25 VI

Oczywiście nie spodziewałam się łatwego zwycięstwa, ale w pewnym momencie myślałam już, że przekonanie Aeirana jest ponad moje siły. Kiedy wyjaśniłam mu całą sprawę Kenjiego i Ami, aż się cały spiął.
- Nie wiesz, o co prosisz - syknął. - Nie masz pojęcia, czym tak naprawdę jest podróżowanie w czasie, do jak wielkich zmian można doprowadzić samą próbą czegoś takiego.
- Właśnie na zmianie mi zależy - przytaknęłam z uśmiechem, który ledwo mogłam utrzymać.
- Do tego stopnia, by zaryzykować, że nigdy stamtąd nie wrócimy?!
- Ależ wrócimy! Przecież sama widziałam, to już się stało i dobrze się... - urwałam, uświadamiając sobie, że ma rację. W porządku, dzieciaki odstawione do Blou Lamasette, Ami naprawiona, a co z nami? Nie wiadomo...
Aeiran zauważył moje wahanie i jego ton odrobinę złagodniał.
- Chcesz uspokoić swoje sumienie - odgadł.
- Chcę - przyznałam. - Co w tym złego?
- Gdyby każdy z tego powodu przenosił się w przeszłość, rzeczywistość zmieniałaby się bez ustanku.
- Już i tak zmienia się dość intensywnie - mruknęłam.
Westchnął i pokręcił głową, ale ja nie dałam się tak łatwo zbyć. Skoro już się wydarzyło, będziemy musieli to zrobić wcześniej czy później, po co w takim razie odkładać?

Czy powinnam tu wpisać datę "18 XII"? Ale nie, liczy się dzień pisania...
Wszystko wyglądało tak, jak powinno. Wnętrze góry, spora kamienna sala, a może raczej jaskinia z obsuwającym się stropem. Pod ścianą piegowaty chłopiec i jasnowłosa dziewczynka kręcili się w kółko, trzymając się za ręce i śpiewając jakąś dziecięcą piosenkę. Nigdy nie miałam pamięci do dziecięcych piosenek.
Trafiliśmy w doskonałym momencie, akurat kiedy opuściłam górę. Mam na myśli tamtą "poprzednią" siebie.
- Dobra, koniec zabawy - powiedziałam, podbiegając do dzieciaków. - Czas męczeństwa minął, zbieramy się.
- Znowu tu jesteś!? - wykrzyknął Kenji ze zdumieniem, puszczając dłonie siostry. - Mówiłem ci, że teraz już i tak wszystko jedno!
- Nie, nie mówiłeś - ucięłam. - Od razu zaczęliście tracić czas na taniec.
Pokręcił głową, chciał jeszcze coś powiedzieć, lecz w tej chwili zobaczył, że Aeiran otacza Ami ciemnym, ale przejrzystym kokonem. Dziewczynka natychmiast znieruchomiała, choć nie wyglądała jak nieżywa ani nawet jak wyłączona. Po prostu jakby czas nagle...
- Nie rób jej tego!! - zaprotestował Kenji. - Już zbyt długo przeleżała odcięta od czasu, chcę, żeby ostatnie chwile spędziła tak, jak... Jak...
- Jak chcesz - dokończyłam spokojnie, wywołując tym grymas na jego twarzy. Aeiran nawet nie zwrócił uwagi na jego protesty, tylko stanął między nami, trzymając kokon z Ami.
- Teraz Melgrade? - upewnił się. - Tego samego dnia?
- Właśnie tak - potwierdziłam, ale nagle coś sobie przypomniałam: - Zaraz, nie! Musi być wybuch!
Popatrzył na mnie pytająco.
- Mówiłam ci, w niej jest potężny ładunek wybuchowy - przypomniałam. - Cała góra wyleciała w powietrze, więc...
Nie dokończyłam, bo uciął moje słowa jednym twardym spojrzeniem, które następnie posłał Kenjiemu - i przez sekundę widziałam na jego twarzy cień niezbyt miłego uśmiechu. Potem zdjął osłonę, błyskawicznie zanurzył dłoń w ciele androidki i wyszarpnął z niego coś niewielkiego i z obwodami, teraz pourywanymi.
- Działa nadal? - zapytał beznamiętnym tonem, wręczając to chłopcu. Ten nawet nie mógł utrzymać przedmiotu w dłoni - za bardzo drżała - tylko spojrzał na niego z niedowierzaniem i upuścił na ziemię.
Niewiele myśląc, chwyciłam ich obu za rękawy i osobiście przeniosłam do Althenos.

- Nie trzeba było tego robić - strofował mnie Aeiran, jednocześnie pilnując, bym nie upadła. - Mimo wszystko jesteś w nieswoim czasie, na nieswoim terenie, choć dla ciebie może to tak nie wyglądać.
- Już dobrze, nie zemdleję - udało mi się złapać równowagę. Czułam się, jakby nagle wszystko we mnie zwolniło, a później znów przyspieszyło. W podobnym stanie byłam po pobycie w dawnej siedzibie Carnetii, ale wtedy to dłużej trwało.
- Tego chcieliście?! O to wam chodziło?! - Kenji klęczał na chodniku, z ciałem Ami w objęciach. Nie miała już osłony, nie było to potrzebne. Na jej twarzy zastygł zdziwiony wyraz, a dziura w piersi wyjaśniała wszystko.
- Zabiłeś ją, przeklęty!! - chyba coś takiego chłopiec wykrzyczał jako następne. Dławił się łzami, więc słowa nie brzmiały zbyt wyraźnie.
- Nie można zabić czegoś, co nigdy nie żyło - stwierdził mój towarzysz, a ja dla pewności ujęłam go pod rękę, czując jak w gardle rośnie mi wielka kula. W tamtej chwili byłam pewna tylko jednego - że tkwię w przeszłości, próbując ją zmienić - i wszystko zmierza ku zmianie na gorsze.
Potem wrota półkulistego warsztatu się otworzyły i wybiegła zaaferowana konstruktorka w poplamionym kombinezonie i eleganckim makijażu.
- Co ja tu widzę? Klienci! - zawołała radośnie, próbując odebrać androidkę od Kenjiego, który zaciekle stawiał opór. - Słuchaj, smarkaczu, jak tak będziemy tracić czas, to żadne z nas nic nie zyska, może oprócz kataru.
Na samą wzmiankę o czasie chłopiec puścił siostrę i odsunął się prędko. Blou Lamasette spojrzała na niego jak na wariata, po czym wzruszyła ramionami i zaniosła Ami do warsztatu. O nic nie pytała, a jedynie pokiwała na nas ręką. Ciągle uczepiona Aeirana podążyłam więc do wejścia.
- Jest pani w stanie ją naprawić? - zapytałam.
- Skarbie, a czy nie wiedziałaś tego, przywożąc ją do mnie?
- Ale czy może ją pani naprawić tak, żeby... Nie straciła pamięci o nim - wskazałam za siebie. - To jego... No, siostra.
- Mhm. Zależy, gdzie właściwie ma tę pamięć - mruknęła konstruktorka, przyjmując ten fakt do wiadomości bez mrugnięcia okiem. - Zaraz ją zaniosę na salę operacyjną... Chcecie jakiejś kawy czy czegoś takiego?
- Lepiej już opuścimy to miejsce - stwierdził Aeiran stanowczo, na co kobieta tylko skinęła nam głową na pożegnanie i zniknęła w drzwiach.
Odwróciłam się - Kenji nadal siedział na chodniku, z twarzą w dłoniach. Podeszłam do niego jeszcze trochę chwiejnie.
- Hej, nie desperuj - powiedziałam, przykucając obok - Jeszcze sobie zatańczycie w kole na dwie osoby.
Myślałam, że spojrzy na mnie ze złością, ale w jego oczach była tylko drwiąca rezygnacja. Twarz miał zaczerwienioną.
- Co ty sobie myślisz? - zaśmiał się cicho. - Przez lata szukałem dla niej wybawienia, ale nikt, nikt nie był w stanie odjąć jej tej bomby bez ryzyka. Nawet próbowałem manipulować czasem, zresztą sama wiesz.
- Może to było właśnie potrzebne do dopełnienia opowieści? - zasugerowałam, krzywiąc się lekko. Nie lubię takiego rodzaju wyjaśnień.
- Opowieści, która kończy się klęską i wybuchem wielkiej góry - burknął. - I co, i teraz ni stąd, ni zowąd zjawia się możliwość, której nigdy wcześniej nie było?
- Może teraz zaczyna się zupełnia nowa historia - uśmiechnęłam się. - Taka, w której Hôdemei Ami-chan zostaje naprawiona.
Popatrzył mi z niedowierzaniem w oczy i może coś w nich zobaczył, bo podniósł się powoli.
- Hej, dzieciaku! - dobiegł nas głos konstruktorki. - Skoro to twoja siostra, to może też chcesz jej zajrzeć do środka, co?
Kenji skinął głową i ruszył lunatycznym krokiem w jej stronę, natomiast ja znów przytuliłam się do Aeirana i ruszyliśmy przez czas. Przy podróży w przyszłość czas płynie tak samo, tyle, że dużo, dużo szybciej. Jak i przy podróży w przeszłość, chociaż w drugą stronę.

Do herbaciarni trafiliśmy z równie doskonałym wyczuciem. Tu także wszystko było tak, jak to zostawiliśmy. Tenari rysował coś przy stoliku, a na nasz widok zamrugał, zaskoczony naszym tak wczesnym powrotem. Pod jego krzesłem spała Strel.
Tym razem to Aeiran musiał odreagować zmianę czasu, w podobny sposób jak poprzednio ja. Przypuszczam, że nie miałby z tym żadnych problemów jedynie w Ciemności. I w Pieśni.
- Co to był za wyskok z tym ładunkiem wybuchowym? - zaczęłam, siadając obok niego na kanapie.
- Sama mówiłaś, że miała być eksplozja - przypomniał obojętnie. - Poza tym dlaczego tak się przejęłaś? To się już stało i dobrze się skończyło.
- Dobrze. W porządku - westchnęłam. - To miała być nauczka dla mnie, czy wyrównanie rachunków z Kenjim za próbę przejęcia Symboli? Tak nagle, po latach?
- Po latach? - wzruszył ramionami. - Dla niego to było najwyżej po roku.
- Jasne - skrzywiłam się. - Tyle, że ja swoją nauczkę zrozumiałam, a on niekoniecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz