*

People say I need a new direction
People say that i won't last
People change opinions with their dresses
I have learned how to protect
I don't need to run for cover
Always feel like I am home
I don't care what people think
It's just because I like the skin I'm in
Come what may, my love is true
It's double shelter when I'm with you
Can't deny, you're scared of their reaction
Just understand what's on my mind
My only fear is love won't last forever
Come over here and look me in the eye
You don't need to run for cover
Make you feel like you are home
I don't care what they might think
Can't leave you, can't leave the skin I'm in
Come what may, you must be true
We stick together, cause I'm in you
You see, people can do you no harm
Do you feel the way I feel safe in your arms?


Sandra

- Nie, dziękuję - powiedział zdecydowanie Ketris.
- Życie sobie utrudniasz - zdziwiłam się. - Chcesz czekać, aż znajdziemy kogoś innego, kto może zdjąć klątwę? A jak myślisz, ile to może zająć?
- Trudno - uparł się. - Potrafię grać z zamkniętymi oczami, o resztę nie mam się co martwić. Gdybym postanowił zaryzykować, że przy okazji cofnie mnie w rozwoju, dopiero bym się stresował.
- Mówisz o nim jakby pierwszy raz dostał do rąk moc władania czasem i jeszcze nie wiedział jak jej używać.
- A ty go bronisz - odpalił bard.
- Tak samo jak wcześniej broniłam przed nim ciebie - westchnęłam. I dopiero teraz Ketris dał się ponieść emocjom.
- Kiedy mnie broniłaś?! - zawołał. - Chyba bardzo się starałaś, żebym tego nie słyszał, co? Dobra, może sobie utrudniam życie, ale to dlatego, że nigdy nie potrafiłem go sobie ułatwiać. Więc nie patrz jak się męczę, tylko ukryj się gdzieś, gdzie nie będziesz musiała nikogo przed nikim tłumaczyć!
Uderzył mocno pięścią w stół i syknął z bólu. To go trochę ostudziło i następne słowa były już spokojniejsze:
- Przepraszam. Skoro jeszcze sobie stąd nie poszłaś, to znaczy, że też lubisz sobie utrudniać życie... Ale ja nie chcę mieć u Aeirana żadnego długu.
- Nie będziesz miał. Wyrównacie rachunki, będziecie kwita.
- Ale ja nie chcę mu nic zawdzięczać, rozumiesz? Tak samo jak on nie chce nic zawdzięczać mnie. Na pewno dobrze wiedział, że tak zareaguję i dlatego złożył taką propozycję.
No, no. Co za logika. Z trudem powstrzymałam nagły atak śmiechu.
- Pod pewnymi względami jesteście do siebie niezwykle podobni - wykrztusiłam.
- Co takiego?! - wybuchnął znowu, na co i ja już nie wytrzymałam i zaczęłam chichotać. Na szczęście nie obraził się na amen... A jednak w głębi duszy zastanawiałam się nad tą niechcianą wdzięcznością. Jasne, że Aeiran może czuć podobnie jak Ketris. A z drugiej strony... Może po prostu jest zły na siebie za to jak się wtedy, dawno temu, zachował? A czy to ma teraz jakieś znaczenie? Cóż, chyba nie będę mu znowu mówić, że "to już przeszłość"...

- No, już! - Vanny stanowczo próbowała ściągnąć Ivy z łóżka. - Pora się trochę poruszać!
- Ale ja się nigdy wcześniej nie ruszałam... - wyjąkała biedaczka.
- Właśnie dlatego czas zacząć - tyrańska rehabilitantka była nieustępliwa. - Nie możesz przecież całej swojej egzystencji przeleżeć! Śmiało, popatrz na swój świat!
- NIE!! - krzyknęła rozpaczliwie opiekunka D'athúil. - Nie chcę patrzeć jak marnieje... Nie zniosłabym tego - rozpłakała się. Po swojemu, niezdarnie.
- A to nieładnie, że na własną krainę nie chcesz spojrzeć - stanęłam w drzwiach. - Jeśli zawsze się tak zachowywałaś, nic dziwnego, że cię w końcu odcięło.
Ivy zamilkła na chwilę. Patrzyła na mnie z lekko otwartymi ustami, połykając łzy.
- Właśnie, odcięło mnie! - podjęła. - Nie mogę już czuć tego, co czuje całe D'athúil i źle mi z tym, rozumiecie? Nie... Nie rozumiecie. Jesteście postronni, możecie sobie chodzić po tej ziemi, ale nie wyczujecie jej cierpienia. Nikomu się to nie uda.
- Trochę przesadzasz - stwierdził Ketris, którego oczywiście przyprowadziłam ze sobą. - Mieszkańcy krainy też są jej częścią. Miejsca często sporo zawdzięczają ludziom...
- Jak kraina może coś zawdzięczać ludziom?! - oburzyła się Ivy. - Jak, skoro istniała na długo przed ludźmi?! Góry, morze, drzewa - wszystko to już było, zanim oni się pojawili! Co więc mogą wiedzieć?
- Chyba mało wiesz o istotach materialnych... Poniekąd - prychnęła Vanny. - Kochają miejsca, z których pochodzą i potrafią zrobić dla nich wiele dobrego. A z drugiej strony potrafią tez je niszczyć...
Jasnowłosa spojrzała na nią z niedowierzaniem, ale i z pewnym zaciekawieniem. Chyba że po prostu mimiki też jeszcze nie opanowała.
- Tu jest jakiś brak konsekwencji - powiedziała powoli. - Jeśli kochają, to dlaczego krzywdzą?
- Bo niektórzy zapomnieli o uczuciach - mruknęła Vanny. - I nawet już nie wiedzą, kiedy krzywdzą. Mieszkam wśród takich, więc wiem.
- Niewiarygodne... Niewiarygodne - Ivy pokręciła głową. - Gdyby coś takiego przydarzyło się D'athúil, nie wahałabym się. Poprosiłabym Naturę o wymierzenie kary. Wzywałabym do buntu przeciw ludziom.
- A co, jeśli tam już prawie nie ma Natury? - zapytałam nie bez przekory. - Nie lepiej wtedy zdecydować się na ludzkie życie, żeby móc dotrzeć do innych ludzi i przemówić im do rozumu?
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy; na jej twarzy widać było szok i... Pogardę?
Tak, to mogła być pogarda...
- Na ludzkie... To znaczy, zdradzić swoje powołanie? - wyszeptała. - Przecież ziemia bez flénn'atha jest ciałem bez duszy, jak...
- Jak D'athúil - wtrącił Ketris. - Ale czekajcie, chyba nie trzeba zrywać tej więzi? Przecież Clayd nie zerwał?
- Nie zerwał? - podchwyciła Ivy ze zgrozą. - W takim razie po co stał się człowiekiem, skoro mógł nadal być częścią...?
- ...Althenos - podpowiedziała Vanny. - Nie słyszałaś, co Miya mówiła? - przypomniała z lekkim zniecierpliwieniem. - Żeby dotrzeć do ludzi, poznać ich... Nie rozumiem; żyjemy, osiągamy cele, kochamy, cierpimy, a ty na nas patrzysz jak na bezduszne lalki.
- A ty nawet nie jesteś człowiekiem - wytknęła jej jasnowłosa.
- No to co? Też mam swoje wartości w życiu. Też mam uczucia. Mam dwa domy i krążę między nimi, a jakoś nikt mi nie wmawia, że jestem zdrajczynią.
- A gdyby jeden z tych domów... na przykład spłonął - zamyśliła się Ivy - podczas gdy ty byłabyś w drugim?
- To nie byłaby moja wina... Chyba że sama bym go podpaliła.
- A gdyby ktoś cię zmusił do wyboru między... tym celem do osiągnięcia a... a uczuciem?!
- Ciekawe, że pyta o to ktoś, kto nie zna się na ludzkich uczuciach - stwierdziła Vanny niby spokojnie, a jednak nagle jakoś skuliła się w sobie, stając się mała i bezbronna... Ruszyła do drzwi lunatycznym krokiem.
- A ty dokąd? - odsunęłam się żeby ją przepuścić. - Chyba nie wzięłaś sobie do serca tych jej wywodów?
Zwróciła ku mnie twarz ze słabym uśmiechem, ale spojrzeniem uciekła gdzieś w bok.
- Idę się położyć - powiedziała. - Kiedy ja ostatnio spałam...
Wyszła z pokoju tak szybko jakby w nim coś straszyło... No, to w gruncie rzeczy dobre określenie.
- To jak, Ivy - zaczęłam, obserwując z dziwną przyjemnością jak się krzywi na dźwięk tego imienia. - Kiedy Clayd wróci, wytkniesz mu, że jest zdrajcą, bo zamiast siedzieć u siebie, pomaga tobie?
Tym razem ona wyglądała jakby właśnie dostała w twarz.
- Ale ja przecież o nic... nie prosiłam... - wyjąkała. - Jak możesz być taka okrutna?
- Ja, okrutna? - zdziwiłam się. - A zresztą, może i okrutna. Jestem demonem i mam prawo być okrutna. Jeśli nie chcesz tego słuchać, to może się prześpij? To ci dotąd wychodziło najlepiej.
Pociągnęłam Ketrisa za rękę, chcąc opuścić pokój, ale spokojnie ją uwolnił.
- Ty też może się prześpij - zasugerował. - I uspokój przy okazji. Dlaczego musisz się denerwować w czyimś imieniu?
- Pewnie dlatego - mruknęłam - że jakoś nie mam ochoty denerwować się we własnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz