15 VII

Na niebo spojrzyj, na samotność gwiazd
W bezdenną noc bez dnia
Czy gwiazdy wiedzą, co to lęk?
Czy gwiazdy znają strach?
Serca gwiazd, twardy lód
Pod żarem schowany szklany chłód
Serca gwiazd, twardy lód
Pod złotym morzem ognia
Lęk się czai tak jak zbrodnia
Serca gwiazd, diament, szron
Świeć gwiazdo samotna, blask swój chroń
Chroń swój chłód, dobrze wiesz,
Że miłość znaczy śmierć
Tak łatwo spłonąć od słów
Tak łatwo spłonąć od łez
Chciałam ocalić swój chłód
Samotnie znaleźć kres...


Halina Frąckowiak

- Dobra - mruknął Egil. - To na jakie niebo mamy czekać?
Aktualnie przestrzeń ponad nami miała bladozielony kolor.
- W każdym razie nie na takie, bo wyśle nas w czysty Chaos - westchnął Yukito. - Przy normalnym, niebieskim, trafimy z powrotem w międzysferę, a szare albo czerwone zaprowadzi nas tam, dokąd chcemy. Tylko nie wiem, które konkretnie.
- Też coś - prychnęłam. - Że też musieliśmy się zatrzymać w wymiarzeo takich dziwnych zakłóceniach przestrzennych!
- Nie spotkałaś się jeszcze z czymś takim?
- Z objawami w postaci zmiany koloru nieba nie. Czy mam przypuszczać, że jacyś magowie się tu kiedyś bawili i zepsuli?
- Nie nazywaj tego zepsuciem - zaprotestował sankatsu. - Miejscowi są piekielnie dumni z tej atrakcji. Chwalą się turystom.
- Ciekawe czy któryś z tych turystów trafił kiedykolwiek we właściwy kolor i wrócił do siebie - zachichotał kronikarz.
- A co za różnica? Turyści są jak bakterie, wszędzie się zaadaptują...

- Przejdziemy się brzegiem morza? - zaproponował Egil.
Zgodziłam się, choć nie bardzo mi się to uśmiechało - z jednego powodu.
Było gorąco. Przeraźliwie gorąco. A plaża była tak wielka, że dotarcie do morza przypominało wędrówkę przez pustynię. Ale trudno, trzeba się czasem poświęcić żeby coś osiągnąć... A woda, w której odbijało się zielone niebo, wyglądała dość... Oryginalnie.
- Jak bajoro - Egil nie przebierał w słowach tak jak ja.
- Sam chciałeś tu przyjść - wzruszyłam ramionami.
- Mogłem ci jeszcze zaproponować przechadzkę po zatłoczonej promenadzie. Co byś wolała?
- Czy mam rozumieć, że podstępem zaciągnąłeś mnie na randkę?
- Ja... - zmieszał się. - Nie mam doświadczenia w sprawach natury romantycznej...
- Nie musisz kończyć.
- ...Więc nie śmiałbym. Zresztą stwierdziłem, że nie mogę nawet próbować z tobą, bo gwiazdy są niedostępne...
Oho, wpadł w romantyczny ton. Nie przerwałam mu, czekałam.
- Odległe i nieuchwytne - kontynuował. - Może i można do nich dolecieć, ale przypłaci się to spaleniem...
- O, właśnie. Gwiazdy płoną, a ja się boję ognia. Nie trzeba mnie porównywać do gwiazd - mruknęłam, śmiejąc się z siebie w duchu. Przecież uwielbiam gwiazdy, a on chciał być miły.
- Dlaczego mi to mówisz? - spytałam. - Czy dlatego, żebym wiedziała, że już nie mam u ciebie szans i płakała z tego powodu w poduszkę?
Oczy Egila pociemniały i spuścił głowę.
- Jak sama widzisz, nie znam się - westchnął. - Nie umiem rozmawiać z kobietami w ten sposób.
- W porządku. I masz rację, jestem nieuchwytna. Chyba ze strachu, wiesz? I jeszcze nie znalazł się ktoś, kto potrafiłby mnie zatrzymać, nie bojąc się, że spłonie. A ty... Naprawdę zasługujesz na kogoś, kto sam przy tobie zostanie.
- Ale... Chyba mogę mieć w tobie przyjaciółkę?
- Pytasz, jakby jeszcze tak nie było.
Od razu poweselał - na jego twarzy pojawił się uśmiech i ulga, że nie zabiłam go choćby wzrokiem.
Myślałam, że to koniec tematu... A jednak nie.
- Ale powiedz - znowu zaczął Egil. - Czy ty sama nie masz nikogo, komu pozwoliłabyś się zatrzymać? Za kim tęsknisz?
Coś tam wewnątrz zakłuło, choć nie wiedziałam, dlaczego. Dlatego, że nie mam, czy...
A niech go.
- Takie pytanie mógłbyś raczej Vaneshce zadać - stwierdziłam uszczypliwie zanim się zorientowałam, że może to wziąć na poważnie.
Wziął.
Kiwnął głową jakby to był świetny pomysł i tyle go widziałam. Biedna Vaneshka.
Zostałam jeszcze chwilę nad morzem, przyglądając mu się w zadumie... A przecież nawet nie pamiętam, o czym tak dumałam. W każdym razie stałam tak, dopóki woda nie nabrała innego odcienia. Czerwonego.
Pora zapytać Yukito, czy ma ochotę zaryzykować i przenieść nas poza ten wymiar.

13 VII

Od wczoraj jestem w podróży. Z Egilem i Vaneshką.
To, że kronikarz przyjął propozycję entuzjastycznie, mnie nie zdziwiło. Oczywiście, że musiał zbadać, czy wyprawa zaprowadzi nas do jego bogów, którzy powinni teraz grzecznie siedzieć w Jasności i pozwalać wiernym się czcić, zamiast rozbijać się po światach. Vaneshce zaproponowałam raczej by przekonać się, że odmówi, a tymczasem stało się wprost przeciwnie... Z zaciętą miną i pociemniałymi oczami, ale jednak się do nas przyłączyła. Jeśli faktycznie ma anielski rodowód, to jestem zdziwiona, bo przecież nigdy nie chciała o tym słuchać ani o tym mówić... Szczerze mówiąc, nadal nie chce. A jednak z nami jedzie. Czyżby posłuchała tej intuicji, która kazała mi zabrać ją ze sobą?
Oczywiście podróżujemy razem z Yukito. Ostatecznie stać mnie było na niego i bardzo się z tego cieszę. Sama firma, w której pracuje, to zbiorowisko dość oryginalnych indywiduów... indywidualności, przepraszam, co miałam okazję zauważyć kiedy składałam tam zamówienie... Ale to już temat na wielowątkową sagę z elementami grozy, jak stwierdził mój nowy znajomy, gdy dowiedział się, że pisuję czasem co nieco.
Lecimy pojazdem mogącym poruszać się między wymiarami. Sporym. Obszernym. Srebrzystym. Z lodówką i śpiworami. A do tego bojowym, jak skromnie nadmienił Yukito. Świetnie, czyli jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność. Jedyną widoczną wadą pojazdu jest chybotanie. O tak, jeśli draństwo nie kołysze się na boki, powodując, że jeździmy jak po pokładzie statku podczas sztormu, to znienacka potrafi poderwać się w górę, by zaraz opaść w dół. Na szczęście dzieje się to tylko wtedy, gdy Yukito wyłącza autopilota i osobiście siada za sterami. Zapytałam go o ten fenomen i odpowiedział:
- Nie da się ukryć, coraz lepiej mi idzie łapanie się w jej obsłudze!

- Opowiesz nam coś dzisiaj?
- N i e - odpowiedziałam uprzejmie na pytanie kronikarza.
- A co? - podchwycił Yukito. - Mówiłaś, że piszesz, ale nie wiedziałem, że umiesz opowiadać!
- Ja też nie. Dopóki ten tutaj się nie przyczepił i nie zaczął mi wmawiać.
- Dzięki mnie odkrywasz w sobie nowe talenty i nawet nie podziękujesz! - Egil miał minę obrażonej panienki.
- A i ja bym chętnie posłuchał - dodał zdrajca Yukito.
Byłam już przyzwyczajona do takich ataków ze strony Egila i Tenariego, i wiedziałam, że nie da rady z nimi wygrać... Zresztą, czemu nie? Nawet miałam nastrój na pewną opowieść. Usiadłam na podłodze (najwygodniejsza!), dając znak chłopakom by dołączyli.
- Dawno, dawno temu - zaczęłam - na wyspie zwanej Shiroaki...
Yukito spojrzał na mnie z osłupieniem i chciał coś powiedzieć, ale zdążyłam go uszczypnąć.
- ...Żyli ludzie o nadmiarze wyobraźni. A może coś tam wisiało w powietrzu, co pozwalało ludzkiej woli kształtować rzeczy po jej myśli... Ale oni o tym nie wiedzieli, dopiero co się tam osiedlili i chcieli stworzyć państewko z tradycjami.
Vaneshka przysunęła się do nas, ciągle udając, że wcale nie szuka towarzystwa bliskich osób.
- Przywieźli ze sobą kilka pięknych legend - ciągnęłam. - Ale chcieli też mieć jakąś straszną. Dlatego wymyślili sobie istotę siejącą zło i chaos, i nazwali ją Sadakiri. Opowiadali o niej coraz to nowe historie, zupełnie jakby istniała naprawdę...
- I co? - nie wytrzymał Yukito. Jeszcze nie wiedział, że mi się nie przerywa.
- I w końcu zaistniała naprawdę.
- No i masz - prychnął Egil w kierunku sankatsu. - Podpadłeś jej i za to ujęła w jednym zdaniu coś, co można było epicko opisać.
- Może nie tak epicko, ale masz rację - uśmiechnęłam się złośliwie. Yukito był nieco zdezorientowany.
- Masz takich wdzięcznych słuchaczy jak ja, a robisz im na złość?!
- Tak. Bo im zwięźlej opowiem, tym szybciej będę miała spokój.
- Nie dałbym za to głowy - roześmiał się Egil.
Westchnęłam i opowiadałam dalej o tym jak Sadakiri siała zniszczenie, jak mieszkańcy Shiroaki drogo płacili za swoją wyobraźnię i jak w końcu demonicę pokonał klan Zaćmienia Słońca, władający mocą Kryształu Ognia. Oczywiście nie dla dobra Shiroaki, ale dla własnego...
- I co? - zapytał Egil. - Żyli potem długo i szczęśliwie?
- Nie sądzę - stwierdził Yukito. - Ta opowieść sprawia wrażenie, jakby miała dalszy ciąg.
- Owszem - dodała Vaneshka. - Bo przecież z jakiegoś powodu Miya zostawiła mi Tenariego i wyruszyła do tego... Shiroaki, prawda?
- Dalszy ciąg tej opowieści jest przeznaczony dla Yukito - mruknęłam. - Ale wy też możecie słuchać. Choć nie wiem czy zrozumiecie.
- Śmiało - zachęcili mnie.
- Przyszedł czas kiedy w klanie nie było osoby, którą Kryształ mógłby zaakceptować. Dlatego rozpoczęli poszukiwania, a wreszcie trafili na Hikari. Dziewczynę, której własna moc była głęboko uśpiona, więc pozwalało to na obecność innej, z zewnątrz...
- I ani ja, ani Yori nie wiedzieliśmy, że Hikari posiada moc gwiazd, jak my - westchnął Yukito. - Tymczasem oni zmodyfikowali jej pamięć i powierzyli ten cały Kryształ.
- A potem pojawili się agenci Omegi, chcący ów Kryształ zdobyć - nie przeszkadzało mi jego wtrącenie. - Byli władni przebudzić Sadakiri na nowo, licząc że pomoże im osiągnąć cel.
- A tymczasem ona postanowiła sama zemścić się na wrogach i dorwać Kryształ - przypomniał sobie chłopak. - Ale nie bardzo rozumiem tam ciebie. Znaczy, twoją rolę owszem - roześmiał się sam do siebie. - Ale nie przyczynę twojej obecności tam.
- Chciałam uchronić Kryształ przed Omegą - wyjaśniłam. - Kto zbierze takie trzy, ma już za sobą połowę drogi do wszechmocy... A moje pierwsze spotkanie z Hikari do najszczęśliwszych nie należało, taki to głupi los... No więc wymyśliłam sobie jej zupełne przeciwieństwo, antybohaterkę i wcieliłam się w nią. Pasowała mi do konwencji.
- Domyślam się, o co chodzi, ale ciężko mi to sobie wyobrazić - odezwał się Yukito sceptycznie. - Nie pasujesz do takiej roli. Wiem to, bo jedna taka pracuje ze mną w firmie - westchnął ciężko. - I mam u niej przechlapane...
- Wiesz, przeżyłam wiele żyć i różne rzeczy robiłam - puściłam pasmo włosów, za które, jak sobie uświadomiłam, ciągnęłam już od dłuższej chwili - Może dlatego umiałam się znaleźć w tej roli... Ale zarazem przeszłam swego rodzaju kryzysik tożsamości. Akurat kiedy Hikari zaczęła odzyskiwać swoją.
- I co?
- I na szczęście ktoś mną w porę solidnie potrząsnął - uśmiechnęłam się mimowolnie. - Do tej pory mu nie podziękowałam. Wredna jednak jestem.
- O, właśnie mi do konwencji brakowało kogoś trzeciego. Dla równowagi.
- Do jakiej konwencji? - nie pojmował Egil. - Wydajecie się świetnie rozumieć nawzajem, ale tu są ludzie, którzy też chcieliby...
- Oj wy ludzie, ludzie - roześmiał się Yukito. - Tam skąd pochodzę, jest taka opowieść. Pogrzana, ale rozgrywająca się w podobny sposób, co...
Urwał, słysząc głośny szum, który wypełnił nasz pojazd.
- Co jest, wpadliśmy w jakieś zawirowania?! - zdenerwowany podniósł się z miejsca.
- Nie, to coś innego - Vaneshka również wstała i wciągnęła powietrze. - To jest...
- Cień - mruknęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Faktycznie, zrobiło się jakby ciemniej. W taki znajomy sposób.
- Po co te podchody? - zapytałam nie wiadomo kogo. Wówczas cały mrok skondensował się, tworząc coś przypominające dużego, czarnego ptaka. Wyciągnęłam rękę, pozwalając by na nieh usiadło. Dziwne, ale jego dotyk grzał.
- I co powiesz? - uśmiechnęłam się dość uszczypliwie. - Czy mam rozumieć, że jestem śledzona?
Cień machnął skrzydłami i ponownie zaszumiał. Spojrzałam na towarzyszy - Yukito patrzył na tę scenkę zdziwiony, Egil z pewnym zrozumieniem, a Vaneshka... Błagalnie?
Poddałam się.
- Czy pozwolisz, że będziemy mieć tu gościa? - zwróciłam się do tego pierwszego.
- Na długo? - chciał wiedzieć.
- W najlepszym razie przywita się, zobaczy w co się tym razem pakuję i wybędzie.
- Kiedy?
- W najmniej oczekiwanym momencie, znając go.
- No to dobra - zgodził się. Vaneshka usiadła z przejęcia.
- Słyszało? To może wracać i mu powiedzieć - potrząsnęłam ręką. Cień sfrunął z niej, dematerializując się w mgnieniu oka.
- Może zatrzymamy się w jakimś świecie? - zaproponowałam. - Odpoczniemy, pozwiedzamy, zakupy zrobimy...
Żadne z zapytanych nie miało nic przeciwko.

9 VII

Nie da się ukryć, ktoś w herbaciarni był. Nawet nie zrobił zbyt wiele bałaganu, poza przyprawieniem Chmurki o nerwicę i rozbebeszeniu Szafy. Wyraźnie wiedział gdzie szukać... Ale teraz Kryształ jest już posrebrzony... Czy raczej pokhalinowany... W każdym razie jest nie do wykrycia. Teoretycznie. Od każdej reguły są jakieś wyjątki, ale nie pora na pesymistyczne myślenie! Kiedy trochę posprzątałam, jedyne, co mi pozostało, to skontaktować się z Yori-chan i poprosić ją o pewną przysługę. I gdybym nie postanowiła myśleć pozytywnie, obawiałabym się, że w ten sposób również Agencja może włączyć się do akcji... A ja mam już dość wtrącania się ze strony END-u i Omegi. Łudzić się, że dadzą mi spokój, raczej nie zdołam...
Chyba jestem już skazana na szukanie tych przeklętych Kryształów.

Aby dotrzeć do celu, musiałam wyprawić się na Południe. Wymiar był dość niewielki, mieścił jedno miasto wypełnione mieszkańcami z najróżniejszych ras. Yori-chan mówiła, że mój kontakt (jak w kryminale, ha!) będzie czekał w kawiarni "Dragonfly" na przedmieściu, a rozpoznam go po goździku w klapie. Które z nich wymyśliło ten goździk, ciekawa jestem... Gdy zobaczyłam widniejącego w logu kawiarni smoka o muszych oczach i skrzydłach, poczułam się niemal jak w DeNaNi - dobry znak. Aha, i ziejącego ogniem, oczywiście.
Weszłam i zamówiłam deser czekoladowy, po czym udałam się do zacienionego stolika, czując się jakbym spóźniła się na randkę. Owszem, miał goździk w klapie. Skórzanej kurtki. Poza tym miał miłą, uśmiechniętą twarz i ciemne włosy, na oko w trakcie zapuszczania.
- Przydałoby się teraz jakieś hasło - roześmiał się na wstępie.
- Może być "najlepsze kasztany są na placu Pigalle"?
- Może. Tylko, cholera, muszę wykombinować jakiś odzew - mruknął, a potem serdecznie uścisnął moją dłoń. - No dobra, ja jestem Yumeno Yukito, a ty, jak się domyślam, Yagami Miya?
Wyrwałam mu rękę jakby zaraz miał mnie ugryźć.
- Zostawiłam to nazwisko za sobą, w Shiroaki - oznajmmiłam ostro i usiadłam.
Nie odpowiedział. Musiałam mieć naprawdę lodowaty wyraz twarzy... Spojrzał na mnie z ukosa i tak siedział bez słowa, jakby bał się odezwać. W końcu zaczął ostentacyjnie rozglądać się na boki i robić dziwne miny. Kiedy nadął policzki, nagiągnął uszy i podrapał się po głowie jak małpa, nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
- Tak już lepiej - skomentował. - Nie możemy zaczynać tak chłodno, nie?
- Gomen - spuściłam wzrok. - To po prostu zgubny wpływ niemiłych wspomnień.
- Jeśli kiedyś spod niego wyjdziesz, opowiesz mi? O... Hikari?
Skinęłam głową pojednawczo i zdecydowałam, że polubię brata Yori-chan. Po prostu okazał się zbyt przyjacielski żebym miała inne wyjście (wdał się w siostrę?).
- No to w czym rzecz? - zapytał z ciekawością, gdy już nadeszło moje zamówienie.
- Mówią ci coś słowa "Za tobą na południe"?
- Poniekąd - powiedział oględnie. - Jest u nas pewna kamienna płyta z takim napisem...
- Twoja siostra mówiła, że interesujesz się historią tego świata - zaczęłam. - Mógłbyś mi coś powiedzieć o bogach, którzy go stworzyli?
- A, o to chodzi? - zadumał się. - No to szkoda, że Candy jest na akcji, ona tu jest od zawsze i opowiedziałaby to lepiej. Cóż, ja teżmogę.
Nie spytałam kim jest Candy ani na czym polega jej "akcja", bo miałam nadzieję, że rewelacje Yukito mi wystarczą.
- Jak już zauważyłaś, stworzyli ten wymiar, ale długo w nim nie pomieszkali - rzekł. - Popędzili dalej, na południe, jakby ich coś ścigało. Nie chcieli czci, chcieli spokoju. Byli jakby utkani ze światła, a towarzyszyły im jeszcze jakieś istoty.
- Anioły?
- Jeśli tak, to chyba w znaczeniu umownym.
- Bo co, bo bez skrzydeł? Czy fakt, że były posłańcami bogów nie wystarczy, by je tak nazywać, hm?
- Widzę, że sama wiesz co nieco o tej historii, po co ci w takim razie ja? - udał zagniewanego.
- Mieszkasz na Południu i jesteś bardziej zorientowany - westchnęłam. - A od czegoś muszę zacząć poszukiwanie.
- Chcesz znaleźć te bóstewka, czy jak? - prychnął Yukito. - Przecież od tamtego czasu minęło parę wieków!
- Chcę znaleźć jedną małą i wredną rzecz. A pewna osoba mi powiedziała, że aby to zrobić, warto iść tropem bóstewek.
- Czy tej osobie warto wierzyć?
- Mam nadzieję...
- Dobra. Są dwie osoby, które mogą wiedzieć więcej. Jedna jest podobno w twojej części domeny, na Zachodzie, ale diabli wiedzą gdzie konkretnie. Druga gdzieś dalej na Południu.
- To po drodze - stwierdziłam. - Chyba trzeba będzie spróbować do tej osoby trafić... Z jakiegoś powodu czuję się jak bohaterka RPG.
- Mam pewien pomysł - powiedział chłopak. - Wynajmij mnie, a cię poprowadzę, OK?
- Co to znaczy, że mam cię wynająć? - nie zrozumiałam.
- Pracuję w firmie usługowej - odpowiedział. - A ściślej mówiąc, spełniającej życzenia. Yori ci nie mówiła?
- Coś wspominała, że pracujesz z samymi świrami...
- Na jedno wychodzi - wyszczerzył zęby. - Ale że akurat ona to mówi... To co, mogę liczyć na angaż?
- Wrócę tu jutro albo pojutrze i wtedy będziesz mógł liczyć - ja też się uśmiechnęłam. - Bo być może kogoś ze sobą zabiorę... Mam nadzieję, że nie kosztujesz zbyt wiele.
- Nie doceniasz mnie.

- Miya-san! No i dlaczego tutaj siedzisz taka samotna, skoro możesz u nas w towarzystwie?
- To akurat powinnaś wiedzieć - fuknęłam na widok Xelli-Mediny. - Muszę się przygotować psychicznie na przygodę. Gdybym się do was wybrała, już bym się stamtąd nie wyniosła.
- Ach! Przygoda! - klasnęła w dłonie. - Taka szkoda, że nie mogę w niej uczestniczyć, ale podejmowanie takich miłych gości też jest przygodą!
- Jasne. I demoralizowanie Tenariego.
- Dlaczego miałabym go demoralizować? - uśmiechnęła się niewinnie.
- Nieważne... - westchnęłam ciężko. - Jak tam wrócisz, spytaj Egila, czy chciałby wybrać się ze mną... - zawahałam się - I Vaneshkę.
- Myślisz, że zechce? - spojrzała na mnie badawczo.
- Mam nadzieję, że nie.
Patrzyła na mnie dalej, jakby chciała jeszcze o coś zapytać, ale w końcu pokręciła głową i dała sobie (i mnie) spokój.

6 VII

A tak się cieszyłam! Na myśl o tych wczasach na łonie natury nawet ryzyka się przestałam bać, i co?! I przeszkody pojawiły się jeszcze zanim opuściłam dom! Dlatego teraz rezyduję w przyjemnie niewielkiej, ale jednak wymagającej kobiecej ręki kwaterze Rigela Thierneya.
Zresztą jestem chyba ostatnią osobą, która powinna narzekać na brak kobiecej ręki w czyjejkolwiek kwaterze.
Oddelegowałam już cały inwentarz razem z Xemedi-san, sama zaś kończyłam pakowanie. Gdyby nie moja tendencja do odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę, sprawy potoczyłyby się pewnie inaczej, ale cóż...
- Witaj! - na widok agenta END-u autentycznie się ucieszyłam (sic!). - Jak tu trafiłeś?
- Dzięki Xelli-Medinie, ale nieważne - przypłynął do mnie przekaz myślowy. - Masz u siebie jeden z Kryształów Niebios, więc lepiej zabierz go stąd, inaczej niedługo nie będziesz miała herbaciarni.
- Bo?
- Bo najwyraźniej ktoś z Omegi wie jak się tutaj dostać.
Zamarłam. Kimś takim mógłby być Lex... Czy coś stało Lexowi na przeszkodzie we wpakowaniu mnie w kłopoty? I czy powinnam się go obawiać? Z drugiej strony, dlaczego miałabym ufać agentowi END-u?
- Możesz mi wierzyć.
No tak, jeszcze do tego wchodzi mi w umysł?!
- Wybacz. Mógłbym cię zwyczajnie poprosić o ten Kryształ, ale nie oddałabyś go. Dlatego oferuję inne wyjście.
Zastanawiam się teraz, dlaczego faktycznie nie oddałam mu zwyczajnie tego świecidełka, które przyprawiało mnie o niepokój. Bo zbyt zażarcie swego czasu o nie walczyłam?
Mogłam dać głowę, że Xemedi-san właśnie się ze mnie śmieje.
- Dobra - zdecydowałam. - Tylko daj mi chwilę, żebym to draństwo znalazła.

I w rezultacie teraz popijam herbatkę z Rigelem, zastanawiając się, po co mu w domu telefon.
Muszę tu siedzieć, bo mój gospodarz się uparł, że znajdzie jakiś ogranicznik dla mocy Kryształu, aby Omega go nie wykryła. Ostatecznie da go do oprawienia w khalin - nie powiem, niezły pomysł, ładne to, bo podobne do srebra, a poza tym jest idealną osłoną...
Do Blue Haven nawet nie zaglądam. Nie żebym nie chciała, po prostu coś nie pozwala mi tam wejść. A nie roztoczyłam bariery, Rigel bo mi to odradził. W przeciwnym razie nie daliby mi spokoju aż do skutku. Moja biedna herbaciarnia...
- A jeśli Omega trafi tutaj i też nie da mi spokoju?
- Nie śmie. Mamy ostatnio taki mały pakt o nieagresji.
- Ha! A END?
- Do mnie się nie przyczepią - brzmiała odpowiedź. - A sam wolałbym raczej zdobyć inny Kryształ...
- Do Xemedi-san pewnie też by się nie przyczepili - mruknęłam. - I równie dobrze mogłabym teraz siedzieć u niej i pluskać się w morzu. Dlaczego więc tak nie jest?
- To właśnie ona mi poradziła, żebym zabrał cię do siebie.
O, proszę. Już ja sobie z nią pogadam, niech sobie nie myśli!...
...Choć pewnie nie przyniesie to żadnych efektów.
- Co miałeś na myśli mówiąc o innym Krysztale?
- Chociaż są ogólnie znane jako Kryształy Niebios, mają różne właściwości - wyjaśnił grzecznie. - Ty posiadasz Kryształ Ognia, Omega Kryształ Światła. Ten jeszcze nie odnaleziony to Kryształ Wiedzy, a taki by się nam przydał.
- Macie pomysł, gdzie może się znajdować? - zapytałam, choć już dawno postanowiłam nie wtrącać się do tego więcej.
- "Za tobą na południe".
- Co takiego?
- Wskazówka, zostawiona dawno temu w pewnym niewielkim świecie - wyjawił bez żadnych oporów. - W świecie, przez który przeszli bogowie bez świątyni i anioły bez skrzydeł.
- Zamierzacie rzucić wyzwanie bogom?
- Kto wie - uśmiechnął się, a potem w milczeniu (bo jak inaczej?) dopił swoją herbatę.
- Dlaczego to robisz? - nie wytrzymałam. - Nie dość, że oferujesz mi gościnę, to jeszcze zdradzasz tajemnice organizacji... Czy to też poradziła ci Xella-Medina?
- Zawdzięczam jej co nieco, więc wierzę, że warto słuchać jej rad - odpowiedział telepata pogodnie. - Poza tym jesteś aktualnie jedyną osobą spoza END-u, której ufam.
Ta odpowiedź mnie zaintrygowała. Bo jakby się zastanowić, i on jest jedynym agentem END-u, którego obdarzyłam zaufaniem. Sama nie wiem dlaczego. Bo nie jest gadułą?

3 VII

Nie wiem, co mnie napadło, ale się pakuję z najprawdziwszym zamiarem przyjęcia zaproszenia Xemedi-san.
Ona. Mnie. Zaprosiła.
Na wakacje. Powiedziała, że przyda mi się wypoczynek na łonie natury.
Zdecydowanie powinnam się bać, przecież taki uśmiech, jaki wykwitł na jej twarzy, gdy mi to oznajmiła, zawsze zwiastuje najgorsze, zawsze... Z drugiej strony, zaprosiła też wszystkich z Marzenia, a oni wyraźnie uważają ją za przyjaciółkę i nie odmówili. Poza tym jedziemy do jej posiadłości rodowej, a przy sprawach w jakimkolwiek stopniu związanych z rodzinką Xemedi-san raczej nie podejmuje ryzyka. Boi się lania?
No nic, Tenariego już spakowałam, więc cóż mi pozostało? Jutro wyruszamy.

1 VII

Geddwyn wparował niespodziewanie, ze sporą paczką, po czym zostałam przez niego dokładnie i głośno wycałowana.
- Zdrówka, szczęścia i miłości, Kropelko Rosy! - odezwał się gdy po rozpaczliwym machaniu rękami udało mi się go trochę przystopować. - Tego mi właśnie brakowało w zeszłym roku... Jednak znajomościom korespondencyjnym brakuje paru istotnych elementów.
- Dzięki - parsknęłam śmiechem. - Z tygodniowym poślizgiem co prawda, ale...
- Lepiej późno niż wcale - wszedł mi gładko w słowo. - Byłbym wcześniej, ale góra sobie o mnie przypomniała.
- Coś ty! - zdziwiłam się - Czyżby Promieniści cię wreszcie zdybali?
- Nie oni - pokręcił głową. - Tara.
- Sama Władczyni Żywiołów? No to chyba musisz mi zrelacjonować. Czym podpadłeś tym razem?
- Wiesz co, żeby od razu mi tak zarzucać... - prychnął. - Tara chciała się przekonać, czy ten łobuz, co niemal zburzył równowagę natury, faktycznie jest taki zły, jak twierdzą Promieniści.
- I jest? - uśmiechnęłam się krzywo.
- Przekonywanie się wypadło... Nie powiem, interesująco - odwzajemnił uśmiech. - Kto wie, może jeszcze trochę i przestanę być wyrzutkiem? Trochę szkoda, przyzwyczaiłem się.
- Ty byś się do wszystkiego przyzwyczaił - mruknęłam. - Chodź do herbaciarni, ugoszczę cię czym tam się da.
Kiedy przeszliśmy do Blue Haven, mój gość o mało nie potknął się o Tenariego, pędzącego sprintem za małym, czarno-srebrnym kłębuszkiem o skórzastych skrzydełkach.
- Lotofenek? - zapytał Geddwyn z zainteresowaniem acz bez zdziwienia. - Czy to też prezent?
- Też. Świetna, nie? Siadaj na kanapkę, a zaraz będziesz ją miał na głowie.
Istotnie, Strel szybko znalazła się na jego kolanach, wtykając nosek w kieszenie bluzy, a gdy nic tam nie znalazła, wróciła do zabawy z małym.
- Chyba cię lubi - stwierdziłam. - Na Tenariego na początku powarkiwała... Próbował ją ciągać za ogon dopóki go nie dziabnęła, ale już się pogodzili, jak widzisz.
- Łatwo się widać oswaja - skomentował. - Lotofenki pewnie nie jadają gumy malinowej, inaczej bym ją poczęstował... - urwał i spojrzał na biegające po herbaciarni towarzystwo.
Przetarł oczy z niedowierzaniem.
- Czy ja dobrze widzę, czy ten potworek postanowił zostać stworzeniem naziemnym?
- A tak! - klasnęłam w ręce z dumą. - Strel jeszcze nie do końca radzi sobie z lataniem, więc postanowił dostosować się do niej.
- Idę o zakład, że w rewanżu podszkoli ją w używaniu skrzydeł - puścił do mnie oko. - To co, ugościsz mnie czymś?
- Jasne, może być zamrożony tort? - roześmiałam się. - Ale mam nadzieję, że nie wyparujesz zaraz po zjedzeniu i wypiciu herbatki, tylko jeszcze trochę zostaniesz.
- Mogę zostać - zgodził się wspaniałomyślnie. - Tym bardziej, że stwierdzam tu brak silnej męskiej ręki... Gdzieś wszystkie podziała?
- Ten-chan jest, ignorancie. A Egila porwała ekipa z Marzenia. On się często z nimi gdzieś wybiera.
- Może chce trzymać się z dala od twej zjawiskowej osoby?
- Też pomysł - prychnęłam, fukając w duchu na tę jego empatię. - To, że w Jasności się we mnie podkochiwał, nie znaczy...
- To, że o tym nie mówi, też nie znaczy - Geddwyn wzruszył ramionami. - Na przykład taka Vaneshka nic nie mówi, a myślisz, że się odkochała?
- Jak nie przestaniesz włazić wszystkim w dusze... - przestałam fukać w duchu a zaczęłam na głos.
- To co? Nie wywalisz mnie na dziób, bo za bardzo mnie kochasz - stwierdził z rozbrajającym uśmiechem. - A wracając do silnych męskich rąk, Aeirana też nie ma?
- Nie ma - zmierzałam już do kuchni, ale posłyszałam w jego głosie jakiś konspiracyjny ton. - A po co ci?
- A, bo... Bo tak - nagle uśmiechnął się wyzywająco. - A co, zazdrosna? Przyznaj się, a powiem ci po co mi.
- Nie mógłbyś wymyślić nic sensowniejszego? - spojrzałam na niego z politowaniem.
- Mógłbym - zachichotał. - Tylko wiesz, pomyślałem sobie, że jakbym tak się na przykład przyznał, że zakochałem sie równocześnie w twojej siostrze i kuzynce, wyglądałabyś na mniej zaskoczoną niż teraz.
- Ty jesteś dzisiaj w nastroju do dziwnych teorii.
- A jak! - przyznał ochoczo. - Jak wrócisz z tą herbatą, zapytam cię jeszcze gdzie podziałaś Lexa, chcesz?

Dopiero kiedy opuścił mój wymiar miałam okazję przyjrzeć się prezentowi. Tak jak się spodziewałam, było to coś zdatne do włożenia na siebie. Delikatna i zwiewna sukienka, w sam raz na lato, a do cieniutki i długi szal. Coś w sam raz na sesję zdjęciową na ukwieconej łące. Romantyczną, najlepiej z drugą osobą... Czy coś.
Przymierzyłam z zadowoleniem, że Geddwynowi poprawił się gust w ubieraniu mnie.