8 IV

Dziwne, kiedy już dotarłyśmy, poczułam, że stało się to za szybko i bez odpowiedniej oprawy. A przecież podczas podróży się niecierpliwiłam...
Owszem, było duże miasto w chłodną wiosenną noc, ale nieznośnie ciche i puste, a przede wszystkim ciemne. Może mieszkańcy bali się czarownicy, a może odcięła zasilanie, wszystkiego się można było spodziewać. Według Konwalii miała się znajdować na ostatnim piętrze wysokiego budynku wyglądającego na biurowiec - ku mojemu zdziwieniu miasto prezentowało się dość współcześnie. Zasilanie rzeczywiście nie działało, więc Cykada stworzyła wokół nas przezroczystą osłonę, która uniosła cała naszą piątkę w powietrze.
- Nie podoba mi się to wszystko - kręciła głową Vanny. - Dlaczego potężna czarownica kryje się w opustoszałym budynku jak wyrzutek? Dlaczego nie wśród świateł, muzyki i rozradowanych tłumów?
- A kto powiedział, że mają się czym radować? - prychnęła drwiąco Cykada.
- Niby nikt, ale... To wszystko nie pasuje! Dowodzi tylko, że ona jest już niereformowalna!
- Przyznaj się, że po prostu miałaś ochotę na efekty specjalne - uśmiechnęłam się krzywo. - Na wjazd karetą w tłum i powódź kolorów, i dokonanie zamachu stanu.
- Takie próby zamachów zazwyczaj nie kończą się za dobrze - fuknęła Vanny, ale rzeczywiście wyglądała na rozżaloną.
Vaneshka przysłuchiwała się nam ze zdziwieniem, Cykada z politowaniem i jedynie Konwalia sprawiała wrażenie, że choć trochę rozumie nasze podejście. Na twarzy miała nieodgadniony uśmiech i pisała coś nieprzerwanie.

- Nie pragnę władzy - usłyszałyśmy na powitanie.
Zdziwiło nas to trochę - wychodziło na to, że nas podsłuchała albo czytała, a to znaczyło, że wiedziała o naszym wtargnięciu. Ciekawe, że nie zrobiła nic, by dać nam to do zrozumienia lub zatrzymać - wolała najpierw sprawdzić, cośmy za jedne?
Miała zielone oczy i ostre rysy twarzy, nie była pięknością, a może tylko dziwny wzór pokrywający jej czoło nadawał jej wygląd groźniejszej niż w rzeczywistości. Długie białe włosy kontrastowały z czarnymi błoniastymi skrzydłami... Skrzydłami? Czarownice chyba się nie spodziewały takiego dodatku, zwłaszcza Konwalia wyglądała na zszokowaną.
- Jeśli nie pragniesz władzy, przyłącz się do nas - zaproponowała wreszcie, gdy już odzyskała oddech. - Przybądź na wyspę, gdzie nauczysz się harmonii ze swoją mocą.
- Co za głupoty wygadujesz - w głosie Cykady słychać było zarazem rozdrażnienie i ironię. - Nie widzisz, że ta... istota jest już w pełni opanowana przez magię? Jakby używała jej przez lata... Przez wieki!
- Przez wieki - białowłosa czarownica wypowiedziała te słowa jakby z rozmarzeniem. - To prawda, że wieki potrafią sporo zmienić. Pamiętam to miejsce takim, jakie jest teraz. I pamiętam stertę gruzów, jaką zobaczyłam będąc tu poprzednim razem.
- I jeszcze w dodatku szalona - zawyrokowała Cykada. Tamta nagle wbiła w nią przeszywające spojrzenie, które po chwili przeniosła na Konwalię.
- Och, ale wy się nic nie zmienicie - uśmiechnęła się lekko. - Najwyraźniej więc nie mogę teraz użyć moich czarów przeciw wam. Nie tak, jak bym chciała.
- A więc jednak chodzi o moc - szepnęła Konwalia. - Co tobą powoduje, chęć zdobycia większej potęgi?
- Moja potęga jest największa - pokręciła głową białowłosa. - A władza zawsze w końcu staje się nudna, nawet jeśli zdobyło się ją drogą pasji i buntu. Nie, myślę, że po prostu zabiorę resztę wspomnień tych, o których mi chodzi i wrócę, skąd przybyłam.
- I co potem? - zapytała Vaneshka, która przez cały czas trzymała się raczej z tyłu. Ja zresztą nie byłam lepsza.
- Zachowam je tam, gdzie nikt ich nie dostanie... Aby móc zniszczyć ten świat i stworzyć go na nowo.
- To szaleństwo!! - krzyknęła Konwalia. - Nie możesz s t w o r z y ć świata! Nikt nie ma takiej mocy, a już na pewno nie pojedyncza osoba!!
Tamta tylko uśmiechnęła się z zadowoleniem i nagle otoczyła ją poświata mocy. Niby słabo widoczna, a jednak... Przytłaczająca. Mnie samej przede wszystkim zrobiło się gorąco, ale już Vanny się zachwiała, a Konwalię, która stała najbliżej białowłosej, po prostu odrzuciło w tył.
- Nie pozwolę ci na takie zadufanie - rzekła Cykada (nie mogąc znieść konkurencji?). - Zanim zdążysz zrobić choć krok, one zamkną cię w krypcie i wystrzelą w niebo!
Łatwo się domyślić, że wskazała przy tym głównie na Vanny i na mnie... Minę musiałam mieć nieziemską, zwłaszcza jeśli założyć, że byłam równie osłupiała jak kuzynka (a może mniej). Kiedy na nią spojrzałam, musiałam się uszczypnąć, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Czyś ty zupełnie oszalała?! - wykrztusiła Vanny. - Skąd my ci niby teraz wytrzaśniemy kryptę?!
- Skoro to ty podsunęłaś ten pomysł, powinnaś była o to zadbać - odparła niewzruszona czarownica.
- Niczego nie podsuwałam!! Poza tym to wasza wyprawa, można by więc pomyśleć, że powinnyście mieć jakiś plan awaryjny!
- Po to byłyśmy wam potrzebne? - zwróciłam się do Konwalii. - Żeby odwalić całą czarną robotę, podczas gdy wy będziecie się przyglądać?
- Nie szkoliłyśmy się nigdy do walki! - wyjaśniła z rozpaczą w głosie. - Nie do takiej walki, nigdy tego nie potrzebowałyśmy! Tylko Piąta była...
- Dość - jedno słowo białowłosej rozbrzmiało nam w uszach i zatrzęsło całym budynkiem, a może tylko nam się tak wydawało. Ale kiedy jeszcze bardziej zajaśniała mocą i rzuciła nami o ściany, to już nie było żadne złudzenie. Podobnie jak towarzyszący temu delikatny dźwięk dzwoneczków Cykady.
- No i będzie miała szczęście, wiedźma - syknęła, zbierając się z podłogi i przesuwając w stronę Szóstej. Ciekawe, dlaczego nie wzięła pod uwagę, że równie dobrze może to być nasze szczęście.
- Nie leż tak, tylko zajrzyj do swoich zwojów - rozkazała. - Musi tam być choćby jakaś wskazówka!
- Gdyby była, wiedziałabym o tym - zauważyła Konwalia. - Ja te zwoje zapisuję, pamiętasz?!
Nie zauważyły, że przeciwniczka podeszła bliżej. Korzystając z okazji, spróbowałam sięgnąć do międzysfery i wyciągnąć Grievance, co udało mi się nie bez wysiłku. Nie żebym miała się zaraz na nią rzucić z mieczem, ale na wszelki wypadek...
- Tak, wasze kłótnie też pamiętam - powiedziała białowłosa, a wyraz jej twarzy na moment stał się bardziej ludzki. - Tak samo jak waszą towarzyszkę w czerni, która ścięła głowę Keirroyowi. Ale tamtych - jej rysy znów stwardniały, gdy na nas spojrzała - nie pamiętam.
Uczyniła jakiś gest, tworząc kilka wielkich ostrzy z kryształu, które pomknęły w naszą stronę. Nie powiem, często widywałam podobne efekty czarów. Ale chyba nigdy nie spotkałam się z takim rodzajem magii - jakby składało się na nią kilka różnych mocy. A może jednak się spotkałam? Coś mi się tłukło po głowie, ale nie miałam czasu tego uchwycić, bo musiałam się sprężać, robiąc uniki.
- Otwórz swój portal gdzieś w pustkę! - zawołała do mnie Cykada, która wreszcie zdobyła się na coś konkretnego. - Postaram się ją wtedy spętać i zamknąć tam na zawsze, ale ktoś musi ją osłabić!
To mogło mieć sens, ale potrzebowałam trochę czasu. Nie mogłam tak po prostu wypuścić jej w międzysferę, trzeba było stworzyć coś... Oczywiście nie tak skomplikowanego jak Blue Haven, ale nawet taka mała, pusta przestrzeń wymagała odrobiny wysiłku. Co nie było wykonalne póki czarownica atakowała.
Aż w którymś momencie Vanny zebrała całą swoją energię - tak to przynajmniej wyglądało - i cisnęła nią w przeciwniczkę. Tamta rozłożyła ręce i rozpięła osłonę, ale im więcej moja kuzynka czerpała, tym bardziej drgała ta bariera. Do tego jeszcze zerwał się wiart... Otworzyłam więc portal, za którym mogłam w miarę spokojnie zacząć tkać nową przestrzeń.
Ale stało się coś dziwnego - Moc zebrana wokół Vanny nagle zniknęła, a ona sama popatrzyła na swoje dłonie ze zdumieniem i jakby zmęczeniem. A potem jej spojrzenie uciekło w tył i osunęła się na podłogę.
Krzyknęłam coś - może jakieś słowo, a może był to po prostu okrzyk przestrachu - i skoczyłam w jej kierunku. Wbiłam Grievance w podłogę, otaczając nas ścianą lodu zanim czarownica rzuciła w naszą stronę kolejne ofensywne zaklęcie. Lód pękł, ale czar nas nie dosięgnął. Za to białowłosa syknęła coś nierozumiałego... I po prostu wskoczyła w ten portal, który zostawiłam niedokończony.
A Cykada go zamknęła.
- Cóż, udało się - powiedziała beztrosko, okładając go dodatkowo jakimiś pieczęciami.
- Nic się nie udało - parsknęłam histerycznym śmiechem. - Z taką siłą na pewno przebiła się już do międzysfery... Teraz może być wszędzie!
- Wszędzie, ale nie tu - wzruszyła ramionami Siódma. - Już nie wróci, żeby zniszczyć nasz świat.
- To nie jest takie proste - pokręciła głową Konwalia. Pieśniarka natomiast podeszła do nas chwiejnym krokiem i spojrzała na Vanny, leżącą jak bezwładna lalka. Uniosła nad nią dłonie i zaczęła cicho śpiewać - nie jestem pewna czy to miał być jakiś rodzaj uzdrawiania - a na jej twarzy malował się lęk i troska, przemieszane z... Poczuciem winy?
Nie byłam na razie pewna, co o tym wszystkim sądzić, ale przynajmniej mogłam schować miecz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz