*

Usiedliśmy wszyscy przy stole. To znaczy, dziewczyna "Ciepła Pieszczota Słońca w Czasie Burzy" twardo odsypiała - przynajmniej już oddychała i nie była taka blada - za to Ketris był już wypoczęty.
- No to od czego zaczynamy? - zapytał raźno.
- Od ciebie, kotuś - odpowiedziałam z uśmiechem jakiego nie powstydziłaby się Xemedi-san. - Nie widzieliśmy się szmat czasu, więc pewnie masz nam co opowiedzieć. Co się z tobą działo po tym jak zniknąłeś?
- Właśnie, że najpierw nic - westchnął. - Miałem przerwę w życiorysie, nie wiem jak długą. A potem nagle spadłem tutaj, do D'athúil.
- Tak się nazywa ten świat?
- Ta kraina - sprostował. - Wiesz, że to od niej się zaczęło zasiedlanie tego świata? Dawno temu ludzie uważali, że to jedyny ląd jaki istnieje, aż w końcu śmiałkowie zaczęli się wyprawiać za Krawędź Świata i wracać z rewelacjami...
- Widzę, że jesteś już nieźle obeznany - roześmiałam się. - Czyżby to był ten twój wymarzony, spokojny świat?
- Być może... Dopóki tamci dwoje nie uruchomili domu u podnóża gór.
- Nie uruchomili? Co masz na myśli? - zainteresowała się Vanny.
- Choćby to, że tylko oni tam weszli i wyszli - wyjaśnił. - Mówiono, że od kiedy zleciał tutaj z nieba, nikt, kto się tam wybrał, nie powrócił. Ale potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Łagodnie mówiąc.
- Dom spadł z nieba - mruknęłam. - A nie przygniótł przypadkiem żadnej czarownicy w czerwonych trzewikach?
- Co?
- Nic, nic. Tylko co rusz natrafiamy na jakieś dziwne, puste domy... Dobrze, że przynajmniej tu jest wygodnie, nie tak jak w tym nad morzem.
- W domu nad morzem? - gdyby Ketris mógł otworzyć oczy, pewnie przypominałyby teraz dwa talerzyki. - Byliście w domu na Krawędzi Świata?
- W sumie sami się temu dziwimy, bo mogliśmy od razu zatrzymać się w mieście - prychnęłam. - A tam ciemno, pusto, melancholijnie...
- Nie o to pytam. Jak go otworzyliście?!
- Czy jest coś niezwykłego w naciśnięciu klamki, że tak się dziwisz, dźwiękmistrzu? - zapytał Aeiran. Na to z Ketrisa jakby uszło powietrze. Zwisał z krzesła jak porzucone ubranie.
- No jasne - jęknął. - Któż inny byłby do tego zdolny?
- Do czego?
- Do rzucenia wyzwania bóstwom tego świata! - bard zachichotał histerycznie. - Nawet o tym nie wiedząc!
- Trudno - odparł Aeiran beznamiętnie. - Nie to jest teraz ważne.
- Właśnie, opowiedz o tych dziwnych rzeczach! - dołączyła się Vanny.
- Najpierw z domu pod skałami zaczęły dochodzić dziwne odgłosy - Ketris wyprostował się i przeczesał włosy palcami. - A potem zaczęli z niego wychodzić sztuczni ludzie. Wdzierali się do miasta, nie zważając na nic. Mieszkańcy próbowali ich przepędzić, na co tamci odpowiedzieli ogniem... Więcej nie wiem, bo w którymś momencie spotkałem tę władczynię umysłów i zabrała mnie ze sobą. Wprowadziła mnie w jakieś otępienie, niewiele pamiętam.
- Jaki chcieli zrobić użytek z twojej muzyki? - zastanawiałam się głośno. - I z tej dziewczyny?
- A czy to naprawdę ważne? - syknął milczący dotąd Clayd. - Nie wystarczy sam fakt, że to miejsce odziera ze wszystkiego czym się jest?!
- Ja tam nie czuję się niczego pozbawiony - wzruszył ramionami Ketris.
- W przeciwieństwie do tej, która teraz śpi w pokoju - powiedział Aeiran z namysłem. - Czy ona też jest Khai'rise Naen? - zwrócił się do Clayda.
- Odpowiem jak mi wyjaśnisz co to, do cholery, znaczy.
- Niezły jesteś, wiesz? - omal nie zakrztusiłam się herbatą, co przypomniało Vanny, że jeszcze nie zaczęła pić swojej. - Aeiran cię tak tytułuje od ponad roku i dopiero teraz pytasz? Coś w rodzaju "w jedności z ziemią", a może "z miejscem", trudno to dosłownie przetumaczyć. Przynajmniej mi trudno - roześmiałam się.
- No cóż. W takim razie już nie jest - Clayd wyglądał w tej chwili na bardzo zmęczonego. - Jest zupełnie odcięta od... D'athúil? Tak to się nazywa?
- Sam niedawno mówiłeś, że nie można przeciąć więzi ducha opiekuńczego z jego krainą.
- Nie można też stworzyć mu ludzkiego ciała, i co? - uśmiechnął się drwiąco. - Najwyraźniej ta mała Ivy jest następnym po mnie niechlubnym wyjątkiem. Tyle że ona wcale się z tego nie cieszy.
- A myślisz, że się ucieszy z tak drastycznego skracania jej imienia, czy raczej tytułu?
- Jakby mnie ktoś tak wymyślnie tytułował, chyba bym się pochlastał - prychnął. - W każdym razie... Z jak wielką siłą mamy do czynienia? Co było zdolne pozbawić małą jej powinności i na dodatek wpakować ją w ludzkie ciało?
- Ty też masz całkiem ludzkie - uśmiechnęła się ciepło Vanny. Nawet nie zwrócił uwagi na ten uśmiech, co zwykle mu się nie zdarzało.
- Jest pewna różnica między moją a jej sytuacją - machnął ręką. - Jak między zamówieniem sobie stroju na miarę a wybraniem czegoś bez zastanowienia w szmateksie.
- Sugerujesz, że zajęła ciało kogoś umierającego? - wyjąkałam. - Tak jak to robią Wysłannicy?
- Niedokładnie. Oni trafiają do ciał dzieci i oswajają się z nimi podczas dorastania. Przyspieszonego, ale jednak. A Ivy nie wie jak się to cholerstwo obsługuje. Nie widziałaś, że ona nawet nie umie porządnie płakać?
- Whatever - Vanny dopiła herbatę i podniosła się z krzesła. - Co dalej robimy? Zwiewamy?
- Znajdujemy tamtych dwoje - odpowiedział stanowczo Ketris - i grzecznie pytamy, o co w tym wszystkim chodzi.
- Mogłeś spytać, kiedy miałeś okazję - zauważyła. - Czemu tego nie zrobiłeś?
- Myślisz, że nie próbowałem? Może jak zobaczą większe towarzystwo, będą milsi.
- Nie ma jak zasłaniać się silniejszymi, prawda? - rzucił Aeiran w przestrzeń, a ja poczułam nagłą ochotę by coś ścisnąć i udusić. Ale zamiast tego po prostu wyciągnęłam go z kuchni, żeby stracił Ketrisa z oczu. Zaaferowany Clayd też wyszedł i bard został w kuchni z Vanny.
- Ciebie dotąd nie znałem - usłyszałam jeszcze jego głos. - Opowiesz mi trochę o sobie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz