9 IV

- Jesteś moim koszmarem, czy ja twoim? - zapytałam na widok Yori w swoim śnie.
- Tym razem wpadłam tylko przejazdem - spróbowała się uśmiechnąć, ale wyszło jej to jakby zjadła cytrynę. - Dzisiaj zamierzam być koszmarem Vanny-chan.
- A to coś nowego - zdziwiłam się. - Ale ona w tym momencie jest nieprzytomna. Czy w takim stanie ma się sny?
- Miewa się - przyznała. - Jak chcesz, możesz iść ze mną, sprawdzimy.
Powiedziawszy to po prostu wzięła mnie za rękę - i przeszłyśmy. Od razu widać założyła, że chcę.
Vanny śniła, owszem. Wyglądała jakby spała... Ale spać we śnie? Wisiała zwinięta w kłębek w dziwnej przestrzeni, w której latały drgające, jakby na wpół roztopione bańki, a w nich jakieś obrazy. Zastanawiałam się, gdzie to się właściwie znajduje - czy byłyśmy w jej umyśle, a te bańki to były rozproszone sny? Miałam ochotę zapytać Yori, ale nie zdążyłam, bo po prostu podeszła do mojej kuzynki, złapała ją za ramiona i mocno potrząsnęła.
Śpiąca otworzyła oczy ze zdziwieniem, sprawiając, że przestrzeń wokół nas zniknęła.
- Dlaczego...? - odezwała się. - Ale właściwie może to i lepiej. Może powinnam już się obudzić.
- No właśnie - potwierdziła Yori tonem zrzędliwej starej panny. - Bo słyszałam, że ktoś tu się gubi we własnych snach.
- Ciekawe, od kogo słyszałaś - Vanny rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie. Mogłam tylko rozłożyć ręce i pokręcić głową.
- Słyszałam od Kanashiego, który słyszał od Álmosa, który z kolei słyszał od T'Surith - wyjaśniła enigmatycznie, przy okazji zmieniając scenerię na swoją ulubioną, z kwitnącymi wiśniami - że zaproponowano ci Śnienie dla Omegi.
- Niczego mi nie zaproponowano! - obruszyła się moja kuzynka, materializując na sobie kimono i układając włosy w kok. - Najwyżej zasugerowano.
- Od sugestii się zawsze zaczyna. U mnie też się od sugestii zaczęło.
- Ale przed tobą nie stała perspektywa zmiany stylu i ubierania się wiesz jak - Vanny czym prędzej zmieniła kolory kimona na bardziej stonowane i wyśniła nam po czarce herbaty. Kiedy tylko usiadłyśmy pod jednym z drzew, płatki natychmiast zaczęły opadać, ot dla nastroju, jak przypuszczam.
- A jednak gubisz się we własnych snach - podjęła Yori. - Co jest, zatracasz granice między prawdą a własnymi lękami?
- Co jest złudą, a co jeszcze prawdą? - odparowała Vanny. - I nadal nie rozumiem. Odwiedziłaś mnie specjalnie dlatego? Tak się troszczysz?
- Sama wiesz, że nie jest nas aż tak wielu, jak mogłoby być. I niektórzy z nas mają spore pojęcie o tym, co się akurat dzieje w Śnieniu.
- I co, taka jedna sfrustrowana idiotka jak ja mogłaby naruszyć jakąś kruchą równowagę, czy coś? - na twarzy kuzynki zobaczyłam lekką konsternację. - Przecież nie wywołałam żadnego wiru w Śnieniu ani nic takiego.
- Nic a nic - pokiwała głową Yori, wpadając nagle w uspokajający ton. - Tobie by się zdecydowanie przydała rozmowa z moją sensei, wiesz?
- Już ma mi kto prawić pogadanki - westchnęła Vanny. - I to mądre pogadanki. To tylko ja jestem na nie za głupia.
- Dobra, dobra - Yori machnęła ręką. - Jeszcze cię dorwę, to ci obiecuję. A teraz się budź, bo Miya-chan chyba się martwi.
- Właśnie - mruknęłam. - Tamta uciekła w międzysferę, a Cykada narzeka, że zawaliłyśmy sprawę... Nie mam ochoty wysłuchiwać tego sama.
- Dzięki, wiesz? A coś poza tym się ciekawego wydarzyło?
- Zbudź się, a sama zobaczysz. Nie wydajesz się poważnie uszkodzona, skoro kontrolujesz swój sen, a za czarownicą chyba trzeba będzie gonić.
- Kimkolwiek jest, jeśli uciekła w międzysferę, powinnaś ją bez problemu znaleźć - zawyrokowała niewtajemniczona, ale zainteresowana Yori.
- Po co? - odezwała się beznamiętnie Vanny, zanim zanurzyła usta w herbacie. - Wystarczy pokręcić się trochę po tym świecie i znaleźć dziewczynę, która kiedyś się nią stanie.
Spojrzałyśmy na nią osłupiałe. Yori bez zrozumienia, ja zaś... Ze zrozumieniem. Bo w trakcie dyskusji z Konwalią doszłyśmy do właśnie takiego wniosku - że nasza przeciwniczka musiała cofnąć się w czasie. Choć nie obyło się bez pewnego "ale"...
- Skąd niby mamy wiedzieć gdzie jej szukać? Nie wiadomo, z jak odległej przyszłości pochodzi, może się jeszcze nie urodziła...
- Z tego, co mówiła, gdy tak na głos wspominała, wynika, że już - Vanny dalej mówiła dość nieobecnym głosem. - Trzeba ją odnaleźć i sprawić, żeby nigdy nie stała się taką czarownicą, z jaką walczyłyśmy.
- Jak zapobiec czemuś, czego przyczyny nie znamy?
- Czy dzika magia nie jest wystarczającą przyczyną? Ale na pewno ma jakieś motywy. Skoro nie władzę, to... Zemstę? Żal? Samotność? To może być wszystko.
- Słyszałam już o czymś w tym stylu - przypomniała sobie Yori. - O czarownicy, która przybyła z przyszłości i... Coś tam było dziwnego z jej mocą. I nazywała się Artemizja czy jakoś tak.
- Artemizja? - zadumałam się. - A to nie była ta królowa, która przeżyła swojego męża i przez resztę życia budowała mu mauzoleum?
- A, może. To ty się tutaj znasz.
- Tak czy inaczej - zwróciłam się do kuzynki, która też się zamyśliła i jakby... wspominała? - nie mamy pomysłu jak się do tego zabrać. Chcesz się wycofać z całego tego szaleństwa?
Pokręciła głową, ale jakoś niechętnie, a przestrzeń dokoła nas poszarzała.
- Więc zbudź się - nalegałam. - Vaneshka odprawiała nad tobą swoje anielsko-śpiewane zaklęcia chyba przez dwie godziny zanim orzekła, że nic strasznego ci nie dolega. Dlaczego tak się wykręcasz?
Westchnęła cicho i popatrzyła na mnie, wyraźnie gotowa coś powiedzieć... Ale wtedy Yori straciła cierpliwość i siłą wypchnęła nas ze snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz