7 V

- Powinniśmy się grzecznie a kategorycznie pożegnać i stąd prysnąć - usłyszałam dziś od ostatniej osoby, od której bym się tego spodziewała.
- A to ciekawe - uśmiechnęłam się. - Miałam wrażenie, że tobie się tu najbardziej podoba.
- Właśnie dlatego - prychnął Kylph. - Za łatwo tu zostać. Nawet mnie coraz trudniej pamiętać o powrocie na "Nefele".
- Masz prawo. W tę sprawę jest przecież zamieszany twój dawny obiekt westchnień, nie?
- Jasne, ale chyba i Lona powinna o tym wiedzieć... Choć pewnie jeszcze bardziej by to podminowało atmosferę. Pamiętasz jak zareagowała, gdy przyznałem się jej do wizyty u Cirnelle?
- No to chyba normalne, że nie chce ci się wracać...
- A t o b i e się chce?! - przerwał mi z nagłą zjadliwością. - Shyam niby czuje, że powinien, ale czuje także swobodę, jakiej nie miał u siebie. A Tarquin najchętniej by się wybrał do srebrnych albo poczekał na powrót tych elfów, twierdząc, że są warci bliższego poznania. A co ty robiesz? Zwracasz w ogóle na to uwagę?!
Słuchałam tego w odrętwieniu. Nie mogłam zaprzeczyć, tamto wrażenie powrotu do domu mnie nie opuściło. Wręcz przeciwnie, coraz wyraźniej czułam, że mogłabym znaleźć tu coś w rodzaju własnego miejsca. A przecież na dobrą sprawę nawet tego miejsca nie znałam tak dobrze jak bym... Mogła? Chciała?
- To nie takie proste - westchnęłam. - Tutaj jest klucz do tajemnicy, za którą gonię. Przynajmniej jeden klucz, bo tajemnica ma ze cztery różne zamki. Muszę go znaleźć, rozumiesz?
- A szukasz go jak należy? - Kylph uniósł brwi. - Na razie tylko wyciągasz od innych informacje, ale czy robisz z nich jakiś użytek?
- Skoro tak ci to przeszkadza, mógłbyś mi trochę dopomóc.
Posłał mi krzywy uśmiech i wzruszył ramionami.
- Ja istnieję po to, by gmatwać sprawy, a nie by je rozwiązywać.
- Właśnie widzę...
- No, w pewnych wypadkach nawet kłopotnik może odejść od swojej natury, ale tylko na chwilę. Ale powiem ci, co mogłabyś zrobić: dorwać smarkulę i zapytać, czy nie jest przypadkiem Dzieckiem Chaosu.
- A do tego musiałabym się pożegnać i stąd prysnąć, rozumiem - prychnęłam, od razu wiedząc, kogo ma na myśli. - A co ty w ogóle wiesz o Dzieciach Chaosu?
- Tyle, że istnieją. A ty co wiesz?
Zmarszczyłam brwi, wracając pamięcią do buszowania w bibliotece międzywymiarowej. Tak dawno temu i zarazem tak niedawno, przyszło mi do głowy.
- W zaledwie jednej książce napisano, że przypada po jednym na wszechświat - powiedziałam wolno. - Ciekawe czy przez wszechświat mogę rozumieć domenę, czy coś mniejszego...
- Dlaczego nie większego?
- Właściwie sama nie wiem - uśmiechnęłam się słabo.

- Czy srebrne smoki shael'leth mają coś, co powinnam zobaczyć? - zapytałam konkretnie Muirenn.
- Myślałam, że już nigdy nie zadasz tego pytania! - klasęła wesoło w dłonie.
- Dzięki, wiesz... Czy wszyscy tutaj tylko patrzą jak wszystko partaczę i śmieją się w kułak?
- Przepraszam, przepraszam. Przyzwyczaiłam się do tego, że Laderic był szybszy w wyciąganiu wniosków.
- Musisz mi go kiedyś przedstawić - uznałam. - Na razie natomiast możesz odpowiedzieć.
- W porządku - uśmiechnęła się. - Srebrni mają coś, co nazywają Thia'ess. Nigdy tego nie widziałam, ale zapowiedzieli, że użyją tego jeśli Edlin... Aethelred powróci. On za to widział, bez wątpienia.
- Dlatego sądzisz, że i ja powinnam zobaczyć? - zmarszczyłam brwi. - Co to właściwie jest?
Muirenn przestała się uśmiechać i popatrzyła niby to na mnie, a jednak przeze mnie, gdzieś w dal.
- Wrota... - powiedziała nieobecnym głosem, a ja nie pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać, jak wiele wiedzy skrywa. I kim bym tutaj była, gdybym zdecydowała się pozostać. Nie wiem dlaczego, ale te dwa pytania jakoś mi się splotły.
- Mogę pojechać do smoków i nie zostać przez nie zjedzona zanim zdążę się przywitać?
- Dam ci znak rozpoznawczy - kiwnęła głową Muirenn, wracając myślami do rzeczywistości. - Jak długo zamierzasz u nich być? Jeśli przeciągniesz wizytę, możesz mieć potem problemy z odjazdem. Łagodnie mówiąc.
- Nie mam pojęcia - wzruszyłam ramionami. - Tyle, ile mi zajmie zdobywanie informacji. A gdyby przypadkiem...
- No?
Zmrużyłam oczy, myśląc intensywnie nad pewnym szczególikiem, który przyszedł mi właśnie do głowy.
- Gdyby zjawiła się tu dziewczynka o fioletowych oczach, której nie straszne wasze bariery, nie rób awantur, tylko przekaż jej moich towarzyszy. Choćby się opierali.
- Nie zabierasz ich ze sobą? - to o dziwo bardziej ją zdumiało niż perspektywa niespodziewanej wizyty. A nabrałam pewności, że taka wizyta może niedługo nastąpić.
Pokręciłam głową, odpędzając sprzed oczu wyobraźni rysunek Geddwyna.
- Nie tym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz