15 VII

- Chciałaś, żebym przyjechała pokelnerować, a teraz mnie wyciągasz z herbaciarni gdzie tylko popadnie? - zapytała Vanny z lekkim uśmiechem.
- Nie gdzie popadnie, na Carne nas jeszcze nie ma - prychnęłam.
To prawda, sosnowemu lasowi, po którym spacerowałyśmy, daleko było do Carne... Na szczęście. Za to spoglądając w górę, odnosiło się wrażenie, że drzewa sięgają nieba. Tenari próbował dofrunąć do ich szczytów, ale się zmęczył.
- To nawet lepiej, że nas tam nie ma - stwierdziła moja kuzyneczka. - Tutaj jest spokojniej.
Wciągnęła głęboko powietrze i odetchnęła. Nie było już po niej widać niepokoju i jeszcze czegoś, co towarzyszyło jej wczoraj, a co z kolei mnie niepokoiło. Pokazałam jej rysunek od Geddwyna i... Cóż, przez resztę dnia chodziła podminowana. Zresztą co się dziwić, skoro scena z rysunku i to, co zdążyłam już usłyszeć na temat zniknięcia siostry Ricka, układało się w deliryczną i niejednoznaczną opowieść.
- Mam ochotę się gdzieś wyrwać i złapać wiatr w żagle - szepnęłam bardziej do siebie, niż do niej. Ale usłyszała.
- Na przykład gdzie?
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Marzy mi się nowa opowieść, do której czułabym, że pasuję.
- No patrz - zakręciła się na palcach i omal nie upadła. - Tobie się marzy opowieść, ale żadnej nie masz, a ja mam, ale nic z niej nie wynika... No to pomyślmy - zadumała się. - Gdzież to byś mogła pasować?
- Gdzieś, gdzie jest mnóstwo wody - parsknęłam śmiechem. - Bo ta pogoda mnie powoli wykańcza... Ale to raczej niemożliwe.
- Że cię wykańcza?
- Że mnóstwo wody - pokręciłam głową. - Bo mogłabym już nie wypłynąć.
- Oj, przed zimą na pewno byś zdążyła - roześmiała się Vanny. - Zanim by ta woda zamarzła.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, podleciał do mnie Tenari, przytłoczony wysokością drzew, i uczepił się mojej ręki.
- Wiesz, nawet nie w tym rzecz - odezwałam się po chwili. - Po prostu dawno temu mi się śniło, że niechcący dałam się wydać za jakiegoś Księcia Mórz, czy kogoś takiego... I teraz się trochę boję.
- Serio, czy mnie tylko zbywasz? - kuzynka spojrzała na mnie podejrzliwie.
- To był jeden z niewielu snów, jakie w miarę dobrze zapamiętałam - dałam jej prztyczka w nos. - Z bardzo ładną sceną miłosną.
- Tak? - od razu się uśmiechnęła. - To ja zatkam małemu uszy, a ty mi opowiedz, dobra?
- Zatkasz mu uszy? Znaczy, że niby jeszcze się od ciebie nie nasłuchał?
- Wiesz co, żeby tak podważać moją niepodważalną niewinność...
- No to ja lecę się zgubić - przekazał nam Tenari ze zrezygnowaną miną i poleciał głębiej w las zanim zdążyłyśmy zareagować. Vanny - bo zaczęła się dziko śmiać, a ja - bo chyba mi umknęło, kiedy dzieciak się nauczył przekazywania swoich myśli więcej niż jednej osobie naraz.
Czy tylko ja mam wrażenie, że nastroje nam się zmieniają z prędkością dźwięku? Chyba będzie burza.
Ale wtedy będziemy z powrotem w herbaciarni, poza wszelkimi zmianami pogody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz