25 VII

- Starałam się jak mogłam, ale chyba jednak nie prześcigniemy sztormu. A taką miałam nadzieję, że jutro spokojnie dotrzemy do wyspy...
- Mam nadzieję, że na tej wyspie będzie już choć jedna palemka - stwierdziła Vanny. - A każda burza jest czymś cudownym.
- Nie na tym morzu - prychnęła Nemezis. - Lepiej będzie jeśli na czas sztormu dobrze się schowacie.
- O, my na pewno zostaniemy na pokładzie! - zaprotestowałyśmy. - Choćby po to, by sprawdzić, czy masz rację.
- Jak was zmyje, same będziecie sobie winne - westchnęła i poszła po więcej ciastek z rodzynkami.
Zachichotałyśmy i podeszłyśmy do barierki. Stała tam Vaneshka i znowu śpiewała. Tym razem w jej pieśni pojawiały się dziwnie niepasujące, zgrzytliwe i rozedrgane tony... Nigdy dotąd się to nie zdarzyło - ale paradoksalnie dodawało to pieśni charakteru, doszłam więc do wniosku, że to pewnie specjalnie.
- Dla kogo to było? - wyrwała się Vanny, gdy tylko śpiew ucichł.
- A czy koniecznie musiało być dla kogoś? - odpowiedziała zielonooka wesoło, ale jej uśmiech nie objął oczu.
- Jakoś zawsze śpiewałaś dla konkretnych osób. Przynajmniej wtedy, kiedy ja słyszałam.
- To, o czym mówisz, to nie jest śpiew d l a kogoś, tylko wyrażający kogoś - pokręciła głową.
- No dobra - nie poddawała się kuzyneczka. - To kogo zaśpiewałaś przed chwilą?
- Więcej niż jedną osobę - Vaneshka znów uśmiechnęła się smutno i zanuciła coś cicho. Po chwili rozwinęło się to w nową pieśń, coraz szybszą i coraz bardziej przepełnioną gniewem. Nie jej własnym gniewiem, lecz... Chociaż, może jednak? Nie, jej własny był chyba tylko żal. I lęk. Mnóstwo emocji niosła ta pieśń i mimo braku wiatru poczułam, że coś chłodnego wdziera się do mojej duszy i targa nią na wszystkie strony. Kiedy pieśniarka umilkła, odetchnęłam z ulgą. Vanny chyba też.
- Przepraszam... Przepraszam - szepnęła Vaneshka, chwytając nas za ręce. - Proszę, nie róbcie takich min, wypędźcie te myśli. To było moje wspomnienie, nie wasze.
- Dziwne, że to mówisz, bo właśnie rozmaite wspomnienia przelatywały przez moją głowę - mruknęła Vanny. - I bez wątpienia były moje... Ale w takim razie nie zazdroszczę ci przeszłości.
- To było wspomnienie jeszcze sprzed nas, prawda? - zapytałam. - Sprzed Marzenia?
Mogłam nie pytać, mogłam. Jeszcze bardziej posmutniała.
- Byłam w armii Timidy - rzekła zduszonym głosem. - Nie byłam...
- Jasne, że nie byłaś - objęłam ją pocieszająco. - Ale mogłaś mu zaśpiewać tak, że w pięty by mu poszło.
- Nie, nie - zaprotestowała. - I tak już jest nieszczęsliwy, a nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Powiedziawszy to odeszła, mijając się z Nemezis, jedzącą kolejne ciastko.
- Fto jeft nieffęfliwy? - zapytała z ciekawością.
- A, szkoda gadać - machnęłam ręką.
- Wcale nie szkoda! - sprzeciwiła się Vanny. - Ja bym się chętnie dowiedziała, o co im chodziło z tą przepowiednią!
- Tak, ty na pewno - mruknęłam. - Niby ciekawa sprawa, ale nie miałabym ochoty pytać ich o to osobiście, wiesz?
- A to może być jedyny sposób - wytknęła mi. - Myślisz, że załoga "Poszukującej Imienia" rozpowiada wszystkim dokoła o tych swoich nimfach?
- A więc o nich chodzi! - roześmiała się nagle Nemezis. - Nie mówcie, że nadal tak pływają po światach!
Na nasze niepewne skinięcie głowami rozchichotała się jeszcze bardziej.
- Znasz ich?
- Oczywiście! - odpowiedziała, gdy już złapała oddech. - To ja im odebrałam imię... No, to - przechyliła się przez barierkę i wskazała widniejący pod nami napis.
- Dlaczego to zrobiłaś? - wykrztusiła Vanny po pierwszym szoku.
Czarnowłosa tylko wzruszyła ramionami i wpakowała sobie do ust kolejne dwa ciastka.
- Wafłuwyli fobie.
Niebo coraz bardziej ciemniało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz