12 VI

Zapalili gromnice,
zawiesili wieńce
u złotego ołtarza -
za nogi, za ręce
powlekli dziewicę
i aptekarza.
Ksiądz do nich przemówił jak zwykle po chińsku,
ze słodkim uśmiechem na ustach.
Matki śmiały się z żalu
i płakały z radości
ręce składając na biustach.
Po czym oblubienicę w przezroczystym woalu
otoczył tłum świetnych gości.
Zaś na chórze złośliwe kłaniały się z kątka
skrzydlate embriony, czerwone dzieciątka
i opędzały z gniewem raka, nowotwora,
który tu zajął miejsce jeszcze wczoraj z wieczora.


Poetka

Zmęczona. I to nieziemsko.
Pewnie dlatego ciągle jestem na nogach, kiedy cały dom śpi. Niech żyje przekora...
Nie, nie tańcem jestem zmęczona, a raczej przytłaczającym poczuciem znalezienia się w tłumie nieznanych istot na obcej planecie, mówiących wieloma niezrozumiałymi językami... No dobrze, może trochę przesadzam. Miałam jednak chwilami wrażenie, że Andrea - od wczoraj pani Steryard - wysyłała zaproszenia komu popadnie, nie do końca zastanawiając się nad konsekwencjami. No dobrze, chciała mieć ślub z pompą i mogę to zrozumieć.
A z drugiej strony mogę zrozumieć Ricka, który przez większość wesela wyglądał tak jak ja się czułam. A może trochę gorzej. On w końcu tych ludzi mniej więcej znał... Panna młoda w pięknie zdobionej sukni doceniała jego męczeńską postawę, ale nie do końca go to pocieszyło. Ale jednak... Ślub to ślub i na koniec oboje wyglądali na zadowolonych. Że spełnione marzenie? Że już po wszystkim? Co za różnica...
Trudno mi teraz nie porównywać tej uroczystości do zaślubin San i Kaya, na których drużbowałam w zeszłym roku. Trudno mi nie stwierdzić, że teraz było jakby... Normalniej? Zwyczajnej? Andrea ubiłaby mnie za takie określenie. Ale pięknie też było.
- Wyobrażasz sobie wymienianie przysiąg przed tymi z Refrenu? - zapytałam później Aeirana, próbując nie robić sceptycznej miny. Nie musiałam się tak starać.
- Wielu ludzi w Pieśni sobie nie wyobraża - odparł cierpko. - Ale dla nich się liczy przysięganie sobie nawzajem, a przed kim, to już...
Tak, nie mogę przestać wracać pamięcią do t a m t e j ceremonii ślubnej. Mam ochotę ich odwiedzić wkrótce. Ale na razie powinnam się skoncentrować na sednie sprawy, prawda?
Sedno sprawy, czyli wesele, odbyło się w lokalu o wymownej nazwie Lait Empoisonné, trwało krócej niż się spodziewałam i było wystawniejsze niż się obawiałam. Zjadłam tyle, ile wypadało, wypiłam nawet mniej, przetańczyłam zaś... Więcej?
Przez większość czasu trzymaliśmy się wszyscy razem - Vanny i Clayd, Noelle i Kaede, okazjonalnie Blue i Carnetia, którzy przepływali między gośćmi z doskonałą obojętnością wobec podniosłości całego wydarzenia i traktowali przyjęcie weselne po prostu jak jedną z wielu imprez, na których tak często bywają. Choć w pewnym momencie Vanny przyłapała Carnetię na zastanawianiu się, czy nie mogłaby też tak. Zaowocowało to naszym chichotaniem po kątach i snuciem przypuszczeń, która para na Rozdrożu następna się pobierze.
Przy okazji omal nie założyłam się z Vanny, której pannie przypadnie bukiet rzucony przez oblubienicę. Omal, bo obie obstawiałyśmy Noelle, więc siłą rzeczy do zakładu nie doszło. Nasze nadzieje okazały się słuszne i siostra Ricka bukiet złapała, choć wcale specjalnie się o niego nie ubiegała. Kaede natomiast patrzył to na nią, to na bukiet, jakby nie do końca kontaktował, o co w tym wszystkim właściwie chodzi, po czym zrobił dziwną minę i wycofał się z hałasem. Jednak Noelle szybko go wytropiła i nawet zaciągnęła na parkiet, choć na coś poza dreptaniem w miejscu przy balladach namówić go nie zdołała. Co nie zmienia faktu, że nawet nieźle się bawił... Co skłania mnie do kolejnych wspomnień i porównań. Ale to może następnym razem. W każdym razie wyraził później chęć wybrania się na trochę do Ha'O'Hany - oczywiście razem z Noelle - i stanęło na tym, że zabiorą się z Aeiranem, kiedy będzie wracał.
Tyle jeszcze chciałabym napisać, ale nadal nie potrafię wyłapać wszystkich zbłąkanych myśli - no proszę, a więc jest to trudne nie tylko w przypadku wielkich opowieści... Dodam może, że na koniec nowożeńcy wyruszyli w podróż poślubną w kierunku nieokreślonym, przez co teraz Rozdroże stanie się jeszcze bardziej puste i ciche... A może nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz