10 XI

Nie, nie ma tak łatwo. Dopóki nie będę miała wolnej ręki, swobody w podróżowaniu między światami, nie będę czuła, że wszystko jest tak, jak powinno. Nie mówiąc już o możliwości kontaktu z najbliższymi i dania im znać, że żyję. Nie wiem tylko czy ta swoboda zależy wyłącznie od kaprysu J, czy od czegoś innego, ukrytego głębiej (puzderko z modelem światów za żadne skarby nie chce się otworzyć). Na razie jednak nie mam czasu się dłużej nad tym zastanawiać, bo myśli skutecznie zajmuje mi plan poszukiwania świątyń złowieszczych kultów. Może i za tym kryje się coś naprawdę niebezpiecznego, ale póki co mogę stwierdzić, że dawno nie miałam takiej przygody (a może takiego towarzystwa?), która co chwilę przyprawiałaby mnie o ataki śmiechu. Dopiero od wczoraj, co prawda, ale zdążyłam ich już zaliczyć całkiem sporo. Pewnie bawiłabym się jeszcze lepiej, gdybym nie musiała wystawiać się na działanie tego monotonnego dudnienia, przez niektórych zwanego muzyką.

- Wyglądasz jak punkówa, to trochę nie ten klimat - zarzucił mi Ellil, kiedy przyszedł zaprezentować mi swój wizerunek. Spojrzawszy na niego, aż usiadłam na łóżku z otwartymi ustami. Włożył na siebie chyba ze trzy bluzki o skrajnie różnych fasonach i barwach, a także błękitne spodnie z czegoś lateksopodobnego i odblaskowe żółte buty na grubych podeszwach, jakby już i tak nie był wysoki (nie żebym miała coś przeciwko). Wspominałam już, że przypominał mi trochę starszą wersję Tileya, ale takich ciuchów nie powstydziłby się Geddwyn. Choć pewnie bardziej by uważał przy doborze kolorów.
- Ty też się świetnie bawisz podczas tej wyprawy, co? - zapytałam słabo. Dumny z siebie pokiwał głową.
- Trzeba się było ufarbować na różowo, wtedy wpuściliby cię za samą fryzurę - podsunęłam.
- Też coś - prychnął. - Nie sądzisz, że to byłoby zbyt oczywiste?

Nawet próbowałam trochę tańczyć, co mi tam. Polegało to głównie na skakaniu i machaniu jedną ręką, ale może to i lepiej, bo kiedy nie tańczę w parze, trudno mi skoordynować ruchy kończyn... Przede wszystkim snułam się po klubie i węszyłam, co tam może być chaotycznego. Wywęszyłam oczywiście jeden wielki chaos, wylewający się drzwiami, oknami i uszami, ale raczej nie o to mi chodziło. Nie pozbyłam się jednak uczucia, że faktycznie coś tam było - tylko może nie w tej chwili. Gdyby miało się to okazać wędrowne... To mogłoby znaczyć, że powinniśmy oblecieć wszystkie co bardziej zwariowane kluby w mieście, do czego jednak raczej nie będę miała siły ani cierpliwości. Za to Ellil wprost przeciwnie, choć z powodów niekoniecznie związanych z misją - stwierdził, że na demonach to on się nigdy nie znał i pognał natychmiast na parkiet. Wypatrzyłam go ponownie po dość długim czasie, otoczonego gromadką dziewczyn z włosami ułożonymi w spiralki, piramidy, antenki i inne dziwne rzeczy (na cukier?). Wpatrywały się w niego maślanymi oczami i nie chciały puścić go z parkietu. Nie jestem pewna czy zaimponował im jego oryginalny image, czy raczej odkrywczość w dziedzinie tańca (czyt. zerwanie ze wspomnianym machaniem ręką i tańczenie normalnie). W każdym razie cudem się do niego dopchałam i wyrwałam temu rozszalałemu stadku, choć przy okazji musiałam stawić czoła najbardziej rozszalałej wielbicielce - nastolatce z tęczowymi włosami - która próbowała się ze mną kłócić. Nie odpowiedziałam, bo nie chciało mi się krzyczeć.
Aha, zamyślałam zakup jakiegoś napoju, ale się wstrzymałam po zobaczeniu, co jest do wyboru. Też miały neonowe kolorki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz