22 XI

Nie dość, że deszczowe chmury odpłynęły równie szybko jak się pojawiły, to słońce świeci tak mocno, że niektóre rośliny zaczynają nieśmiało wypuszczać pąki! Jakby porom roku coś się pomieszało i zamiast zimy w kolejce za jesienią stanęła od razu wiosna... Tym lepiej, bo taka pogoda sprzyja zacieśnianiu miłych znajomości. Tylko kiedy powiedziałam to Ellilowi, przewrócił oczami i popukał mi palcem w czoło.
Urabianie Cassandry w jego wykonaniu polega nie na wspólnym bieganiu po klubach, lecz na wizytach w jej miejscu pracy, co mnie potężnie zdziwiło. Mimo wszystko nie powinien się zanadto zbliżać do amuletu, dopóki nie wymyślimy jak się do niego dotknąć (J proponowała pomoc, ale honorowo odmówił), zapewnił jednak, że wie, co robi. O ile dobrze zrozumiałam, dziewczyna czuje się wniebowzięta, że on tak akceptuje i ceni jej wszechstronność zainteresowań.
Gdyby nie to, że żadne z nas nie ma jednak nieskończonej cierpliwości...
- Słuchaj, rusz trochę zbiegami okoliczności - jęczał mi Ellil dziś rano, zanim wyszedł. - Jeśli codziennie będę tak sobie dawał wróżyć śmierć ze wszystkiego, co możliwe, w końcu po prostu zejdę z nudów.
- Obawiam się, że wszystko, co dobre na tę opowieść, już się wyczerpało - odpowiedziałam mu z uśmiechem. Nie ma jak trochę optymizmu na dobry początek dnia, prawda?

Czekałam na jego powrót do późnego wieczora, więc kiedy piszę te słowa, co chwilę robię przerwę na ziewanie. Po prostu nie chcę odkładać tego na jutro, bo coś się jednak zdarzyło!
- Chyba ruszyłaś trochę za mocno - oznajmił mi Ellil, od razu zmierzając do barku po jakiegoś drinka. - Gwizdnęli jej.
- Co, amulet?! - zawołałam. - Jak, czemu?!
- Już mówię wszystko od początku - chciał zamachać rękami, ale już trzymał w nich szkło. - Otóż po wróżce wyciągnąłem Cassie do dyskoteki, a tam...
- Wyciągnąłeś ją do dyskoteki? - powtórzyłam z niedowierzaniem. - Tak prosto z pracy? Bez tęczowych włosów?
- Nie znasz mojej siły przekonywania - uniósł dumnie głowę. - Zresztą to była n o r m a l n a dyskoteka, w której nikt jej nie znał. No i medalion włożyła do kieszeni kurtki, a kurtkę powiesiła gdzieś tam, kiedy poszliśmy potańczyć.
- "Powiesiła gdzieś tam" - załamałam ręce. - I oczywiście, kiedy zabrała ją z powrotem, amuletu już w kieszeni nie było?
- No proszę, jak sobie wszystko umiesz ładnie dośpiewać... I co teraz zrobimy?
- Co zrobimy? - uśmiechnęłam się niewesoło. - Zgubiłeś trop, teraz się zastanawiaj.
- Nie musisz mi jeszcze bardziej deptać po ambicji, bo jak się dziewczyna rozszlochała, to i tak jej obiecałem, że pomogę szukać.
- Takiś współczujący?
- Tak, żal mi było siebie. Gdyby nie przestała beczeć, ludzie by pomyśleli, że to przeze mnie - Ellil skrzywił się, choć nie wiem czy z powodu tej myśli, czy raczej cierpkiego paskudztwa w kieliszku. - Tylko tak trochę... Nie myślałem, mówiąc to.
- Znajdziemy - poklepałam go po ramieniu. - A czy jej oddamy, to już inna sprawa.
- Teraz ty tryskasz optymizmem? - zdziwił się.
- A co mi szkodzi? - wzruszyłam ramionami. - Zbiegi okoliczności zazwyczaj ostatecznie wychodzą na plus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz