6 VII

Dziś księżyc jest prawie niewidoczny, za to gwiazd nieprzebraną ilość. Nawet te najdalsze starają się jak mogą, by zostać dostrzeżone. Inna sprawa, że w aktualnym miejscu mojego pobytu księżyca i tak nie ma, a gwiazd pełno jest zawsze.
Siedzę z Tenarim przy oknie w jednej z gościnnych komnat pałacu na Andromedzie i patrzymy w niebo aż do znudzenia. Inna rzecz, że to znudzenie nieprędko nadejdzie, o ile w ogóle.

A przecież jeszcze przed chwilą tak samo wpatrywałam się w niebo, stojąc na balkonie z Renê...
- Jutro będziecie mieć świetny widok na Drogę Mleczną - zauważyła. - Tutaj chmury nie docierają, deszczu nie uświadczysz... Pasterz i Tkaczka będą mogli się spotkać bez problemów.
- Już myślałam, że powiesz "Altair i Wega" - uśmiechnęłam się. - Albo przynajmniej "Hyo'kei i Gedaien".
- Uważasz mnie za aż taką chłodną realistkę? - prychnęła. - No sama powiedz, nie sądzisz, że świat byłby piękniejszy gdyby oni rzeczywiście gdzieś byli i się spotykali?
- Nie bierz mnie na opowieści - wzruszyłam ramionami. - Oczywiście, że gdzieś są. Tam, gdzie gwiazdy są gwiazdami, a chmury są gęste i miękkie, i można po nich skakać. Gdzie jedyną granicą jest nasz umysł - uśmiechnęłam się do wspomnień. Rzadko się uśmiecham do tych właśnie wspomnień; takie właśnie "gdzieś" próbowałam opisać w nieszczęsnym poprzednim życiu... I tam już pozostało.
- Mówisz jakbyś nie potrafiła tej granicy przekroczyć - Renê stuknęła mnie palcem w czoło. - Jeśli nie ty, to kto?
Pokręciłam głową, będąc ciągle pod wpływem ostatnich wydarzeń i tego, czym się zaczytywałam po powrocie do domu.
- Myślisz, że ktoś taki jak ja, powinien? - zapytałam. - W takim razie po co sobie wyobrażać baśniowe światy, jeśli można zrobić krok i się w nich znaleźć? Po co się bawić w bohaterów, skoro jak dobrze pójdzie, można się nimi po prostu stać?
Renê patrzyła na mnie spod ściągniętych brwi, bez zrozumienia. A ja nie mogłam znaleźć właściwych słów i tyle.
- Coś jednak powinno pozostać w sferze marzeń - spróbowałam jeszcze raz. - Nie wolno sobie spowszednić baśni. Już i tak odzieram z baśniowości każdą opowieść, jakiej się tknę.
- Dlaczego mówisz to właśnie mnie?
Pewnie powiedziałabym, że po prostu była akurat w pobliżu, ale przyszło mi do głowy lepsze wyjaśnienie.
- Bo kiedyś wtargnęłaś w baśń i uczyniłaś ją częścią swojego życia - przypomniałam. - A potrafisz sobie wyobrazić jak wyglądałoby to życie bez Ciarána, a w rezultacie bez Kaya i Xemedi-san?
- Nie sądzę - stwierdziła Renê po namyśle. - I co z tego wynika?
Teraz ja się zamyśliłam i zapatrzyłam w niebo.
- Czy ja wiem - westchnęłam. - Chyba straciłam wątek.

Teraz, jak już wspominałam, siedzę z Tenarim, który pozwala się zarażać Piotrusiem Panem. O, radości! Wreszcie czuję, że czytam mu coś odpowiedniego...
- Czego tam wypatrujesz? Drogi do Nibylandii? - uśmiecham się do niego. Kiwa głową radośnie.
- Ona jest w twojej wyobraźni. Jeśli spróbujesz jej szukać na żywo, zawsze będzie ryzyko, że znajdziesz, a wtedy już przestanie być "niby".
- Na razie są światy - płynie ku mnie jego myśl.
- Tak, są światy - przytakuję z zadumą. - Ten-chan, a gdybym miała napisać opowieść dla tych dzieci, które nie mają okazji do wyruszenia w światy? Co powinno się w niej znaleźć?
Oj, chyba będzie się miał nad czym zastanawiać przez dłuuugi czas. Od dawna marzy mi się napisanie czegoś dla dzieci, ale też zawsze się boję, że do nich nie trafię, tylko przepłynę gdzieś obok. Chyba każdy ma swoją Nibylandię i powinien się jej trzymać, ale...
Dziś wieczorem zabieram Tenariego do domu. Po raz pierwszy wybrałam się tu konno i absolutnie nie żałuję. Taka podróż zbliża do baśni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz