21 I

- Czy gdybym wyprawiła się na wędrówkę po tych światach - zamyśliła Satsuki - mogłabym w jakimś odnaleźć koniec którejś z moich opowieści? Nie ma jak się wplątać w coś bez widoku na zakończenie...
- Mnie to mówisz - westchnęłam. - Ale tu raczej nie masz co szukać. Światy na końcu alei nie mają połączenia z międzysferą, z żadną inną domeną... Tylko ze sobą nawzajem. Czy twoje opowieści mogłyby się tam przedostać?
- Jeśli nie, to mogę od nich dla odmiany uciec na trochę - wzruszyła ramionami. - Ale jak w takim razie trafiałaś stamtąd do domu?
- Podążając dokładnie w drugą stronę.
- Co to znaczy? - Vanny zapatrzyła się na migoczące przed nami portale.
- Z każdego takiego świata można wyjść albo tam, skąd się przybyło - zaczął wyjaśniać Aeiran - albo trafić do innego, zupełnie losowego.
- Ale jeśli się przemierzy kilka takich światów - dodałam - pamięta się tę trasę i można nią wrócić aż do samej alei. Przynajmniej ja tak pamiętałam.
- Skoro chcecie bawić się w turystów, lepiej się nie oddalajcie - wyraz twarzy Aeirana dokładnie wskazywał na to, co też on myśli o takiej zabawie.
- Czyli wchodzimy w taki portal, który się dopiero otworzy - załapała moja siostra. - Żeby się nie zamknął za szybko i żeby ktoś z nas nie został w tyle... Furia, rozumiesz?
- Rob Roy, rozumiesz?
- A tylko spróbuj się odezwać - kłapnęła na mnie zębami Nindë, jakbym w ogóle zamierzała coś jej powiedzieć.

Wylądowaliśmy na wyspie. Malutkiej, piaszczystej, z kilkoma palmami. A dokoła nieskończone morze, szumiące jakąś swoją pieśń. Dziwnie melancholijna była, może ktoś tu w pobliżu utonął?
- Nikt nie utonął - odpowiedział Clayd, kiedy wyraziłam tę myśl na głos. - Ktoś tu kogoś zabił. I to chyba bardzo niedawno.
- Nawiedzona wyspa, fajnie - skomentowała Satsuki. - A nie możemy się przenieść gdzieś, gdzie jest trochę bardziej sucho?
- Bardziej sucho czy bardziej żywo? - zapytała słodko Vanny.
- A myślisz, że się duchów boję?
Też coś. Ledwo trafiliśmy w miejsce, z którego mogłabym godzinami patrzeć na morze, już się zbieramy... Ale właśnie zachodziło słońce i ktokolwiek nie chciał tu dłużej być, musiał poczekać aż pozachwycam się widokiem.
- Pamiętaj, siostro, że będziemy tędy wracać - nie darowałam sobie na koniec.

Tu z kolei było dość normalnie. Przynajmniej na dole. Niskie, kolorowe domki, drzewa, kwiaty. Za to pod niebem widniały splątane ścieżki... Nie, nie ścieżki. Po bliższym przyjrzeniu się okazały się białymi schodami, kończącymi się gdzieś poza zasięgiem wzroku.
- Mówią, że tymi schodami chadzają bogowie - powiedział Aeiran, spoglądając w górę.
- Byłeś już tutaj? - uśmiechnęłam się. - I jak myślisz, wpuściliby cię tam na górę?
- Dlaczego miałbym to sprawdzać?
- Żeby przekonać się, czy byłbyś tam mile widziany - roześmiała się Satsuki. - Tam z góry musi być piękny widok.
- Jest coś takiego jak piękny widok z góry? - wzdrygnęłam się.
- Ja tam myślę, że jest piękny widok z dołu - mruknęła Vanny. - Ludzie tutaj chyba nie wynaleźli samolotów, co? Bo inaczej pewnie już dawno by polecieli tam pod niebo, zmierzyć się z tymi bogami.
- Czy rzeczywiście? - zamyśliłam się. - A może zdają sobie sprawę, że piękno bywa nieosiągalne... I boska moc...
W tym miejscu też nie zabawiliśmy długo, ciągnęło nas dalej. Przynajmniej niektórych z nas.
Przekroczyliśmy więc granicę między światami...

...A gdy znaleźliśmy się po jej drugiej stronie, brakowało jednego jeźdźca i jednego konia.
- Kto ostatni widział Sat? - zapytałam możliwie spokojnie. Wszyscy odpowiedzieli, że widzieli ją jeszcze w świecie ze schodami.
- A niech to, została? Bo jeśli ją przerzuciło gdzieś indziej...
- Zaraz wracam - powiedział Aeiran i zniknął na chwilę. Powrócił po jakichś dziesięciu minutach.
- Nie została tam - pokręcił głową. - Nie wyczułem jej obecności.
- I tak krótki czas starczył by się o tym upewnić? - odezwała się zjadliwie Nindë.
- A skąd wiesz ile czasu mogło minąć w tamtym poprzednim świecie? - wtrącił się równie zjadliwie Rob Roy.
- Cicho tam - burknęła Vanny. - No i jak my ją teraz znajdziemy? Z tego, co mówiliście o tych światach, może być wszędzie.
- No to możemy zrobić tak - uśmiechnął się Clayd. - Posiedzimy tu i poczekamy aż ją rzuci tutaj. Ile tak właściwie jest tych światów?
- Dobre pytanie. Optymisto skończony - odwzajemniłam uśmiech. - A może ona właśnie gdzieś siedzi i czeka aż nas rzuci tam gdzie jest?
- Nie, to nie - rozłożył ręce. - Czyli ruszamy dalej?
Nawet nie zwróciliśmy większej uwagi na to, gdzie jesteśmy, a może to był błąd? Ruszyliśmy dalej.
A niech to, nie podoba mi się to...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz