*

Z coraz większą rezygnacją snułam się po Melodii, mając za przewodniczkę Eydís, która zupełnie lekceważyła powagę sytuacji. Otworzyła swoją parasolkę i kręciła nią, podśpiewując w nieznanym mi języku. Nawet pasowało to do otaczającej nas muzyki, ale dekoncentrowało straszliwie.
- Wiesz, że w żaden sposób nam nie pomagasz? - zwróciłam się do niej wreszcie.
- Jak to nie? - zdziwiła się. - Przecież nie poradziłabyś tu sobie bez któregoś z nas. Jestem więc przy tobie i mam cierpliwość.
- I naprawdę sądzisz, że kiedy ona usłyszy twoje... Odkryje twoją obecność, przyjdzie grzecznie i odda nam Światło Przewodnie?
Rudowłosa bogini uśmiechnęła się szeroko i mrugnęła do mnie okiem, które co chwilę zmieniało kolor. Jak oczy Lexa, tylko częściej.
- O ile ono ciągle istnieje - powiedziała optymistycznie.

Wcześniej, przed bramą baśniowego ogrodu, oplecioną przez barwne kwiaty, odbyła się narada wojenna, w której uczestniczył również Aysel. Usiedliśmy sobie jak troje żebraków w drzwi świątyni, z nadzieją, że sroga strażniczka nie straci do nas resztek cierpliwości. Bo na datek z pewnością nie mogliśmy liczyć.
- Mogłabyś chyba n a r y s o w a ć to miejsce, gdzie ona jest - Aysel ułożył usta w podkówkę. - Tak przenieślibyśmy się do niej najszybciej.
- Kiedy wreszcie zapamiętasz, że nie posiadam ani czarnej, ani białej kredki? - wbijała mu do głowy rudowłosa. Cóż, wyraźnie nie miał ochoty niczego zapamiętywać.
- Masz oczy jak gahola, trzymana przez miesiąc w klatce bez pożywienia - Eydís machnęła już na niego ręką i przyjrzała mi się z niepokojem. - Daj sobie wytłumaczyć, że to twoje Światło Przewodnie jest w tej chwili najważniejsze.
- Co to jest gahola? - spytałam, myślami będąc gdzie indziej.
- Zwierzę żyjące w czwartej Zwrotce - wyjaśnił ochoczo Aysel. - Żywi się owocami, ale jak się ją zdenerwuje, to ma takie chude łapki o długich paluszkach, które wbija człowiekowi w skórę i...
- Dziękuję - mruknęłam, krzywiąc się. - Eydís, mówiłam ci już, że nie chcę się mieszać w wasze konflikty, prawda? Czy może teraz ty czegoś nie pamiętasz?
- Posłuchaj, Jasnooka - westchnęła bogini. - Twój artefakt, jeśli nie przepadł na zawsze, jest teraz w rękach Veggdís, Malarki Nocy. Dopiero kiedy ją znajdziemy, dowiesz się, gdzie jest Denethari.
- No, ten artefakt prędzej ci to powie, niż ona - dodał Aysel. - Nie wolno zapominać, że nie lubi nas na całego. Najpewniej pobije się z Eydís i wtedy capniesz artefakt, bo wtedy obie zawsze przestają zwracać uwagę na cokolwiek.
- Nie wygląda na taką, która wdaje się w bójki - wzruszyłam ramionami. - I nawet mogę zrozumieć, że was nie lubi, ale co ma przeciwko mnie?
Oboje spojrzeli po sobie z niepewnymi minami.
- No... To dlatego, że my cię lubimy? - spróbował Aysel.
- Byłaś w posiadaniu Światła Przewodniego - dodała bardziej zdecydowanym tonem Eydís. - A obecnie każdy chciałby je mieć.
- Jasne - mruknęłam i pogrążyłam się na powrót w błądzeniu myślami w przyjemniejsze strony, które jednakże przyprawiały mnie o spojrzenie zdziczałej gaholi.

Jeszcze wcześniej przybyliśmy pod ową ukwieconą bramę, gdzie rudowłosa dyskutowała zawzięcie z inną boginią, siedzącą na wysokim murze, który otaczał rajski ogród.
- Ale proooszę! - miauczała żałośnie. - Przecież on ci tam tylko bałaganu narobi! Nawet jeśli jest pozbawiony mocy!
- Po raz ostatni powtarzam: NIE - powiedziała druga bogini niskim i surowym głosem. Rzeczywiście, jej skóra i włosy były białe jak marmur i dziwnie to wyglądało w zestawieniu z mieniącą się na zielono suknią.
Eydís wyraźnie nie miała zamiaru rezygnować, ale kiedy nas zobaczyła, zrobiła sobie przerwę. Podbiegła ucieszona jak mała dziewczynka, jakby nic złego się nie działo.
- Wiecie co? Kol'Ranveig jeszcze nie skonał od nadmiaru słodyczy! - ogłosiła radośnie.
- Rozmawiałaś z nim?! - zapytał prędko Aysel. - Powiedział ci, co się stało?!
- Powiedział tyle, ile zdążył - prychnęła bogini. - Był razem z Denetharim na tej ich beznadziejnej wyprawie, kiedy nagle Audrås i Veggdís sami się przed nimi pojawili. Veggdís zaraz zamalowała Kol'Ranveiga i wołała coś do Audråsa, żeby się nie rozpędzał...
- I on się tak dał zamalować?! - jęknął Aysel z rozpaczą.
- No widzisz, dał się. Udało mu się z tego wyjść, ale jak widać, prosto do ogródka.
Rzeczony ogródek był otoczony wysokim murem, jak więzienie. Wystawały zza niego tylko czubki drzew, a czasem jakieś różnobarwne zawijasy wystrzeliwały pod niebo niczym fajerwerki z farby. Niekiedy wypadały na zewnątrz z głośnym chlupotem, a potem jakoś prześlizgiwały się na powrót pod murem.
- Słuchajcie - zagaił Aysel, przyglądając się temu zjawisku. - A może by tak podkop?
Eydís tylko spojrzała na niego z niesmakiem.

Kiedy teraz patrzę na powyższy zapis wydarzeń, kręci mi się w głowie. Jest poszatkowany nawet jak na mnie, ale zawsze mogę zwalić winę na okoliczności, warunki do pisania i towarzystwo.
Płynęłyśmy a to przez Melodię, a to przez różne obszary Refrenu. Sfera nadprzyrodzona wydaje się niby niewielka, ale jest tak pofałdowana, że po rozłożeniu pewnie zmieściłaby w sobie większość Zwrotek.
Po głowie plątały mi się piosenki, do których nie znam muzyki. Ponieważ jednak nie chciały opuścić mojego umysłu, powtarzałam je sobie w rytm jadącego pociągu. Zmierzałam prosto do końca torów i jeszcze dalej, w przepaść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz