13 XI

I love the way you move me,
But baby, you move me too fast
I dig it when you hold me,
But I want to be sure it will last
I smile when you are with me,
Even when you hold my hand
So good I can't believe it,
But I want you to understand
A woman needs a little space to contemplate,
And it always seems to me
That good things come to those who wait.
Love is on the line
Time is on our side
Want it to be right,
(Want it to be mine)
Love is on the line.
You tell me what you're feeling,
Keeping me up with the score,
You give me all I need, I couldn't ask for more.
A woman needs a little space to contemplate,
And it always seems to me
That good things come to those who wait
...

E. Górniak

Tak, już odpadłam. Przyznaję się bez bicia. Obudziłam się o niewybaczalnej porze - w okolicach południa - i okazało się, że Ellila w pokoju nie ma. Najwyraźniej kiedy urwał mi się film ze zmęczenia, odwiózł mnie do hotelu i pojechał bawić się dalej... I został aż tak długo?! W porządku, teraz przynajmniej oboje wiemy, że nie mam takiej kondycji jak on. Czy może raczej takiego instynktu przetrwania w najstraszliwszych warunkach? Rzuciłam sobie wyzwanie, że podołam i nawet będę tańczyć, i proszę, jak się to skończyło.
Z drugiej strony mógł zadziałać mój rzadko używany zdrowy rozsądek i po prostu mnie wyłączyć. Rzadko używany, ale najwyraźniej nie potrafił znieść czegoś tak niedorzecznego jak ta misja. I faktu, że się na nią zgo... No, że dałam się w nią wmanewrować. Niech on sobie lepiej poszuka sensowniejszej właścielki. Bo obecna właśnie wyrusza w miasto. Pobyć sobie trochę sama - choćby i w tłumie - i porozmyślać o rozmaitych momentach, kiedy to potrzebuję znaleźć się z dala od wszystkich oraz o tych, gdy jak na złość jestem z dala... Nieważne. Żadnych limuzyn, spacer!

...Cóż, wróciłam już, co powinnam uważać za cud. Sama trafiłam z powrotem do hotelu. Nie ma jak przyglądanie się dobrze kolejności i kolorom światełek po drodze. Co prawda przypadkiem zaszłam do dzielnicy, w której owych światełek jakimś cudem brakowało... Ale od tego chyba powinnam była zacząć, uczynić to tematem głównym dzisiejszego zapisku. I co? Czy jestem tak beztroska, czy tak odwlekam nieuniknione?
Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że ktoś za mną idzie. Oczywiście postąpiłam najgorzej jak mogłam, czyli rozejrzałam się ostentacyjnie i nie zauważyłam nikogo podejrzanego. Przypisałam więc to wrażenie ogólnej paranoi albo wspomnianej frustracji byciem daleko i nieugaszonemu pragnieniu bycia blisko. Poza tym, chodnikami szło sporo ludzi. Trudno, żeby któryś nie szedł za mną, prawda?
Tak sądziłam dopóki nie trafiłam do tej dzielnicy, która co prawda nie była neonowa, ale za to naturlanie, przyjemnie kolorowa. Obrusami na stolikach, markizami i zasłonami na wystawach. A gdzieniegdzie cekinowa. Panował gwar, ale nie musiałam się obawiać, że usłyszę muzykę bez duszy. Niestety dochodził mnie też zapach jakichś smakowitych potraw, których chętnie bym spróbowała, ale oczywiście nie wzięłam ze sobą portfela...
W każdym razie snułam się, pewnie z wypisaną na twarzy niebotyczną ulgą, aż w pewnej chwili ktoś przede mną stanął. Błyskawicznie, ledwo zauważalnie.
- Nie chcecie nas tutaj - powiedział dziwnym, metalicznym głosem. Młody chłopak, szczupły i niewysoki, poza tym niewiele dałoby się o nim powiedzieć. Chyba go kojarzyłam z wczorajszego wieczoru, kiedy próbował być wobec mnie towarzyski i zabawny w mało wyszukany sposób... Choć przez to szaleństwo świateł nie byłam wtedy pewna, jak naprawdę wyglądają ludzie widziani dokoła. W tej chwili jednak nie był już wesoły i żywiołowy. Stał sztywno i patrzył pustymi oczami.
- Nie chcecie nas tutaj - powtórzył, a wyglądało to jakby tylko poruszał ustami, podczas gdy głos dochodził z nieznanego miejsca. - I my was nie tu nie chcemy. Dobrze się składa, prawda?
Powiedziawszy to, równie szybko chwycił mnie za rękę. Uścisk miał mocny, nie dałam rady się wyrwać. A może to ja byłam taka słaba? Powczorajsze zmęczenie, czy...?
- Złe oczy! A kysz! - usłyszałam nagle donośny okrzyk, który odwrócił moją uwagę od dziwnego typa. Jego uwagę zresztą też odwrócił, co mnie zdziwiło.
Ku nam pędziła pulchna kobieta w średnim wieku, nosząca powłóczystą spódnicę, a na ramionach chustę z frędzlami. Była obwieszona rozmaitymi wisiorkami, a w ręce trzymała kij z wiechciem na czubku - i nie, nie mam na myśli miotły. Pomachała nim parę razy, a na koniec zdzieliła mojego prześladowcę w głowę. Nie uciekł ani nie kontratakował - puścił moją rękę i uśmiechnął się ironicznie. A potem odszedł jakby nigdy nic się nie stało.
Stałam oszołomiona, patrząc na wybawicielkę błędnym wzrokiem.
- No już, złotko, już - odezwała się, biorąc mnie pod rękę. - Wstąp do mnie, dam ci ziółek. Mocnych.
Mając nadzieję, że owe ziółka nie okażą się nalewką, weszłam razem z nią do budynku z obwieszoną amuletami witryną i szyldem, na którym Madame Jakaśtam reklamowała się jako wróżka i medium. Wnętrze wyglądało tak, jak mogłam się tego spodziewać - ciemno, jeszcze więcej amuletów i zapach kadzidełek.
- Snują się tacy, patrzą urocznie, siły odbierają i nawet o tym nie wiedzą - narzekała kobieta, sadzając mnie przy stoliku z obowiązkową kryształową kulą. - Ale ten, proszę ciebie, ten dobrze wiedział! Jacy to ludzie potrafią być perfidni.
- Wierzy pani w uroczne spojrzenia? - zapytałam słabo. - Często tak pani atakuje ludzi na ulicy?
- Nie, tylko tych, którzy zasługują - odpowiedziała i przeszła do drugiego pomieszczenia, chyba po te ziółka. Nie mam pojęcia czy rzeczywiście była jakimś medium, czy po prostu pogoniłaby tak każdego, kto by krzywo spojrzał. Z drugiej zaś strony, ten chłopak wyglądał i brzmiał dziwnie, natomiast nic złego ani niezwykłego od niego nie wyczułam. Nawet jeśli był tylko narzędziem w rękach czegoś - lub kogoś - ukrytego, to nie czułam...
Tak właściwie to nie czułam niczego. Zupełnie niczego. Pustkę.
- Częstuj się, kochaneczko, to przywraca siły - wróżka powróciła i podetknęła mi pod nos kubek czegoś, co pachniało przyprawami. Co mi szkodziło, spróbowałam. Smakowało podobnie do jednej z moich ulubionych herbat.
- Uch, popisujesz się soczewkami, ale i tak jesteś milutka - osądziła, spoglądając mi w oczy. - A może ty znasz moją asystentkę? Tylko dzisiaj jej nie ma... Wypiłaś już? - wzięła ode mnie kubek. - To może ci przyszłość przepowiem.
- Nie, dziękuję. Nie mam czym zapłacić - pokręciłam głową. Jeśli nawet myślała, że rzeczywiście ma jakieś zdolności, i tak nic by nie wywróżyła komuś takiemu jak ja. Do tego zdolny był chyba tylko Geddwyn. I może Cirnelle, choć ona rozdawała dary raczej według własnego widzimisię.
- Ależ to na koszt firmy! Dużo się nacierpiałaś od tego typka na ulicy, to masz teraz na pocieszenie.
Postarałam się nie wybuchnąć śmiechem, zwłaszcza przy wzmiance o tych moich cierpieniach. Ale jeśli faktycznie wziął ode mnie energię, choćby odrobinę?
- Toteż właśnie, chciałabym się odwdzięczyć za pomoc! - uśmiechnęłam się. - Pozwoli pani, że jeszcze tu przyjdę? I przyprowadzę kolegę?
- Ależ oczywiście, oczywiście! - odpowiedziała wylewnie wróżka.
W końcu opuściłam jej gabinet i wolnym krokiem wróciłam do hotelu. Nikt już mnie nie śledził.
Za to po powrocie znów nie zastałam Ellila. Zdążył wpaść w międzyczasie, ogarnąć się trochę i popędzić gdzieś indziej. Sam jeszcze do końca nie wiedział gdzie, jak wynikało z notki, którą mi zostawił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz