzić bardziej czynnie...
- A ty co, żyć nie możesz bez komputerów? - zapytałam na wstępie.
Nie odrywając oczu od ekranu, Ellil skinął na mnie ręką.
- Znalazłem w sieci plan imprez w tym mieście do końca roku - pokazał mi. - Nawet jeśli nie znajdziemy żadnego śladu sił nadprzyrodzonych, zdecydowanie będzie tu co robić.
- Chyba nie sądzisz, że będziemy tu siedzieć tak długo?... Zresztą ty, jak chcesz, to możesz. Ja nie mogę.
- Dlaczego nie? - zdziwił się. - Przecież i tak nie bardzo masz tu co robić.
- Tu, poza tą zwariowaną misją, nie - przyznałam. - Ale tam, na zewnątrz, czekają na mnie światy. Nie mówiąc już o tym, że muszę jak najszybciej wrócić do domu.
Mój towarzysz wyłączył i zamknął laptopa, po czym spojrzał na mnie spod zmrużonych powiek.
- Wiesz, że właściwie nic mi o tym nie wiadomo? - odezwał się jakby z wyrzutem. - Ja ci się spowiadałem jakby chodziło o życie, a ty mi niczego o sobie nie opowiedziałaś.
- Nie pytałeś - wzruszyłam ramionami. - A ja nie lubię gadać o sobie nieproszona. I tak niewiele byłoby do powiedzenia.
- Nie wierzę - uśmiechnął się ironicznie.
- O mnie samej niewiele. Bo moje życie składa się głównie z opowieści, które spotykam na swojej drodze.
- Ale podróżujesz - podjął porzucony przed kilku dniami temat. - Wiesz, zawsze byłem pod wrażeniem ludzkiej wyobraźni. Wymyślili sobie, że gdzieś mogą istnieć inne światy i próbowali je odkryć, wydostać się... Ale nigdy nic im nie wyszło, więc pozostawili to w sferze marzeń i mitów.
Usiadłam obok niego, podkulając nogi i jak zwyke odpływając we własne myśli. Zastanawiało mnie, dlaczego ten świat pozostawał zamknięty. Czy było w nim coś cennego, co za wszelką cenę nie powinno wydostać się na zewnątrz, czy raczej chodziło o sprawdzenie, jak sobie poradzi bez żadnej interakcji? Dlaczego w ogóle niektóre światy są tak odcięte od reszty rzeczywistości? Co o tym decyduje?
- J-chan mówiła, że najlepiej byłoby, gdyby ktoś cię stąd zabrał - wspomniałam. - Gdybyś trafił do innego, bardziej przyjaznego świata.
- I jesteś pewna, że nie zaszkodziłoby to temu tu? - ponowił pytanie Elil.
- Dlaczego właśnie ty się o to martwisz? Jesteś wiatrem, nie w twoim stylu pozostawanie długo w jednym miejscu. Wiatr wszędzie wieje podobny.
- Skoro tak twierdzisz - parsknął śmiechem. - Wiesz, pytam tak żeby zachować pozory.
- Jasne, jasne. Ale dobrze, coś ci powiem: wygląda na to, że nie jesteś już uosobieniem danego aspektu natury, lecz raczej jego częścią. Bez ciebie całe powietrze tutaj nie zniknie.
- Tym lepiej - ucieszył się jeszcze bardziej. - Uniknę dzięki temu dramatycznych dylematów moralnych... Zresztą i tak nie zostało mi tu wiele czasu.
Nie byłam pewna, co miał na myśli, ale wyciągnęłam rękę i zwichrzyłam mu czuprynę.
- Tym bardziej więc jest oczywiste, że właśnie tutaj coś się rozstrzygnie i to już niedługo. Skoro już zbliżają się dylematy moralne, to i na punkt kulminacyjny pora.
- Nadal nie do końca za tobą nadążam - Ellil pokręcił głową. - Wietrzysz tu jakieś wszechmocne przeznaczenie, czy coś?
- Jeszcze czego! - obruszyłam się. - Po prostu z doświadczenia wiem, że w którymś momencie to wydarzenia zaczną się dopasowywać do nas, a nie odwrotnie.
Tym razem to on uśmiechnął się figlarnie i zmierzwił mi włosy.
- A czy to nie trwa już od dawna? - zapytał retorycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz