*

Wyciągnęłam Aeirana z domu, chociaż widok przygaszonego miasta nie nastrajał mnie zbyt optymistycznie.
- Czy ty naprawdę musisz się tak zachowywać względem Ketrisa? - zapytałam z westchnieniem.
- Jeśli zrobię się dla niego miły, to będzie obłuda - odpowiedział, nie patrząc na mnie. Zamyślił się na chwilę, a potem skierował się tam, gdzie stały nasze konie.
- Możnaby pomyśleć, że po całkiem szczęśliwym zakończeniu powinno ci przejść - nie dawałam mu spokoju. - Obu wam powinno przejść. W czym więc rzecz?
- Może w tym - przystanął na moment - że są chwile kiedy tamto wraca. We wspomnieniach.
- I co wam przyjdzie z rozpamiętywania? - prychnęłam. - Tamte chwile już nie wrócą n a p r a w d ę. To przeszłość.
- Dziwne, że słyszę to akurat od ciebie - odezwał się zmęczonym głosem i poszedł po No Doubta. Znalazłszy się w siodle, podjechał bliżej mnie.
- Powiedz mu, że kiedy wrócę, mogę spróbować cofnąć tę klątwę. O ile nie będzie się bał, że przypadkiem cofnę coś jeszcze.
- Czyli kiedy?
- Wrócę, kiedy wrócę - zdobył się na uśmiech. - Ale nie martw się, nie zabawię tam długo.
- Gdzie? - spytałam dość drętwym głosem, bo coś mi przyszło do głowy. - Jedziesz do tego domu nad morzem?
Gdy skinął głową, dostrzegłam w jego wyrazie twarzy... Zaintrygowanie? U tego, który dopiero co beznamiętnie mówił "Trudno"?
- Nawet nie wiesz, po co! Trzeba było chociaż dopytać Ketrisa, o co chodzi z tą Krawędzią Świata!
- A co za różnica? - Aeiran wyraźnie próbował się nie roześmiać. - Głowę dam, że właśnie tego się po mnie spodziewał.
Na chwilę dotknął dłonią mojego policzka i odjechał, zanim zdążyłam tę dłoń chwycić - zatrzymać. Do licha, przecież tam nocowaliśmy i nic się nie stało, dopiero po tych niejasnych słowach Ketrisa zaczęło mnie mrozić gdzieś wewnątrz! Nie bądź strachliwa, Miya, nie bądź, wszystko będzie OK...
Swoją drogą, Aeiran miał trochę racji. Że akurat ja wyjechałam z tą przeszłością. Ja, która tak się lubuję w wyciąganiu wspomnień na światło dzienne i rozpamiętywaniu.

- Czy to twój nowy flénn, czy jak? - zajrzałam do pokoju, w którym spała Ivy i nie pomyliłam się; siedział przy niej Clayd.
- A co ty byś robiła na moim miejscu? - zapytał. Chyba nigdy nie widziałam go aż tak poważnego.
- Śpiące Królewny mają to do siebie, że budzi się je pocałunkiem - zauważyłam.
- Czego ty ode mnie chcesz, Miya? - naprawdę, pierwszy raz nasza rozmowa przebiegała w taki sposób.
- Słuchaj, gdzieś tam rozmaite światy teraz może kończą istnienie. A inne je zaczynają - powiedziałam sucho. - Czym jest więc zamieranie jednej krainy? Zresztą są tu jakieś bóstwa, niech one sobie radzą z tym problemem.
- Mówisz tak, bo zamiast osiąść w jakimś konkretnym świecie, tkwisz między wymiarami - wytknął mi. - A co ma powiedzieć Ivy, której jedyny dom - jedyne do tej pory ciało - jest niemal martwe?
- Pomyśl raczej, czy nie powiedziałaby tego samego o Althenos - odparowałam i wyszłam, zamykając drzwi.
Idąc korytarzem ofukiwałam się z góry na dół. Też coś, mnie też żal dziewczyny, a temu, że Clayd się wczuł w jej sytuację, nie ma się co dziwić... Dlaczego więc się na niego zdenerwowałam? Lepiej nie wracać do Vanny i Ketrisa, bo jeszcze im też nagadam...
Kręciłam się o domu bez celu, kiedy usłyszałam dudniące kroki. Dochodziły z zewnątrz i słychać je było coraz lepiej. Ostrożnie wyjrzałam przez okno - ulicą maszerował oddział jednakowych humanoidalnych osobników. Szli równym krokiem, nie oglądając się na boki... A ich twarze połyskiwały metalicznie.
Jak to Ketris mówił? Wyszli z domu pełnego maszyn?
Nie było rady, wpadłam jak burza do kuchni, gdzie siedzieli bard i moja kuzynka.
- Udajemy, że nas nie ma - rzuciłam szybko.
- Jak niby? - zapytał Ketris. - Coś się dzieje?
- Cicho, bo idą! - syknęłam i już tylko rękami dałam znak żeby milczeli. Vanny cicho, na palcach podeszła do okna, ale jej też nie zauważyli. A może nie zwracali uwagi? Odgłos marszu trwał chwilę i stopniowo cichł, aż wreszcie zapanowała cisza.
- Co to jest, patrol?! - zdenerwowałam się.
- Chyba nie zamierzali wchodzić do domów - stwierdził Ketris. - Ciekawe, co by było, gdyby kogoś z nas odkryli...
- Trzeba było wyjść na dwór i to sprawdzić. Naprawdę mamy dwa wyjścia, zniknąć stąd albo dowiedzieć się, co jest grane...
- Maszyny powstają przeciw ludziom? - zadumała się Vanny. - Jakby znajomy motyw.
- No dobra - uśmiechnęłam się do niej dość złowieszczo. - Która z nas wybierze się szukać sprawców zamieszania, a która zostaje pilnować Ketrisa?
- Jakby mnie trzeba było pilnować - obruszył się zainteresowany. - Przecież nie będę się przewracał o meble!
- Fakt, o ile będziesz tu siedział bez ruchu - prychnęłam. - To jak myślisz, Vanny?
- Myślę, że możecie obie zostać w domu - usłyszałyśmy od drzwi. - Jeśli macie bez efektów roztrząsać kwestię podziału obowiązków, ja mogę się wybrać.
- Co cię nagle ruszyło? - zdziwiłam się. Clayd spojrzał na mnie wyzywająco.
- Poczułem się sprowokowany - powiedział. - Ketris, jak zidentyfikować tamtych dwoje?
- Po tym, że będą jedynymi żywymi osobami w okolicy. Oprócz nas - roześmiał się bard. Na szczęście jednak pamiętał jak oboje wyglądają, więc parę informacji dla porządku podał.
- No to ruszam i biorę Rob Roya. I mam nadzieję, że ktoś się zajmie Ivy, skoro Ketrisem nie trzeba.
- A użeraj się z tym furiatem - mruknęła Vanny. - A twoja podopieczna będzie miała kogoś przy sobie, gdy się znów obudzi. O to się nie martw.
Powiedziawszy to wstała i wyszła z kuchni. Clayd zaś opuścił dom, trzaskając głośno drzwiami.
- Dlaczego w głosie Vanille było takie zniechęcenie? - zainteresował się Ketris.
Miałam ochotę poradzić mu, żeby ją samą o to spytał, skoro jest ciekaw. Ale coś mnie powstrzymało.
- Może jest zmęczona - wzruszyłam ramionami i usiadłam obok niego. - No cóż, teraz chyba ty będziesz musiał się opiekować nami.
- ?
- Bo jesteś teraz jedynym mężczyzną w tym domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz