19 V

- Zobacz - Shyam podstawił mi pod nos książkę - Coś się zmieniło.
Sięgnęłam po nią prędko i rzeczywiście, zobaczyłam dwie nowe linijki:

Powiedzieli, że łatwo
Przy sprzyjającym wietrze

Wysoko, blisko początku strony. Słowa, które natchnęły mnie niespodziewanym optymizmem.
- Coś z tego rozumiesz? - spytał zaintrygowany demon.
- Tyle, że ktoś w tej piosence dokądś zmierza i polega na marzeniach - powiedziałam po namyśle.
- Dlaczego uważasz, że to piosenka?
- Bo uparcie kręci mi się po głowie melodia, która mogłaby pasować... - zaczęłam wyjaśniać, ale nagle urwałam. Kiedyś już przecież miałam podobne myśli. Gdzieś widziałam taką pustą książkę, która zawierała tylko fragment piosenki, choć nie ręczę, że teraz go dobrze pamiętam. Latem, jeszcze zanim zostałam przerzucona tutaj...
- A przecież droga ciągle daleka - zanuciłam, wysilając pamięć i nie słysząc, że ktoś wchodzi do komnatki - gdzie snów niewyśnionych strzegą czarne chmury i szklane góry... Nie, to zdecydowanie nie mogła być łatwa droga. Ale skoro te światy są odwrotne...
- Znowu gdzieś odpłynęłaś - zauważył Shyam z niezadowoleniem. - Czy to wrodzona cecha pisarzy?
- Śmiem twierdzić, że tak - wtrącił się ktoś, kto właśnie stanął obok. - Tak samo zachowywał się mój Laderic, nawet jeśli akurat miałam wolne od pracy i byłam tuż przy nim.
- Może właśnie o to chodziło? - uniosłam głowę i spojrzałam na Muirenn. - Może właśnie twoja obecność napełniała go natchnieniem?
Odwzajemniła spojrzenie, unosząc brew i lekko się krzywiąc.
- Ty mi go nie pozbawiaj wad, z łaski swojej - mruknęła, po czym pociągnęła mnie znienacka za rękę. - A poza tym chodź, bo król się "odbraził" i chce cię widzieć.
- Mnie chce widzieć? - wykrztusiłam, biegnąc za nią korytarzem. - Czy ja jestem najważniejszą osobą w tej grupie, że to zawsze ze mną chce rozmawiać? Moi towarzysze spędzają ten czas w cieplutkim, bezpiecznym kokonie, tracąc chęć powrotu do własnych opowieści. Jeśli twój król tak wierzy w przeznaczenie, to dlaczego nie założy, że spełni się, cokolwiek by nie robić?
- Nie przypisuj mu takich pobudek wziętych z powietrza! - czarodziejka gwałtownie zahamowała i okręciła się na pięcie, stając twarzą w twarz ze mną. - Zdaje się, że to był twój rysunek, nieprawdaż?! I to właśnie ty tak z nimi postąpiłaś!
Wytrzymałam jej spojrzenie, choć nie bez poczucia winy.
- Dlaczego traktujesz mnie tak, jakbyś mnie od dawna znała? - zapytałam cicho. - Dlaczego Caranilla uważa, że było mi sądzone przybyć tu i jeszcze w dodatku dostać smoka? Dlaczego ja się czuję...
Mówiłam coraz ciszej, aż w końcu zupełnie zamilkłam. Muirenn pogłaskała mnie po głowie jak małe dziecko; po prostu nie umiała się długo złościć.
- Może wspólny wróg to tylko wierzchołek góry lodowej - powiedziała i wepchnęła mnie w najbliższe drzwi, które okazały się wejściem do sali balowej. Miejsca audiencji - stylowego, nie przeczę. Aż dziwne, że nie było żadnej muzyki.
- Muirenn zawiadomiła mnie, że planujesz wyjazd, pani - zaczął Diarmaid na wstępie. Nie dosłyszałam w jego głosie wyrzutu, więc chyba rzeczywiście się odbraził.
- Najlepiej już jutro - przytaknęłam. - Moim kolejnym celem będzie miasto zwane Chinedu, o ile dam radę do niego trafić. Pozbędzie się wasza wysokość kłopotu.
- To byłby już drugi - uśmiechnął się lekko. - Muirenn nie może wyjść z ulgi, że Thanderil pozbawił nas swojego towarzystwa. Ale to nie twoja obecność, pani, jest dla mnie kłopotem.
- Och, proszę już do mnie nie panić - westchnęłam ciężko. - Czuję się jakbym była kimkolwiek innym, tylko nie sobą.
- Chyba to rozumiem - przyznał. - Od dawna już nikt nie zwrócił się do mnie po imieniu. Nawet Muirenn nigdy tego nie robiła, choć poza tym traktowała mnie jak młodszego brata.
Z trudem zdusiłam atak śmiechu, kiedy znowu przypłynęło do mnie pytanie, ile też arcymagini może mieć lat. Pokręciłam głową nad samą sobą i oparłam się o połowę kolumny, kierując wzrok w górę. Już zaczynały pojawiać się gwiazdy i uśmiechnęłam się, bo mrugały do mnie zachęcająco. Gdzieś tam były następne światy do odkrycia i już nie mogłam się doczekać, by ruszyć ku nim...
Poniewczasie przypomniałam sobie, że nie jestem sama w tej sali. I że ten człowiek obok, nie wiedzieć czemu, wygląda na zagubionego. Kiedy zaś na niego popatrzyłam, odwzajemnił spojrzenie z poczuciem winy.
- Przepraszam - powiedział. - Doprowadziłem do takiej niezręcznej ciszy...
- Jeśli ktoś tu doprowadził do ciszy, to tylko ja, bo stoję jak ten kołek - prychnęłam. - Poza tym, dlaczego cisza koniecznie musi być niezręczna? Milczenie może niekiedy wyrazić więcej niż słowa.
- Będę pamiętał - zapewnił. - Nie znałem innego milczenia niż to w samotności. Zawsze był ktoś obok i...
- I gadał jak nakręcony?
- Coś w tym rodzaju - uśmiechnął się. - Czy wiesz, że patrząc tak na ciebie, zacząłem zazdrościć mojemu bratu?
Taka nieoczekiwana zmiana tematu sprawiła, że omal się nie przewróciłam.
- Na bogów, skąd tak nagle? - wyjąkałam.
- Widzę, jak twoja dusza wyrywa się do wolności i przygód - wyjaśnił. - On też zawsze był niecierpliwy i ciągle czegoś poszukiwał... I znalazł.
- I w rezultacie zaatakował swoją własną ojczyznę? To niedorzeczne, zazdrościć komuś takiemu.
- Nie myśl, że o tym nie wiem. To... - urwał, chyba szukając odpowiedniego słowa, ale zrezygnował. - Chciałaś mi coś jeszcze powiedzieć?
- Ja? To wasza wysokość mnie tu wezwał - wzruszyłam ramionami. - Ja zwykle nie mam do powiedzenia niczego sesownego.
- Cóż... Czy w takim razie zgodzisz się być naszymi oczami i uszami w światach? Kimś takim miał być nadworny kronikarz, ale słuch o nim zaginął.
- Kronikarz?...
- Laderic - dopowiedział z uśmiechem. - Muirenn z pewnością zdążyła już ponarzekać, jak to musiała dzielić czas i uwagę między mnie a jego.
- Mogę być - roześmiałam się. - To nie pierwszy świat, w którego ochronę jestem wrabiana, nie zaszkodzi mi.

Opuściłam salę z wrażeniem, że jeden kawałek ściany jest ciemniejszy niż jej reszta i że ta ciemność mnie ściga.
- Dość tego - stanęłam i spojrzałam w tamtą stronę, starając się by mój wzrok stał się przeszywający. - Bez wygłupów, dobra?
Ciemna plama westchnęła cicho i przybrała ludzką postać, stając się Shyamem. Tuż obok niego stanął Kylph, który właśnie zdjął z siebie czar niewidzialności.
- No proszę, ciebie nie przewidziałam - zdziwiłam się. - Czy J-chan też się gdzieś tu plącze?
- Nie zlokalizowaliśmy - wyszczerzył zęby niezawstydzony Kylph. - Ale to by do niej pasowało, nie ujawniać się.
- Już sobie wyobrażasz, że ją tak dobrze znasz? - uśmiechnął się ironicznie demon.
Machnęłam ręką z rezygnacją i przeszłam obok nich bez słowa, co przyjęli bez zaskoczenia. Nie patrzyłam, dokąd idę, zastanawiając się, o co, u licha, miałam zapytać - a z pewnością było to coś ważnego - i w którym właściwie momencie coś mnie wytrąciło z równowagi na tyle, że wszystkie ważne rzeczy wyskoczyły mi z głowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz