14 XI

Trudno jest ganić wiatr. Wygłaszanie kazań do sił natury jedni porównaliby do gadania do obrazu, a drudzy oprotestowaliby jako próbę udowodnienia omylności Stwórcy czyli krótko mówiąc bluźnierstwo. W takim układzie ochrzanianie Ellila nie miało większego sensu. Po prostu byłam miła i uśmiechnięta, i przedstawiłam mu jak wygląda sytuacja z mojego punktu widzenia.
- Sytuacja jest mianowicie taka, że twoje poczucie misji, o ile kiedykolwiek je miałeś, blednie w zastraszającym tempie, przyćmiewane przez chęć szalonej zabawy - stwierdziłam oczywisty fakt, kiedy spożywaliśmy późny obiad w hotelowej restauracji. Mój towarzysz zaciągnął mnie tam z własnej inicjatywy, myśląc, że będę rozgniewana i trzeba mnie będzie ugłaskać. Co nie znaczyło, że się tego obawiał. Jak już pisałam, trudno ganić wiatr. I trudno oczekiwać, by coś sobie z tego robił.
W dodatku rzeczony obiad okazał się wykwintny i bardziej dekoracyjny niż jadalny.
- Sytuacja jest taka, że sama nas skierowałaś do tego miasta - odparował z równie pogodnym uśmiechem Ellil, który zapewne znalazłby sposób na szaloną zabawę nawet na bezludnej wyspie bez ani jednej palemki. - Poza tym nie uważaj mnie za nieodpowiedzialnego, albowiem mam ideę.
- Jaką ideę? - poczułam się zbita z tropu.
- Jeśli wziąć pod uwagę możliwość, że smarkula chciała nas wrobić w coś bezsensownego, żeby potem się z nas podśmiewać - zaczął wyjaśniać. - możemy zagrać jej na nerwach, olewając sprawę. Może wtedy cię wykopie z tego świata, a ja się podczepię.
- Och - mruknęłam. - Więc i ty czujesz się manipulowany?
- Oczywiście - zdziwił się. - A czy to nie było jasne od samego początku? Ale nie martw się, przywykniesz.
Spojrzałam na niego pustym wzrokiem, po czym wybuchnęłam szaleńczym śmiechem.
- Ej, no nie histeryzuj tak od razu! - czyżby próbował mnie pocieszyć? Na te słowa moja wesołość się jeszcze wzmogła.
- Nie martw się o mnie - wykrztusiłam. - Po latach bycia obiektem rozrywki dla samozwańczej największej manipulantki w światach mam pewną wprawę, naprawdę.
- To jest ktoś bardziej przewrotny od J? - ku mojemu zdumieniu ucieszył się. - Robisz mi jeszcze więcej smaku na te inne światy, wiesz?
- Już nie ma - pokręciłam głową. - W pewnym momencie poczuła, że nie ma w światach już nic do roboty i pozwoliła, by pochłonęła ją nieskończona otchłań.
- Znaczy, zginęła?
- Czy ja wiem... Różne osoby mają różne teorie - westchnęłam i wstałam od stolika. - A teraz grzecznie wrócimy do apartamentu, gdzie pozamykam wszystkie drzwi i okna, żebyś nie wyśliznął się żadną szczeliną. Jutro zabieram cię do wróżki.
- Za karę? - zainteresował się.
- Raczej dla poszerzenia horyzontów - poprawiłam. - Jak dotąd z przyjemnością chodziłeś tam, gdzie wskazałam. Chcę sprawdzić, czy teraz też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz