2 V

- Co to jest Wędrująca Ciemność? - zaczęłam iście w porę, kiedy już udało mi się przytrzymać Kylpha w jednym miejscu.
Mogłabym tu napisać, że popatrzył na mnie jak na wariatkę, ale wyszedłby wtedy na jaw mój jakże ograniczony zasób zwrotów.
- Co ty mi tu z czymś takim wyskakujesz? - wykrztusił. - Przecież wiesz.
- Nie, nie wiem - pokręciłam głową. - Wbrew pozorom nie wiem.
- Ale skoro jesteś świadoma istnienia cieni i reagujesz na nie odpowiednio... - zmroziło mnie, ale nie zauważył tego, przechodząc z kąta w kąt w zamyśleniu; w końcu przysiadł na piętach i zadał pytanie: - Czy tam, skąd przybyłaś, też takie latają?
- Tak, ale... - urwałam, nabierając powietrza. Nie chciałam, by oddech mnie zawiódł w nieodpowiednim momencie (a jaki byłby odpowiedni?!). - Istnieje tam Ciemność, ale nie wędruje. Jest światem uwięzionym wewnątrz innego.
- Djel też twierdziła, że ta czarna krepa kryje w sobie świat - skrzywił się Kylph. - A Arkia, że władają tam trzy bóstwa.
- Które trzy?! - zareagowałam błyskawicznie, aż się przewrócił z zaskoczenia.
- Jak to k t ó r e trzy? Po prostu trzy. Wolałabyś, żeby było więcej, czy jak?!
- U mnie było dziewięcioro bogów, ale też pozostało tylko troje... - w pierwszej chwili nie zdawałam sobie sprawy, że podniosłam się z krzesła i zaczęłam chodzić po komnacie. W końcu podeszłam do ściany i oparłam o nią czoło. Jej chłód przywrócił mi kontakt z rzeczywistością... Poniekąd.
- To jakieś szaleństwo - zawyrokowałam. - Wiedziałam, że u was wszystko jest wprost przeciwnie, więc...
- Jeśli mówisz o stanie swojego umysłu, to nic ci nie poradzę - wzruszył ramionami Kylph. - Możesz spytać Djel przy najbliższej okazji, kiedy Lee nie będzie w pobliżu.
- Jasne. Tylko... - nie zdążyłam dokończyć, bo do komnatki wpadli bez pukania Shyam i Tarquin, niosąc ze sobą jakąś literaturę. Przyjrzawszy się z bliska, rozpoznałam opowiadania Moriany i tę drugą książkę, niezapisaną.
- Zanim cokolwiek powiecie - odezwałam się. - Który śmiał grzebać w m o i c h rzeczach?
- On - odpowiedział demon bez wahania (Tarquin bynajmniej nie zaprzeczył). - Ale to w tej chwili nieistotne.
- Doprawdy? - przemówiłam najzimniejszym tonem, na jaki było mnie stać, kiedy jakaś złośliwa część mojej duszy chichotała w najlepsze, bawiąc się tą sytuacją.
- No już, tłumacz się - wężooki pchnął Shyama do przodu. Ten zaś prychnął i wcisnął mi książkę, a sam poprawił marynarkę.
- Coś nie tak? - zapytałam, przewracając białe kartki. - Nadal jest pusta.
- Spójrz na sam koniec - podpowiedział.
Nie kryjąc ciekawości, zerknęłam na ostatnią stronę. A tam, prawie u samego dołu, widniały dziwne słowa:

Czekać chcą
Aż się otuli marzeniami
Przerwie nić
Obudzi bogów, cisną gromy
Przyda się
Trochę odwagi, poświęcenia

- Tego tu przedtem nie było? - starałam się zebrać myśli. Tekst wydał mi się znajomy, jakbym już gdzieś coś podobnego widziała.
- On twierdzi, że magia tego miejsca zadziałała - wyjaśnił Tarquin, bo Shyam tylko wpatrywał się we mnie i czekał aż powiem coś sensownego. Ja!
- Jak mam to rozumieć? - zapytałam, marszcząc brwi. - Że w otoczeniu pełnym magii cała książka może się odtworzyć?
- Właśnie! - demon ucieszył się jak dziecko, czego nigdy dotąd u niego nie widziałam. - Nie spotkałaś się jeszcze z czymś takim?
- Opowieści same przychodzą, ale nie słyszałam, żeby książki się same pisały.
- No to może tutaj jest odpowiednia opowieść? - zasugerował Kylph. - A jeśli będzie miała braki, możesz je wypełnić. Zdaje się, że jesteś pisarką, nie?
- Byłam... Teraz jestem głównie pamiętnikarką - westchnęłam, ale nie zamknęłam książki. To był lepszy temat do rozmyślań niż Wędrująca Ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz