17 III

Zbudziłam się dzisiaj wyjątkowo późno, choć nadal wcześniej od Aeirana; z jednej strony wciąż było mi sennie i nierealnie, a z drugiej miałam wrażenie, że kiedy tylko wyjdę z pokoju, za drzwiami znajdę przedwiosenny ogród, budzący się do życia. Chociaż czy gdybym spała na świeżym powietrzu, kręciłoby mi się tak w głowie? Ciągle jest dość chłodno, a drzewa jeszcze nie kwitną, w każdym razie w większości miejsc, jakie przychodzą mi teraz na myśl.
Oczywiście przeszłam przez łazienkę, wylewając sobie przy okazji strumień wody na głowę, i „wchwiałam się” do herbaciarni, żeby zobaczyć, czy Tenari też jest takim śpiochem. Wczoraj tak się zapamiętał w przetrząsaniu Szafy, że aż zasnął na stosie szmatek, z pudełkiem na biżuterię w roli poduszki… Tymczasem czekało mnie zaskoczenie. Chmurka i Obłoczek uwijały się, przynosząc to herbatę, to ciasteczka, tak Tenariemu, jak i niespodziewanemu gościowi. Mój wychowanek siedział na podłodze z ciągle jeszcze śpiącym lotofenkiem na kolanach i trzymał w łapkach małą skrzyneczkę z guziczkami, coraz to zmieniając piosenki; niestety z powodu słuchawek w uszach nie mogłam stwierdzić, jakie. Gość natomiast usadowił się plecami do niego, wręcz zasypany abstrakcyjnie zarysowanymi kartkami i niezmiernie bezradny z tego powodu.
- Choćbym się znał na sztuce, to co mi da twoja wyobraźnia? – mówił, przeglądając rysunki. – W muzyce przynajmniej wiem, o co chodzi.
Nawet jeśli do Tenariego dotarło coś z tych słów, nie odpowiedział w sposób dla mnie słyszalny; nawet jeśli do Lexa dotarła jakaś odpowiedź, tylko westchnął z rezygnacją. Siedzieli tak, stanowiąc uroczy kontrast – jeden w nieśmiertelnej piżamce w gwiazdki, drugi w równie nieśmiertelnej czerni, z jakimś mrocznym nadrukiem na koszulce – i na ich widok wezbrała we mnie fala rozczulenia, jednakowego wobec nich obu. Siedzieli, nie zwracając na nic uwagi. Nie zauważyli nawet, kiedy Obłoczek upuścił czwarty talerzyk z ciastkami i pomknął do kuchni, jakby się wstydził własnej szefowej.
- No tak, obsługa się stara, a wy nawet „dziękuję” nie powiecie – odezwałam się wreszcie, omiatając wzrokiem bałagan.
- Ja tego wszystkiego nie zamawiałem – obruszył się Lex. – Na pewno nie zjem tych… Miya?
Nieporadnie podniósł się na nogi, rozwiewając rysunki dokoła.
- Pewnie, że ja – powiedziałam serdecznie. – Cześć, Lex.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz go takim widziałam – pomijając fakt, że w ogóle nie widziałam go piekielnie długo – tak zaskoczonego, nie wiedzącego, co zrobić. Jakby na chwilę opadły wszystkie mury, wszystkie maski, którymi zwykle się osłaniał. Oczy miał fioletowe jak niebo, kiedy słońce zachodzi. Niewiele myśląc podeszłam i uścisnęłam go, na co pozwolił bez słowa. Stał sztywno jak kij, ale się nie odsunął.
- No, cześć – powiedział wreszcie ledwo słyszalnie.
Puściłam go wreszcie, żeby już nie czuł się bardziej skompromitowany. Usłyszałam jakiś szmer i spojrzałam w stronę wejścia do łazienki. Aeiran stał na pół w iluzorycznej ścianie – makabryczny widok, słowo daję – i patrzył na nas uważnie. Nic jednak nie powiedział, skinął tylko głową na przywitanie (?! – może też jeszcze się nie do końca zbudził) i z powrotem zniknął za ścianą.
- Czekałem na ciebie – Lex odwrócił wzrok. – Czekałem, aż w końcu ten maluch zaproponował „wymianę inspiracji”, a potem zaczął wołać mentalnie o te wszystkie słodycze. Słowo daję, nie miałem tu nic do gadania.
- Czekałeś na mnie – powtórzyłam. – A mimo to jesteś taki zaskoczony?
- Mimo wszystko chwilę cię nie było. Mogło się okazać, że będziesz kimś zupełnie innym.
- Dotąd mało kto rozumował w ten sposób – skrzywiłam się. – Skąd w takim razie wiedziałeś, że wróciłam?
Podniósł z podłogi swoją filiżankę rumowej i minąwszy zasłuchanego Tenariego usiadł przy stoliku. Zauważyłam, że od razu zaczął czuć się pewniej.
- Spotkałem jednego faceta, kiedy trochę szpiegowałem po światach – zaraportował. – Jakoś tak się zgadaliśmy, że obaj cię znamy, no i on powiedział: „Skoro ja tu jestem, to ona tym bardziej”. Cokolwiek przez to rozumiał, miał rację.
- Kogo? – zapytałam prędko.
- A może sama zgadniesz? Kogoś, kto miał o tobie ciekawe spostrzeżenia – Lexowi zdążył już wrócić ten lekki, kpiarsko-rozmarzony uśmieszek. – Czyżby kolejny, którego zbałamuciłaś podczas swoich dalekich podróży?
- Nie narzekałam na powodzenie – stwierdziłam z kamienną twarzą. – Czy raczej może właśnie narzekałam. Co u ciebie?
- W sumie po staremu. Ciągle nie rozmówiłem się z Kiyonê na temat dawnych… spraw rodzinnych, nie schwytałem Ducha w Maszynerii ani nie pogodziłem się czule z Ai-sama i paroma innymi – wzruszył ramionami. – Za to zacząłem mieć sny. Na razie rzadko, ale własne. Tylko moje.
- A miłe chociaż?
- Nie skarżę się – odpowiedział. – No, ale powiem ci, jak chcę uczcić twój powrót. Otóż, jak zwykła mawiać Xella-Medina, mam dla ciebie nową tajemnicę.
- I zawsze cię wzdrygało, kiedy tak mówiła.
- No. Bo ja chciałem, a zwykle mnie uprzedzała.
- I odwiedzasz mnie pierwszy raz od tak dawna, żeby tak od razu przystąpić do rzeczy?
- A jak dawno już tu jesteś? – odbił piłeczkę (czy też „pałeczkę”, jak powiedziałaby Ivy). – Trochę cię jednak znam i wiem, że nie zechcesz się zbyt długo obijać.
- Taa… To właśnie jest moje przekleństwo. Co w takim razie proponujesz?
- Wkrótce moja Pani ma odwiedzić swoje rodzinne strony – Lex uśmiechnął się znad filiżanki. – Chciałbym, żebyś jej towarzyszyła.
- Jakbym to już kiedyś słyszała… Następna tajemnicza wyprawa, której sensu nigdy nie poznam? – prychnęłam. – Czy naprawdę muszę towarzyszyć właśnie jej? Może miała nadzieję, że już nie wrócę, a ja ją rozwieję?
- Pomyśl raczej, że proponuję to właśnie tobie – udał zamyślenie, a tak naprawdę jego wzrok gdzieś błądził. – Zresztą nie musisz jechać sama. Mojej Pani bardzo będzie potrzebne towarzystwo. Sprzymierzeńcy.
- Czy ona wie, że będzie miała takie towarzystwo?
- Wie. Nic na to nie powiedziała, ale wie – rzekł, podłamując mnie tym odrobinkę. Ot, zostałam postawiona przed faktem dokonanym… – Poza tym jest jedna taka rzecz, która kazała mi od razu pomyśleć o tobie.
- Tak?…
- Przechwyciłem tę wiadomość do mojej Pani – Lex podał mi kopertę ze złamaną pieczęcią. – Nawet jej nie pokazałem, bo pochodziła z podejrzanego źródła, ale pomyślałem, że tobie mogłoby to przypaść do gustu.
- Jasne, nie ma to jak listy z podejrzanych źródeł, coś w sam raz dla mnie – włożyłam w tę wypowiedź całą ironię, na jaką mnie było stać, i z ociąganiem wyjęłam z koperty zapisany skrawek papieru. Prędko przebiegłam po nim wzrokiem, bo niewiele na sobie mieścił.
Potem przeczytałam jeszcze raz… I jeszcze raz, starając się nie zwracać uwagi na to, jaką Lex miał uciechę na widok mojej miny.
- A nie mówiłem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz