*

- Ja już byłam w tym miejscu - przypomniałam sobie, rozglądając się po mieście. - W pobliżu tego miasta. Tyle że wtedy toczyła się tu wojna.
- No to nie ma się co dziwić brakowi ludzi - uznała Vanny. - Chociaż... Wszyscy zginęli? Uciekli?
- Chyba przegrali - mruknęłam. - Atakujący wyraźnie nie byli ludźmi. Byli sztuczni.
- A masz pewność, kto tu atakował, a kto się bronił? - zapytał Aeiran. - Albo czy w ogóle byli tu jacyś ludzie?
- Nie mam - pokręciłam głową. - Ale nawet gdyby to była kraina samych maszyn, to ktoś je kiedyś musiał wyprodukować, prawda?
Po dłuższym badaniu miasta zyskałam pewność. Domy były puste, ale nie tak całkowicie, jak ten nad morzem i trudno było nie zauważyć, że ktoś w nich jednak żył i to całkiem niedawno...

- Znalazłem świątynię - poinformował nas Clayd, gdy zebraliśmy się w parku pełnym szarych drzew. - A przynajmniej coś, co wygląda jak świątynia. I w przeciwieństwie do innych budynków jest absolutnie nienaruszona.
- A ja znalazłam wysypisko pełne śrubek i rozmaitych części zamiennych - powiedziałam. - Mam wrażenie, że to była magiczna kraina, która przeżyła niespodziewane i niemile widziane zderzenie z techniką.
- Gdzie w takim razie podziała się magia? - Aeiran zwrócił ku nam nieobecny wzrok. W ogóle od opuszczenia domu nad morzem był głęboko zamyślony i rzadko się odzywał, nawet jak na niego.
Vanny jeszcze nie doszła i już zaczynałam się bać, że zgubi się tak jak Satsuki, gdy nagle stanęła w pewnej odległości od nas i dała znak ręką, byśmy poszli za nią. Musieliśmy się pospieszyć, bo biegła szybko, nie zatrzymując się ani nawet nie oglądając. W końcu zniknęła za drzewami. Kiedy już odgarnęliśmy wszystkie gałęzie na naszej drodze, zobaczyliśmy przed sobą portal...

- Nie zmieniliśmy świata - zawyrokowałam będąc już po drugiej jego stronie. - To te same skały, które widziałam po przybyciu tutaj... A tam, w oddali, jest miasto.
- Vanny będzie musiała nam co nieco wyjaśnić - stwierdził Clayd, ruszając w stronę samotnie stojącego budynku, przy którym zobaczyliśmy moją kuzyneczkę.
- No, wreszcie raczyliście się pojawić! Czekam i czekam - zawołała z wyrzutem.
- Od kiedy czekasz? - zdziwiłam się. - Przecież dopiero co wbiegliśmy za tobą w portal.
- Wy za mną? - zamrugała w zaskoczeniu. - Przecież to ja poszłam za tobą. Otworzyłaś portal i w nim zniknęłaś, więc ja też...
Spojrzeliśmy wszyscy po sobie z kompletnym osłupieniem.
- Ktoś się nami bawi? - odezwał się Clayd. - Iluzje?
- To musiałyby być mistrzowskie iluzje, skoro daliśmy się na nie nabrać - wzruszył ramionami Aeiran.
- Niekoniecznie - powiedziałam. - Po prostu założyliśmy, że nie ma w mieście nikogo poza nami i... No, nie wzięliśmy pod uwagę tego, że ktoś mógłby nam pokazać iluzję.
- Ciekawe tylko kto i po co - burknęła Vanny. - Jeśli ktoś chciał, żebyśmy się tu zjawili, wystarczyło poprosić!
Rzuciłam okiem na budynek, najwidoczniej kolejny opuszczony w tej okolicy. I trochę jakby zaniemówiłam. Piekielnie wysoki, na planie koła i... I po prostu podobny do kwatery Agencji i siedziby bogów Jasności.
Co jest, w tak różnych i odciętych od siebie światach?!
- No to wchodzimy - zadecydowałam, łapiąc kuzynkę pod rękę. - Skoro już nas zaproszono... Najwyżej nasi panowie nas obronią.
- Jaka ty jesteś znienacka beztroska - posłała mi uroczy uśmiech.
- Dziwisz się? Skoro jesteśmy na wycieczce, to w końcu trzeba zacząć się nią cieszyć.
Tym razem również drzwi były otwarte... Ale kiedy przekroczyliśmy próg budynku, zamknęły się za nami z głośnym trzaskiem. Przed nami zaś rozciągała się plątanina korytarzy, z windą w samym centrum. Chwilę odczekaliśmy przed zrobieniem choćby jednego kroku, bo czuliśmy się obserwowani... A w każdym razie j a miałam wrażenie, że coś nas obserwuje. Ale nie odczuwałam niczyjej obecności ani nie widziałam żadnych kamer na połyskujących metalicznie ścianach.
Idąc korytarzami trzymaliśmy się razem, łapiąc po drodze za rozmaite klamki, ale najwyraźniej epoka otwartych drzwi już się dla nas skończyła. Przynajmniej dopóki nie usłyszeliśmy muzyki. Pięknej, żywej muzyki, jednak tłumionej przez ściany... Pojechaliśmy za nią na wyższe piętro. Nic nas przy tym nie złapało ani nie zabiło, a tylko przyglądało się z zainteresowaniem. A może po prostu tak długo zastanawiało się, co z nami zrobić?
Na drzwiach, zza których dochodziła melodia, widniała cyfra 6. Nie dość, że nikt ich tym razem nie zamknął, to jeszcze były zachęcająco uchylone. Po otwarciu ich na oścież muzyka uderzyła w nas z zadziwiającą siłą, ale zamiast zatkać uszy wolałam ją podziwiać. I rozejrzeć się trochę po odkrytym właśnie pokoju. Wszystko w nim miało biały kolor - leżanka, zasłony... A może raczej kurtyna, bo okien tam żadnych nie było. Biały był dywan i porozrzucane dokoła poduszki. A pod ścianą stała dziwna maszyna, migocząca kolorowymi światełkami. Miała potężne głośniki i przewody, ciągnące się po dywanie, aż do...
...Do ciemnowłosego chłopaka o lekko spiczastych uszach, siedzącego na dywanie ze skrzyżowanymi nogami. Miał zamknięte oczy, jakby spał albo był pogrążony w transie... Podeszłam do niego, zastanawiając się czy także jest iluzją, czy może to tylko ja mam omamy. Ale nie, nie istnieją chyba tak doskonałe iluzje - położyłam mu rękę na ramieniu i okazał się najzupełniej prawdziwy. Zauważyłam, że do blizn na wnętrzach dłoni doszła jeszcze jedna, pod lewym okiem. Niewielka, nie szpeciła mu twarzy za bardzo, a raczej dodawała jej wyrazistości... Jednak w żaden sposób nie zareagował na mój dotyk.
- Jeśli będziesz się z nim obchodzić jak z jajkiem, nic nie wskórasz - czyżbym w głosie Aeirana usłyszała drwiący ton? Podszedł, chwycił w rękę przewody i szarpnął mocno, odrywając je z obu stron.
Muzyka ucichła, a chłopak osunął się bez przytomności na dywan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz