16 III

Wróciliśmy wczoraj… I natychmiast wyskoczyliśmy do DeNaNi, na łono natury. Rozgwieżdżone noce są najpiękniejsze, to prawda, ale jednak błękitne, słoneczne niebo stanowi miłą odmianę. Wybraliśmy się do Lee’Lath, do tych uroczych, teggickich lasów, które wyglądają jak marzenie każdego dziecka – zakamarków, w których może kryć się wszystko, tajemnych przejść między chaszczami i świetnych drzew do włażenia. W dziupli jednego z nich Tenari znalazł pojemnik z sokiem i worek cukierków, ale udało mi się wyperswadować mu ich zjedzenie. Najpewniej ktoś też uznał, że to świetne miejsce do zabawy i zostawił tam prowiant na później…
Nawdychawszy się świeżego powietrza przenieśliśmy się do Tarahieny, z nadzieją, że zobaczymy Galę Niezwykłych Myśli, ale niestety – zjazd wynalazców, artystów i innych zwariowanych indywiduów z jakiegoś powodu został przesunięty na lipiec. Na lipiec! Komu będzie się chciało myśleć w takim upale? No cóż, trudno. Wróciliśmy do domu późnym wieczorem – znowu tylko na chwilę, bo zachciało się nam pójść potańczyć we dwoje, a Tenari grzecznie położył się spać. Wprost niewiarygodne, jakie to dziecko jest bezproblemowe; przypuszczam, że każda inna matka uznałaby to za podejrzane. Pamiętam, jakie zamieszanie robił, kiedy był młodszy – z dziwnymi porami chodzenia spać, chwytaniem wszystkiego, co popadło, no i z początku trudno było wymyślić, jak toto wychowywać… Jednak od kiedy nauczył się telepatii, zaczął najpierw zadawać pytania, a dopiero potem pchać się do czegoś z łapami, co mocno ułatwiło sprawę. I może to dziwne, ale to przechowywanie go u rozmaitych ciotek wydaje się… Dobrze na niego wpływać, naprawdę.
Dopiero dzisiaj rozejrzałam się porządnie po mieszkaniu i herbaciarni, i doszłam do wniosku, że należałoby trochę posprzątać. Wezwałam więc Chmurkę i Obłoczka, które co prawda najpierw robią większy bałagan, a dopiero potem wszystko sprzątają, ale ja też tak robię, nie ma co ukrywać.

- Co widzisz? – Aeiran usiadł obok mnie na kanapie, kiedy przyglądałam się miniaturce światów. Nieopodal Tenari przeglądał zawartość Szafy, a w mieszkaniu trwał tajfun, zwany dla niepoznaki „sprzątaniem”.
- Chyba powinnam przestać się zastanawiać nad zmianami w światach, jak radziła Renê – westchnęłam. – Tylko kręci mi się w głowie, kiedy próbuję rozróżnić, co było już wcześniej, a co przyszło dopiero niedawno.
Podałam mu puzderko, a sama sięgnęłam po herbatę, którą zaparzyła nam Chmurka. Była przeraźliwie mocna.
- Zerknij na górę, na Północ – powiedziałam niby to obojętnie.
- Na tę czarną plamę na samej granicy? – od razu zauważył. – Co to jest?
- To Wędrująca Ciemność – powiedziałam powoli. – Alternatywna, o zupełnie innych dziejach niż twoja. Miałam nadzieję, że tu nie dotrze.
- Nie potrafię wyobrazić sobie i n n e j Ciemności – pokręcił głową i zamknął puzderko. – Jeśli zamierzałaś mnie ostrzec, żebym się tam nie zbliżał, nie musisz się trudzić.
Parsknęłam śmiechem, w którym było trochę ulgi i trochę histerii, i przez to zakrztusiłam się herbatą. Tymczasem Ten-chan dorwał jakieś ocieplane pudełeczko, z którego wyciągnął naszyjnik z wielkim czerwonym motylem. Złapawszy go za tasiemkę, zaczął przyglądać mu się ciekawie, a po chwili wołać do nas mentalnie, że ta rzecz macha skrzydłami… Zanim podeszłam, dmuchnął na tego motyla – i nastąpiło zwarcie.
To było trochę jakby w herbaciarnię uderzył piorun, rozszedł się po ścianach i kablach – na szczęście nielicznych – a potem równie szybko wrócił do chmury… Znaczy, do naszyjnika. Tenari siedział w oszołomieniu, z włosami jeszcze bardziej sterczącymi, ale raczej nic mu się nie stało. Za to wszystkie lampy przestały nadawać się do użytku, podobnie jak moja nieszczęsna wieża i zapewne sprzęt kuchenny, ale to będę musiała jeszcze sprawdzić. Dopiero po sprzątnięciu mieszkania moja obsługa ma zamiar poszaleć w kuchni, więc nie ma co tam na razie wchodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz