22 XI

Pokrzywa już żywiła nadzieję na szalony wypad w światy, a tymczasem jeszcze dzień musiała przesiedzieć w stajni. Na szczęście na Rozdrożu, co oznacza, że miała towarzystwo. Mam nadzieję, że uda się nam wypożyczyć stamtąd jeszcze przynajmniej jednego wierzchowca, choć z drugiej strony, jeśli wparujemy konno do Melgrade, wywołamy sensację, skandal i ferment. Nawet jeśli przesadzam, to z pewnością tylko troszkę.
Tymczasem jednak zawitaliśmy do jednego z tych niesamowitych miejsc, którego imponujące rozmiary i nieprzebrane skarbnic zrobiły niezachwiane wrażenie na Djellii i Ellilu. Mowa oczywiście o Bibliotece na Pograniczu. Ja też musiałam się na nowo przyzwyczajać do jej wielkości, tak samo jak przedtem do eteryczności Teevine. Na szczęście Kilmeny powitała mnie jak gdyby nigdy nic (na swoją miarę), co potwierdziło słowa Ketrisa.
- Co to ma znaczyć?! - zapytała surowym szeptem. - Znikasz na długie miesiące, pozwalając by ktoś obcy wypożyczał książki na twoją kartę?!
- Skoro mnie nie było, nie mogłam na nic pozwalać - ja też odruchowo zniżyłam głos. - Ale możesz mi powiedzieć, kto był na tyle bezczelny, a sama spuszczę mu lanie.
- Nie mam pojęcia - przyznała. - Przyszło do mnie zamówienie napisane na maszynie. Bardzo naglącym tonem.
- I skąd wiedziałaś, że to nie ja?
- Zawsze zjawiałaś się osobiście - Kilmeny spojrzała na mnie jak na bardzo głupie dziecko. - Poza tym zamówienie dotyczyło naprawdę nieładnych książek. Pamiętasz jak kiedyś ktoś wypożyczył w twoim imieniu to paskudztwo o zakazanej magii?
- Naprawdę nie wiem, po co trzymać tu takie paskudztwa - mruknęłam.
- Ja też nie - fuknęła. - Ale takie są wymogi biblioteki: nie ma tu wyłącznie książek o jedynej słusznej treści. Ja tu tylko pracuję i nie mogę tego zmieniać.
- Jesteś jedyną żywą istotą, która tu pracuje. Na pewno nie masz wpływu na regulamin?
Bibliotekarka tylko pokręciła głową na moją doprawdy niezmierzoną głupotę i poprawiła okulary. No dobrze, wiem, że "pogranicze" w nazwie tego miejsca można rozumieć na bardzo różne sposoby, ale...
- Nieważne - machnęła wreszcie ręką. - Powiedz, co się stało, że wreszcie tutaj zatęskniłaś. Tam, gdzie przepadłaś, nie było bibliotek?
- Znalazłam jedną, prawie tak dużą jak ta - westchnęłam. - Ale to nie było to samo. Poza tym przyszło mi do głowy, że może w książkach znajdę odpowiedź na swoje pytanie... Czy rzeczywistość się zmienia.
- Dlaczego? - zdziwiła się Kilmeny, a ja omal się nie roześmiałam. Nie dlaczego rzeczywistość miałaby się zmieniać, tylko dlaczego właśnie w książkach. - Sądzisz, że znane ci książki zmieniły swoją treść? Myślisz, że byłybyśmy tego świadome?
Może i nie, pomyślałam. Dotąd bywałam świadoma pewnych zmian, taki przywilej zawodowy, ale to nie znaczyło, że cała reszta światów też musi. A może za długo byłam poza domem i pozapominałam co nieco?
- Może i my znajdziemy w książkach odpowiedź na nasze pytanie - zawołał Ellil wesoło od jakiegoś regału, nie zważając na biblioteczne prawa; Djellia tymczasem buszowała po dziale geografii światów. - Chcemy odnaleźć Wietrzne Miasto Lirę.
- Słyszałam kiedyś o takim mieście - zamyśliła się Kilmeny, wyjątkowo zapominając ochrzanić profanatora. - Nie mam jednak pojęcia, gdzie się znajduje.
- Kiedy słyszałaś? - podchwyciłam.
- Nie jestem pewna - pokręciła głową ze zdumieniem. - Za to znam kilka osób, które mogą wiedzieć. Dużo podróżują po światach i z pewnością są bardziej na bieżąco niż ty.
Co do tego nie miałam wątpliwości, ale też zastanawiałam się, jakież to osoby mogła znać. Widząc ją rządzącą twardą ręką w bibliotece, zupełnie na swoim miejscu, trudno pamiętać, że jest też Oddaną Ładowi, jedną z tych osób, które wiedzą naprawdę wiele, jeśli zechcą - choć często na zupełnie innej płaszczyźnie niż na przykład rozkojarzone kronikarki światów.
- Kiedy przyjedziecie tu nastepnym razem, skieruję was do kogoś lepiej poinformowanego - obiecała Kilmeny, a Ellilowi i Djellii zaświeciły się oczęta z zachwytu.
Doprawdy... Przez tych dwoje zaczęłam czuć się trochę jak w baśni. A przynajmniej jakbym na własne oczy obserwowała baśń. Wędruje taki jeden bohater z drugą przez góry, lasy i rzeki, od jednej zaczarowanej chatki są kierowani do drugiej, aż dopiero w ostatniej wywiedzą się o właściwą drogę... Takie przynajmniej mam przeczucie. Niezbyt dobre, przyznam.
Dzięki Siłom Wyższym jutro już ruszam do DeNaNi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz